„Czuję się, jakbym dostał po ryju”. Felieton Bartosza Szczygielskiego

fot: Katarzyna Moskal

Produkujesz krzesła. Na początku swojej drogi nie bierzesz wolnych dni. Zapominasz o weekendach, a słowo urlop brzmi jak odległa kraina, gdzie potrzebna jest wiza na którą nie masz pieniędzy. Jesteś dumny z tego, co udało ci się osiągnąć do czasu, aż w twoim domu pojawia się facet, który zabiera jedno z krzeseł, wkłada je pod pachę i wychodzi. Tak po prostu.

Takie sytuacje, jak ta opisana powyżej, niestety się zdarzają. Kradzieże się zdarzają i choć chcielibyśmy, żeby było inaczej, jedyne co możemy zrobić, to być tymi, którzy działają inaczej. Przed wieloma laty, gdy kupowało się jeszcze płyty DVD z filmami, przed projekcją można było zobaczyć ciekawą akcję informacyjną. Czterdzieści sekund wypełnione drażniącą uszy muzyką i czymś, co wtedy uważano za szybki montaż, miało uzmysłowić oglądającemu, że kradzieże są złe. W dość prosty sposób mówiono o tym, co dla większości społeczeństwa jest oczywiste. Przecież nikt z nas nie ukradłby samochodu, torebki czy telewizora. Co innego z filmami, prawda?

I choć przez długi czas ta akcja informacyjna doprowadzała miliony kinomanów do szału, po dziś dzień nie wiem, czy wywarła jakikolwiek efekt. Bo niestety, ale dobra kulturowe nie są traktowane jako coś fizycznego. A już na pewno nie wtedy, gdy można je ściągnąć na dysk. To w końcu coś innego, niż krzesło wyniesione z pracowni. Chciałem przypomnieć sobie, jak dokładnie wyglądało wideo, która przed laty próbowało wytłumaczyć mi, że nie wolno ściągać filmów, więc wyszukałem je na YouTube. Znajdowało się na jednym z prywatnych profili i wątpię, żeby ktokolwiek miał prawo do dysponowania nim. Ironia prawda?

Taka sama jak to, że ludzie tworzący materiał, postanowili przywłaszczyć sobie muzykę skomponowaną na jego potrzeby i bez wiedzy Melchiora Rietveldta, kompozytora utworu, wykorzystać ją do ogólnoświatowej akcji. Ścieżka muzyczna wprawdzie została stworzona na potrzeby wideo, ale tylko na jego emisją na jednym z filmowych festiwali. Melchior dowiedział się o wszystkim dużo później, wytoczył firmie proces i go wygrał. Tylko co z tego, skoro nawet w środowisku, któremu powinno zależeć na przestrzeganiu praw autorskich, nikogo nie obchodzą prawa twórcy. Czemu w ogóle o tym przypadku wspominam?

Otóż ostatnio opublikowano wyniki badań na temat tego, ile Polacy zostawiają pieniędzy w pirackich serwisach. Doszliśmy więc do momentu, gdzie chcemy mieć dostęp do kultury (w większości to filmy i muzyka, nie ma się co oszukiwać, że będą to książki) i jesteśmy skłonni za nią płacić. Tylko, że robimy to tam, gdzie nie trzeba. Sam byłem świadkiem, jak jedna z moich znajomych z dumą obnosiła się na Facebooku, że na pewnym portalu można obejrzeć fajny film i to za śmiesznie małe pieniądze. Serwisy streamingowe z nielegalnymi treściami znalazły cudownie prosty sposób, by przyciągnąć do siebie klientów. Zmusiły ich do płacenia.

To rozwiązanie jest tak genialne, że aż trudno w nie uwierzyć. Bo przecież trzeba być skończonym debilem, by jawnie płacić za coś, co jest kradzione. Dlaczego więc tak wiele osób to robi? Bo wydając te kilka złotych, czyścimy sumienie. Serwis streamingowy, który w Polsce jest nad wyraz popularny, ostatnimi czasy postawił jednak na legalne źródła. Przynajmniej w części, gdzie jego twórcy nie boją się podpisać. Zawiązano współpracę z kilkoma dystrybutorami i za miesięczny abonament uzyskuje się dostęp do legalnej kultury. Dość ubogiej będąc szczerym, ale to nie ma znaczenia. Ważne jest to, że widać zmiany na lepsze, choć cały czas użytkownicy serwisu mogą uploadować swoje materiały i te będą wisiały na stronie tak długo, aż ktoś ich nie zgłosi do usunięcia. Walka z piractwem jest gorsza niż ta z wiatrakami, bo nie sposób wygrać.

Dopóki nie przestaniemy myśleć o kulturze, jak o czymś, co jest darmowe, nigdy nie uda się wyplenić piractwa. Zawsze znajdą się kontrargumenty, z którymi nie da się walczyć. W komentarzach pod filmem o piractwie znalazłem taką właśnie wypowiedź. Jej autor stwierdził, że on niczego nie kradnie, bo przecież autor dalej ma swoją pracę, a on jedynie korzysta z kopii i nie widzi w tym nic złego. Co z tego, że za tą kopię nie zapłacił i przekazuje ją dalej. Filmy, muzyka i książki są digitalizowane tak łatwo, nie ma powodu za nie płacić. Można mieć je za darmo, bo nie robimy nikomu krzywdy. Filmowcy, muzycy i pisarze dalej mają swoje dzieła, czyli nie ma mowy o kradzieży. Jeżeli nic się nie zmieni, to w końcu sztuka przestanie powstawać, bo jej twórcy będą zajęci robieniem czegoś, co przynosi im dochód.

Pamiętam, jak znalazłem swoją powieść w serwisie, gdzie można było ją pobrać za darmo. Czułem się, jakby dostał po ryju, bo ktoś wszedł do mojego warsztatu i zabrał mi moje krzesło.

Tak zwyczajnie.

Bartosz Szczygielski