Pierwsza wizyta na zagranicznych targach książki. Pierwsza w charakterze autora. Udział w panelu, dyżury autorskie. Moja wizyta w Paryżu trochę była przygodą, trochę powrotem do przeszłości
Przed wyjazdem do stolicy Francji mówiono mi kilka razy, że odbywają się tam najpiękniejsze targi książki w Europie. Jestem gotów się z tym zgodzić. Zorganizowano je w halach Porte de Versailles, miejscu przyjemnym, dobrze skomunikowanym i przestronnym. Powierzchnia wystawowa jest naprawdę ogromna. Główne aleje między stoiskami są bardzo szerokie. Ale i tak w godzinach szczytu potrafią się porządnie zakorkować. Bo tutaj dochodzimy do kolejnej kwestii – widownia. Na targach pojawiłem się w piątek późnym popołudniem. Wtedy było w miarę spokojnie. Mogłem spokojnie się przejść z jednego końca na drugi, pooglądać, zorientować się w topografii hali. W sobotę było już ciężko. Przejście około dwustu metrów od stoiska mojego wystawcy Agullo Editions do stoiska polskiego potrafiło mi zająć kilkanaście minut. Kolejki do najpoczytniejszych autorów potrafiły się ciągnąć, ciągnąć, a potem zawijać kilkukrotnie niczym wąż. Obok stali ochroniarze pilnując, żeby nikt się nie przepychał. Jasne, nie jest to nic, czego byśmy nie widzieli już w Polsce w Krakowie czy Warszawie (być może za wyjątkiem ochroniarzy). Ale i tak robiło wrażenie. Szczególnie zaimponowali mi fani mało w Polsce znanej autorki belgijskiej Amelie Nothomb. Stali grzecznie godzinami i w piątek, i w sobotę. Ale podobno ta pisarska cieszy się w krajach francuskojęzycznych ogromnym powodzeniem. Łącznie targi odwiedziło około 3000 twórców.

Paryż, fot: www.unsplash.com/Anthony DELANOIX
W Paryżu widać też było pieniądze. Takie, których na żadnych targach w Polsce chyba nigdy nie zobaczymy. Państwa arabskie: Arabia Saudyjska, Katar, Zjednoczone Arabskie (miasto Szardża było zresztą gościem specjalnym targów) wynajęły łącznie chyba z połowę ogromnej przecież hali. Szkoda, że w gruncie rzeczy niewiele się tam działo, a i sami Francuzi rzadko tam zachodzili. Czasami miałem wrażenie, że mieszkańcy tych krajów zrobili sobie własne, osobne targi dla samych siebie. Zupełnie inaczej wyglądało to na stoisku urządzonym wspólnie przez kilka krajów afrykańskich. Pomimo tego, że znajdowało się na końcu terenu, nieustannie przewalały się przez nie tabuny ludzi. Każda dyskusja, każde spotkanie z autorem mogło liczyć na sporą widownię. Była tam autentyczna i ogromna energia. A Polska? Na ogólnym tle stoisko wypadło bardzo przyzwoicie. Skromne, ale w niezłym miejscu i z kilkoma ciekawymi wydarzeniami. Szczególnie atrakcje kierowane do dzieci cieszyły się sporym zainteresowaniem. Do tego dość duży wybór książek polskich autorów. I tych przetłumaczonych już na francuski i tych w naszym języku. No i na koniec jeszcze jeden obrazek. Swoje stoisko miała również firma Sony, która promowała tam konsolę do gier Playstation 4. Pierwsze zdziwienie – fakt, że ktoś z firmy uznał, że powinni tam być. Drugie zdziwienie, to forma. Konsola była tylko jedna. Całą resztą powierzchni zajmowały książki z ilustracjami do gier (tzw. artbooki).
Sam czułem się tam, jakbym się cofnął w czasie o kilka lat i znowu znalazł się na początku pisarskiej kariery. Siedziałem grzecznie na dyżurach autorskich i tęsknie spoglądałem w mijającym mnie tłum próbując wyłowić z niego chociaż jedną osobę, która byłaby zainteresowana moimi książkami. Okej… W ogólny rozrachunku nie było tak źle. Kilkanaście książek podpisałem, udzieliłem dwóch wywiadów, wziąłem udział w bardzo ciekawym panelu z autorami z Węgier i Rosji. Umówiliśmy się też wstępnie na trasę promocyjną przy okazji promocji francuskiego wydania „Farmy Lalek”. Było więc mniej więcej to, czego się spodziewałem. Normalna, mozolna ciężka praca i budowanie krok po kroku własnej popularności. Ale widziałem różnicę w porównaniu z chociażby ostatnimi targami w Warszawie, po których autentycznie bolał mnie nadgarstek. Oczywiście, takich autorów jak ja, było wielu. Przechadzając się po hali targowej bezbłędnie ich rozpoznawałem. Lekko znudzone twarze, na których odmalowywała się nadzieja, kiedy tylko nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. A potem wracało na nie znudzenie, kiedy uśmiałem się przepraszająco i szedłem dalej. Tak naprawdę, to miałem ochotę ich przytulić i powiedzieć, że wiem, co czują.
Zakończę małą sensacją, którą żyły targi w momencie, kiedy tam przyjechałem. W czwartek odwiedził je prezydent Emanuel Macron. Odmówił jednak wizyty u gościa honorowego targów. Stwierdził, że jest wielkim miłośnikiem literatury z tamtego kraju, ale z powodu zachowania się tamtejszych władz musi zbojkotować stoisko. Tym krajem była Rosja.
Wojciech Chmielarz