Jego najnowsza książka to obraz Polski, której się nie udało, choć udać się mogło. Chmielarzowi szczęście sprzyja, a Nagroda Wielkiego Kalibru podziałała jak dodatkowy bieg w samochodzie. Rozmawiamy o dziennikarstwie, polityce, „Osiedlu marzeń”. O wielu innych sprawach też.
Jeden z Twoich tekstów zaczyna się mniej więcej tak: „gdy policja zamknęła babkę Wiśniewską, to wkurwiło się pół Gliwic”. Po przeczytaniu „Osiedla marzeń” miałem podobne odczucie jak gliwiczanie.
Wkurwiłeś się?
Tak, bo zostawiłeś czytelnika w takim miejscu, że chce się wiedzieć natychmiast co dalej.
Jeśli więc się wkurwiłeś, to ja po prostu źle zrobiłem. Mój plan na tę książkę był taki, że co prawda czytelnik będzie czekał na ciąg dalszy, ale o tej historii dowiedział się już wszystkiego. Wie, kto zabił i dlaczego. Jeśli natomiast mówisz, że się zirytowałeś, to widocznie nie wyszło tak jak chciałem, mogę tylko przeprosić. Co będzie dalej? Wyjaśni się w końcu co było na pendrivie. W piątej książce z komisarzem Mortką chciałbym zamknąć te wszystkie wątki, które zaczęły się nawet jeszcze w „Podpalaczu”. Oczywiście, nie znaczy to, że to będzie ostatnia książka z Mortką, ale chcę zamknąć pewną historię. Wiesz, ja w swoich książkach tkwię od początku w 2010 roku, co mnie coraz bardziej męczy, bo z każdym rokiem piszę coraz bardziej kryminał retro. Przykładowo pisząc „Osiedle marzeń” spędziłem naprawdę sporo czasu na szukaniu dobrej piosenki, która była popularna w 2010 roku.
Dosyć mocno się usprawiedliwiasz, ale to nie był w ogóle zarzut w Twoją stronę. To jest po prostu taki gigantyczny głód na ciąg dalszy. Zostawiłeś mnie z tą książką i pozostaje mi czekać. Pytanie jest inne, czy Ty już wiesz co jest na tym pendrivie?
Oczywiście, że tak! Od początku wiedziałem, co tam jest. Nie pozwoliłbym sobie na takie zakończenie, gdybym nie wiedział co się wydarzy, jak się potoczą losy bohaterów.
Z innej beczki. Nie lubisz dziennikarzy?
(śmiech). Nie mam nic do dziennikarzy jako takich. Natomiast musimy sobie zdawać sprawę, że media światowe, a polskie może nawet mocniej, przeżywają poważny kryzys. Szczególnie mocno dotyka to mediów tradycyjnych, papierowych. Co to oznacza? De facto, upadek dziennikarstwa jakościowego, a wzrost liczby materiałów tabloidowych czy opartych na metodzie Ctrl-C, Ctrl-V. Efekty negatywne tego już widać. I wbrew temu, co niektórzy sądzą, internet tutaj nie pomoże. Fajnie opowiadał o tym Cezary Łazarewicz, który ostatnie miesiące spędził w Wirtualnej Polsce, tworząc tam właśnie dziennikarstwo jakościowe. Mówił że nawet jeśli napisał dobry tekst, to on się totalnie w Internecie nie przebił. Nie było w ogóle odzewu i to do tego stopnia, że bohaterom tekstu nie chciało się pozywać autora. Co byłoby nie do pomyślenia w prasie papierowej! I o tym też w pewnym sensie jest „Osiedle marzeń”. Chciałem o tym dziennikarstwie napisać, bo jestem niespełnionym dziennikarzem.
W Miłoszu Ostrowskim, który jest jednym z bohaterów „Osiedla marzeń”, skupiają się wszystkie negatywne cechy dziennikarza? Bycie łasym na zaszczyty, interesowność, czasem nawet korupcja.
