Zacznijmy od rzeczy całkowicie poza książkowej. Jak się Panu żyje bez telefonu komórkowego?
Świetnie. Dużo częściej jestem w sytuacji, w której się cieszę, że go nie posiadam, niż w takiej, w której ewentualnie bym tego żałował. Wiele osób uważa, że to czyni ze mnie dziwaka, ale nie przeszkadza mi to. Nie jestem jedynym pisarzem, który nie znosi telefonów. Z dużą satysfakcją przeczytałem ostatnio zarówno w dziennikach Susan Sontag jak i w biografii Iris Murdoch, że uważały telefony za dopust Boży.
Długo Pan się nosił z napisaniem „Korzeńca”?
Zacząłem pisać tę powieść w roku 2005. Napisałem dwa pierwsze rozdziały, potem zarzuciłem prace na jakieś dwa lata, a wreszcie wróciłem do pisania na poważnie wiosną 2008 roku i pod koniec 2010 książka była gotowa. Można więc powiedzieć, że pisałem długo i na raty.
Ile czasu Pan poświęcił na chodzenie po Sosnowcu, sprawdzaniu miejsc, obliczaniu odległości…?
Nie aż tak dużo, jak mogłoby się wydawać. Owszem chodziłem, mierzyłem, sprawdzałem i liczyłem, ale dużo więcej czasu przesiedziałem w domu przy biurku. Kiedy już zbudowałem sobie w głowie makietę Sosnowca AD 1913, nie musiałem więcej spacerować po mieście, tym bardziej, że dzisiaj wygląda ona zupełnie inaczej. Koniec końców, pisanie wykonuje się na siedząco, a nie na chodząco.
Pana opinia o rzuceniu Korzeńca na deski? Spektakl zbiera bardzo pochlebne recenzje.
Kiedy usłyszałem, że „Korzeniec” będzie wystawiony w teatrze miałem mieszane uczucia. Z jednej strony byłem oczywiście bardzo zadowolony, z drugiej uważałem, że trudno będzie skondensować powieść w taki sposób, żeby się sprawdziła jako sztuka teatralna. Ale ewidentnie się sprawdza i bardzo mnie to cieszy. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy zaangażowali się w projekt teatralny: dyrekcji Teatru Zagłębia, reżyserowi – Remigiuszowi Brzykowi, autorowi adaptacji – Tomaszowi Śpiewakowi, autorowi muzyki – Jackowi Grudniowi i wspaniałym aktorom. Spektakl został przygotowany przez cały zespół utalentowanych osób.
Jak idą prace nad „Pudrem i pyłem”, który ma się ukazać we wrześniu? Proszę o zdradzenie czytelnikom smakuksiazki kilku szczegółów fabuły…
Prace wkroczyły w fazę finalną. Do końca maja wszystko powinno być gotowe. Fabuła? Pani Jadwiga, wdowa po zamordowanym Alojzym Korzeńcu usiłuje zawieść redaktora Monsiorskiego przed ołtarz. Tymczasem zabójca, wciąż przebywający na wolności, ma na oku kolejną ofiarę. Albo nawet dwie. Sufrażystka Izabela i bona Emma przeżywają perypetie miłosne, a do tego dochodzi nowa para bohaterów, Pola Negri i komendant miejscowej policji, hrabia Eugeniusz Dąmbski. Akcja rozgrywa się od 11. listopada 1918 do 7. listopada 1919 w Sosnowcu, Piotrogrodzie, Warszawie, w obozie jenieckim i w górskim sanatorium.
Czy podtrzymuje Pan, że na dwóch częściach się nie skończy?
Sam już nie wiem. Na pewno będę chciał odpocząć po drugim tomie. Od 2005 roku żyję w świecie „Korzeńca”. Najwyższy czas przewietrzyć nieco głowę.