Mieszka w Chorwacji, a w trakcie Euro 2016 kibicuje Włochom. O Erneście Wilimowskim dowiedział się w wieku dziesięciu lat, a niecałe czterdzieści lat później napisał o nim książkę. Miljenko Jergović opowiada o historii, polskich pisarzach i podsłuchiwaniu w kawiarniach. Na polskim rynku właśnie ukazała się jego książka „Wilimowski”. Zapraszam.
W jednej z księgarń widziałem Pana najnowszą książkę na dziale sportowym. Zaskoczenie?
W ogóle. Przecież w księgarniach pracują ludzie, którzy często sugerują się tytułami. Także generalnie jest to w porządku. Nawet bym się cieszył, gdyby ktoś kupił „Wilimowskiego” myśląc, że jest to tylko książka o piłkarzu.
Ja pochodzę z Górnego Śląska i u nas takie postacie jak Gerard Cieślik, Ernest Pol, a także Ernest Wilimowski to są legendy. Ciekawi mnie to, jak Pan dowiedział się o Wilimowskim.
Mając dziesięć lat przeczytałem w historii piłki nożnej o pewnym piłkarzu, który strzelił cztery bramki Brazylii w 1938 roku. Byłem małym chłopakiem i strasznie mnie to zafascynowało. To był ten moment, kiedy dowiedziałem się o jego istnieniu. Później dopiero dowiedziałem się innych historii związanych z Wilimowskim, ale one nie dotyczyły już tylko tych czterech goli.
Inni polscy piłkarze również zakorzenili się tak mocno w Pana pamięci?
Najbardziej zapamiętałem tych, których w życiu widziałem, czyli generacja, która zdobywała trzecie miejsce na świecie. To byli Deyna, Lato, Gorgoń, Tomaszewski, Szymanowski, a później też Boniek.
Jest Pan wielkim fanem piłki, wyobraża sobie Pan w ogóle życie bez niej?
Na szczęście nie muszę sobie tego wyobrażać (śmiech). Chociaż muszę powiedzieć, że dzisiejsza piłka nożna zmieniła się w coś, co mi się zupełnie nie podoba. To jest połączenie biznesu z nacjonalizmem, a to nie są dobre rzeczy.
Trwają Mistrzostwa Europy we Francji. Śledzi je Pan? Rozumiem, że trzyma Pan kciuki za Chorwację?
Śledzę, ale zaskoczę Pana, nie kibicuję Chorwacji. Właśnie z powodu nacjonalizmu nie mogę kibicować chorwackiej reprezentacji. Dlaczego? Dlatego, że kibice śpiewają pieśni nazistowskie. To dokładnie tak, jakby niemieccy kibice śpiewali na meczach sieg heil. Gdybym był Niemcem, nie kibicowałbym takiej reprezentacji.
Komu Pan w takim razie kibicuje?
Ja mam tak, że zazwyczaj przywiązuję się do outsiderów. Tak miałem z reprezentacją Grecji, która nie grała wielkiej piłki, a finalnie została mistrzem Europy. Na tym turnieju podoba mi się kilka reprezentacji, na przykład Włosi. Oni zawsze grają brzydko, a teraz pierwszy raz grają przyjemnie dla oka. Polska też zagrała perfekcyjnie swoje dwa pierwsze mecze i byłem bardzo zaskoczony, że wczoraj mogliście pokonać Niemców. Wiadomo przecież, że piękno piłki nożnej polega na tym, że ci teoretycznie słabsi zwyciężają tych teoretycznie lepszych.
Wracając do Pana najnowszej książki, chciałbym zapytać czy długo się Pan zastanawiał jak wokół Ernesta Wilimowskiego zbudować fabułę?
Jest to opowieść o tym, jak ojciec i syn obserwują mecz piłki nożnej, to jest przecież przeżycie, którego większość mężczyzn doświadczyła. W mojej książce stosunek ojca i syna ma właśnie piętno tego wielkiego meczu, wielkiego i ważnego meczu. W skrócie można powiedzieć, że ta powieść to opowieść o meczu, ojcu i synu i oczywiście o drugiej wojnie światowej. Wojny nie mogło tutaj zabraknąć, bo przecież mecz, o którym piszę, był rozegrany w 1938 roku, więc zaraz po nim praktycznie nadeszła wojna. Rola historii w moich książkach, jest identyczna do roli historii w naszych życiach. Nigdy nie spotkałem człowieka, którego życie toczyłoby się obok historii. Myślę, że w Europie takich ludzi nie ma.
Chciałbym trochę cofnąć się w czasie. Nagroda Literackiej Europy Środkowej „Angelus” coś zmieniła w Pana życiu? (Jergović otrzymał ją w 2012 roku za doskonałą powieść „Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki).
Niewiele zmieniła, ale była dla mnie bardzo ważna jako wyraz uznania. Najważniejsze są te wyrazy uznania, które pochodzą z zagranicy, dlatego, że jest to coś, na co w żaden sposób nie mogę wpływać.
Na koniec chciałbym spytać jak wygląda Pana znajomość polskich pisarzy. Czyta Pan?
O tak, lubię i czytam. Skupię się tylko na żyjących literatach. Bardzo lubię Olgę Tokarczuk, Adama Zagajewskiego, Juliana Kornhausera, Joannę Bator. To są ci, którzy pierwsi przychodzą mi do głowy, chociaż mógłbym sobie też przypomnieć innych.
Już zupełnie na koniec. Ma Pan przepis na dobrą fabułę? Czy fabuła po prostu się dzieje, trzeba ją tylko wychwycić i spisać?
Najwięcej ciekawych rzeczy można znaleźć w codziennym życiu. Siedzi Pan w kawiarni i podsłuchuje rozmowy przy sąsiednich stolikach, to jest sytuacja, z której można znaleźć najwięcej tematów, to są sytuacje najważniejsze.
To co Pan ostatnio podsłuchał?
Trudne pytanie, mnóstwo tego jest. Ja jestem jak szpieg. Siedzę w kawiarni i udaję, że czytam gazety.
Tłumaczyła: Magdalena Petryńska.
Zdjęcie główne: smakksiazki.pl
Zdjęcie okładki: Wydawnictwo Książkowe Klimaty
Zdjęcie Miljenko Jergovicia w tekście: Wydawnictwo Czarne/Bruno Konjević