Wielu dziennikarzy ma bardzo duże ego. Tak jak powiedziałeś, chcą mieć jakąś sprawczość nie tylko przy opisywaniu, ale też przy kreowaniu wydarzeń. Może wynika to z faktu, że dziennikarze znają bardzo wiele osób, plotek, tajemnic. Wydaje im się, że wobec tego powinni mieć jakiś wpływ na rzeczywistość. Gdy okazuje się, że jednak nic nie mogą, są sfrustrowani.
Polityków też nie lubisz? W sumie w Twojej książce dostało się wielu grupom społecznym.
Piotr Celtycki, jeden z bohaterów, jest specyficznym rodzajem polityka, bo jest na aucie i próbuje wrócić do gry. Jeśli zaś chodzi o politykę jako całość, to jestem zniesmaczony poziomem debaty publicznej. Wracamy więc do tematu, o którym mówiliśmy wcześniej, bo to też się wiąże z upadkiem dziennikarstwa. Jest coraz mniej osób, które potrafią zadać politykom dobre pytania. Co wynika i z braku wiedzy, i braku doświadczenia. Przychodzą mi tylko dwa nazwiska do głowy, to jest Marcin Zaborski z RMF FM i Beata Marciniak z Trójki. Generalnie, kiedy oglądam wywiady z politykami, to się czasem łapię za głowę, bo dziennikarze nie zadają pytań, które powinni zadać.
Chciałbym przeskoczyć teraz na chwilę na temat seriali. Ostatnio spotkałem kilku pisarzy, którzy mówią, że w jakiś sposób inspirowali się serialem „Dexter”. Na przykład bohaterka kryminałów Bernharda Aichnera działa trochę jak bohater serialu. U Ciebie też jest taki moment, gdzie jest próba poćwiartowania ciała, który leży w wannie. Przypadek?
Oczywiście oglądałem „Dextera”, ale się zniechęciłem przy trzecim sezonie. Chciałem, żeby to była scena makabryczna i komiczna. Zastanawiałem się co zrobi mało bystry człowiek, który będzie chciał się pozbyć ciała. Pomyślałem, że pewnie będzie próbował je pociąć i mu to niezbyt dobrze wyjdzie. Także „Dexter” nie, ale jeśli jakieś nawiązanie serialowe, to do „Breaking bad”, bo tam jest taka śmieszna scena, gdy bohaterowie po swoim pierwszym zabójstwie próbują pozbyć się ciała. Wrzucają ciało do wanny i zalewają kwasem, wanna się rozpuszcza i ciało spadło piętro niżej razem z kawałkiem sufitu. I to jest raczej inspiracja.
Teraz będzie trochę filozoficznie, bo generalnie rzecz ujmując, Twoja książka pokazuje dość przykry obraz naszego społeczeństwa. Tak jak napisał na okładce Pablopavo, że nikt z bohaterów nie jest czysty.
O tym właśnie miała być ta książka, o Polsce, której się nie udało. O ludziach, którzy mieli możliwości, mieli ambicje, ale z takiego czy innego względu coś im nie wyszło. Mam wrażenie, że tych osób jest jednak bardzo dużo, a sukces odnosi mniejszość. Natomiast większość Polaków nauczyła się radzić sobie z poczuciem porażki życiowej i traktuje to jako coś naturalnego. Ktoś chciał zostać znanym aktorem, a trafił do teatru powiatowego. Pomimo tego może być szczęśliwy, bo np. ma udane życie rodzinne, ale inna osoba w tej samej sytuacji będzie rozżalona. My jesteśmy przecież non stop karmieni przez telewizję, kolorową prasę wizją sukcesu Wręcz tyranizowani. Wmawia się nam, że jeśli ktoś go nie osiągnął, to jest tylko i wyłącznie jego wina. A o sukcesie decyduje przecież w dużym stopniu decyduje los. Ja miałem szczęście, że trafiłem na dobrych ludzi z dobrego wydawnictwa. Dostałem takiego redaktora nie innego, wydawnictwo się zainteresowało, a mogło nie. Podobno było blisko, a moją pierwszą książkę by odrzucili.Były głosy żeby tego nie wydawać. Los, rzut monetą. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, nie mają wobec losu należytej pokory.
