„WyZysk, czyli historia pewnej korespondencji”, tekst Jakuba Ćwieka

www.unsplash.com/Álvaro Serrano

W pierwszej chwili większość z Was pomyśli pewnie: nic złego. Ot uczciwie postawiona propozycja, wszystko zaznaczone na początku rozmowy. Potem ta sama grupa przeczyta odpowiedź na zagajenie i powie: no ale po co ten sarkazm. Nie można było po prostu podziękować za współpracę? No i jeszcze ta literówka. To nie przystoi człowiekowi zajmującemu się książkami! I wtedy pojawia się trzeci mail, w którym te właśnie myśli znajdują ucieleśnienie. Padła propozycja, a jedna złośliwa odpowiedź pociągnęła kolejną i tak to niepotrzebnie eskaluje. A przecież można było pokojowo!

Tyle, że nie, nie można było. I już tłumaczę dlaczego nie, a także dlaczego namówiłem Adama, by pozwolił mi o tej sprawie napisać, choć sam czuł się niezręcznie (proszę czytać od dołu). 

 

Pamiętacie jeszcze mój felieton Blogobojni (klik)? Pisałem wtedy o potwornie niebezpiecznym trendzie w wydawniczym marketingu polegającym na tym, że wydawnictwa nobilitują wyrastające jak grzyby po deszczu maleńkie blogi czytelnicze, nadając im rangę nieomal krytyków literackich. Cytaty z blogów zostały wyciągnięte na okładki, u co przytomniejszych odbiorców wzbudzając ciekawość z rodzaju „kto tu komu pomaga”?

I teraz wracamy do Adama. Z tego, co się orientuję, to nie jest tak, że duże Wydawnictwa pokroju Zysk i Spółka zainteresowały się nim od razu. Adam wkłada kawał pracy i pasji w to, żeby książki promować ciekawie. A to przejedzie pół Polski z autorem po to, by zrobić wywiad na tle ważnych dla książki wiatraków, a to zejdzie do kanałów, bo to dobre tło, by opowiedzieć o innej historii. Swoje materiały realizuje z reporterskim zacięciem, materiały cudze wykorzystywane w swoich produkcjach kupuje legalnie u źródła. Zaprasza do współpracy różnych zaprzyjaźnionych autorów i prosząc ich po przyjacielsku o teksty, zawsze za nie płaci po umówionych z autorem stawkach. Zresztą – przejrzyjcie sobie smakksiazki i zobaczcie jakie teksty możecie na nie znaleźć. Zobaczcie na zróżnicowanie prezentowanych tam materiałów! Już sama lista ludzi współpracujących z Adamem dłużej wiele mówi: Jest Wojtek Chmielarz, Bartek Szczygielski i ja. Co jakiś czas pojawia się Krzysztof Zajas, czy Marta Guzowska. A to tylko ci, którzy pisali więcej niż jeden felieton!

Adam Szaja i Chris Carter, fot: smakksiazki.pl

Dziś wiem, że są duże wydawnictwa chwalące sobie stałą współpracę ze smakiem. I Adam też chwali sobie pracę z nimi, bo wie, że nawzajem traktują się poważnie. Nie będę wymieniał, przejrzyjcie sobie na blogu. Zobaczcie materiały tam prezentowane! Patrzcie na tytuły! Patrzcie na stale rosnący fanpage i zapytajcie sami siebie ile to kosztuje, bo przecież Facebook już od dawna nie da się wykpić zaangażowaniem, domagając się sporych kwot za regularną promocję.

Obserwuję smakksiazki od samego początku tej witryny. Więcej, od pomysłu, który Adam obgadywał ze znajomymi. I pamiętam wszystkie te momenty, gdy dobijał się do jednego, drugiego, trzeciego wydawcy z ofertą promocji sieciowej innej niż dotychczasowe. Pomysłowej, zaangażowanej.

Dziś udało się na tyle, że Zysk i Spółka, w osobie pana Konrada, dostrzegając potencjał w tej współpracy, proponuje… barter. To taki trochę biznesowy odpowiednik: dzień dobry, pani kurwo, z ogromną przyjemnością wyruchałbym panią pod tą latarnią, oferując wynagrodzenie w naklejkach na Świeżaki”.

Odpowiedź Adama była rzecz jasna sarkastyczna, ale przyjmijmy na moment, że nie. Na ułamek sekundy potraktujmy ją dosłownie. Oto człowiek, który działając w marketingu, promujący książki i angażujący się w swoją pracę dowiaduje się nagle, że oto wydawnictwo Zysk i Spółka płaci za marketing w barterze. A skoro i pan Konrad pracuje w marketingu to jakby dodając dwa do dwóch… Ale to przecież nie do pomyślenia, nie? Bo pan Konrad, którego polot w obliczu sarkazmu sprowadził się do wyszydzenia zgubionej litery zasługuje na wypłatę w prawdziwych pieniądzach! Zaoszczędził je dla firmy wciskając ludziom wokół barter. To się nazywa marketing książkowy! Brawo!

Jakub Ćwiek