Jeśli już o losie mowa. Jak duży wpływ na to, co się z Tobą stało miała Nagroda Wielkiego Kalibru?
Ona przyszła w bardzo dobrym momencie. To była nagroda za trzecią książkę i w związku z tym były jakieś informacje o mnie, na przykład w Internecie. Jeśli więc ktoś chciał sprawdzić kim jest Chmielarz, to sobie sprawdził. Moje książki można było znaleźć w księgarni i w bibliotece, można było przeczytać kilka wywiadów ze mną. Wobec tego ta nagroda stała się dużym katalizatorem, pojawiły się nowe propozycje wydawnicze, ale przede wszystkim zaczęli odzywać się ludzie, którzy chcieli zaprosić mnie na spotkania autorskie. Tego przed nagrodą nie było.
Mówimy o tym, że w „Osiedlu marzeń” każdy ma coś na sumieniu. Spróbujmy inaczej. Który z Twoich bohaterów ma najczystsze intencje? Może Zuza, która chce dobrze, ale ciągną się za nią pewne niewyjaśnione sprawy?
Z takich ważniejszych postaci, to faktycznie, chyba nikogo takiego nie ma. Mówiłeś o Zuzie, że ona ma coś na sumieniu, ale przecież każdy z nas ma jakieś świństwa. Nie da się przeżyć życia i być ciągle szlachetnym i nie popełnić żadnych błędów. Faktycznie, teraz jak o tym myślę, to w „Osiedlu marzeń” nie ma osoby, o której mógłbym powiedzieć, że jest w stu procentach czysta. Są natomiast postacie, który popełniły w życiu błędy i starają się je teraz naprawić. I oni wydają mi się dużo ważniejsi i o wiele bardziej prawdziwsi.
Nad czym teraz pracujesz? Ciąg dalszy „Osiedla marzeń”?
Moją kolejną książkę będzie „Zombie”, to będzie kontynuacja przygód detektywa Dawida Wolskiego. Zbliżam się do połowy i z każdą stroną zaczynam się rozpędzać. Będzie o Gliwicach, będzie strasznie, będzie makabrycznie. To będzie inna książka niż o komisarzu Jakubie Mortce, ale będzie ciekawa, będzie mocna. Chciałbym żeby ukazała się w przyszłym roku. Jeśli zaś idzie o Mortkę, to też bym chciał żeby w przyszłym roku, albo na początku 2018.
Praca nad dwoma tytułami jednocześnie nie miesza Ci w głowie?
To wbrew pozorom pomaga. To są dwie zupełnie inne książki, taki płodozmian jest dobry, bo w ten sposób czyszczę sobie głowę. W taki sposób powstał „Wampir”. Kiedy skończyłem „Przejęcie” i miałem już w głowie „Osiedle marzeń” to się zorientowałem, że za dużo czerpię z poprzedniej książki. Te same odzywki, bohaterowie zachowywali się tak samo, więc się trochę przestraszyłem, bo nie chcę pisać cały czas tak samo. Chcę się rozwijać, a żeby się rozwijać, to trzeba próbować nowych rzeczy.
Zadam Ci pytanie, na które nie odpowiesz. Co przydarzy się bohaterom „Osiedla marzeń”?
Mogę powiedzieć tyle, że będzie mocny początek, będzie dużo trupów. Mogę też powiedzieć, że nie ma jeszcze tytułu. Więcej, po tej książce na jakiś czas chcę odpocząć od Mortki, bo mam już pomysł na inną, fajną historię. Na pewno jednak Mortki nie zabiję, po prostu jestem nim trochę zmęczony.