„Panie Jerzy, jak pan może takiego idiotę z siebie robić”?

Przez jedną z ról musiał czekać na mieszkanie dłużej o dwa lata. Przed jednym ze spektakli, pękły mu wrzody żołądka. Sam o sobie mówi, że w teatrze jest, w kinie bywa. Jest jednym z najbardziej charakterystycznych polskich aktorów. O Jerzym Treli rozmawiam z autorką jego biografii, Beatą Guczalską. 

 

Z książki wyłania się obraz Jerzego Treli, który niechętnie opowiada o swoim życiu. Jak udało się go Pani przekonać, żeby współuczestniczył przy tworzeniu książki o sobie?

Myślę, że już zgoda na powstanie tej książki – uzyskana przez Wydawnictwo Marginesy – zakładała pewną formę współpracy. Mam wrażenie, że pan Jerzy Trela troszkę się poczuł za książkę współodpowiedzialny… a także chciał mieć wpływ na pewne jej części i informacje, których nie mogłabym znaleźć w innych źródłach.

Jak wyglądały wasze spotkania?

Było gorąco… w najzupełniej dosłownym sensie, bo większość spotkań odbywała się latem, które w tym roku było wyjątkowo upalne. Jerzy Trela jest zapracowanym człowiekiem, miał czas wtedy, kiedy z powodu letniej przerwy urlopowej nie ma prób ani spektakli. Ale my przeważnie siedzieliśmy w typowo krakowskiej, bardzo miłej piwnicy, konkretnie w Klubie Aktorów „Loża” przy Rynku Głównym. Pan Trela wcale nie jest milczkiem, na jakiego być może czasem wygląda. Potrafi godzinami opowiadać niezwykle zajmujące rzeczy.

W książce opisuje Pani wiele sytuacji anegdotycznych, np. gdy przez rolę w „Rozmowach przy wycinaniu lasu”, Jerzy Trela musiał czekać dłużej na przydział mieszkania, bo sztuka nie spodobała się prezesowi spółdzielni mieszkaniowej (tytułowy cytat pochodzi właśnie z rozmowy Jerzego Treli z prezesem spółdzielni). Które anegdoty wspomina Pani najmilej?

No cóż, prawdę powiedziawszy, te najsmakowitsze nie znalazły się w książce. Mam wiele takich wspaniałych opowieści, rozpoczynanych frazą „ale tego niech pani nie pisze”. Jerzy Trela nie tylko jest sam wspaniałym opowiadaczem, ale też ich źródłem. Kiedy w jakimś towarzystwie mówiłam, że piszę o Treli, zaraz ktoś się odzywał „a ja mam taką wspaniałą anegdotę o Jurku”. Może kiedyś Jerzy Trela zgodzi się na opublikowanie jakiejś relacji o sobie nie całkiem serio, i wtedy wszystkie te anegdoty się przydadzą.

Aktor z gorączką ma grać, aktor jest od tego, żeby grał z gorączką”. Jerzy Trela wymaga od siebie, ale też od innych?

Od siebie przede wszystkim. W każdym razie nie uważa, że choroba, nawet poważna, jest wystarczającym powodem, żeby nie zagrać spektaklu. Ani rozmaite trudne, a nawet dramatyczne okoliczności życiowe. To taki znany od czasów przedwojennych aktorski heroizm, forma etyki tego zawodu: cokolwiek by się działo, nie można zawieść publiczności. Liczne są historie na temat tego, w jakich sytuacjach Jerzy Trela mimo wszystko grał, nieraz ledwie żywy. Ale umierający na raka Osterwa też grał, a w kulisach siedzałł lekarz z zastrzykami morfiny, podawanymi w trakcie spektaklu.

Siłą rzeczy takie wymagania od siebie przenoszą się więc również na scenicznych partnerów, studentów – choć nigdy w takim natężeniu. Zwłaszcza wobec studentów Jerzy Trela bywał nadzwyczaj wyrozumiały.

Dla ludzi z zewnątrz, zawód aktora jest zawodem niewymagającym zbyt dużego nakładu pracy. Ot, wychodzi na scenę i gra. Proszę powiedzieć o problemach i chorobach, z którymi zmagają się aktorzy.

Aktorzy, którzy odnieśli tak zwany sukces, czyli grają dużo, cierpią z powodu notorycznego przemęczenia i przepracowania. Nie zdajemy sobie sprawy, że często aktorzy pracują na etatach w teatrach, muszą więc łączyć pracę w filmie czy telewizji z grafikiem przedstawień. Toteż dojeżdżają na plan filmowy nocą, a po zdjęciach wstają o świcie, by zdążyć na pociąg i wrócić na wieczorne przedstawienie. Stąd taka liczba wypadków samochodowych w tej branży. Anna Dymna, wożona tak po nocach do filmu, zaliczyła chyba trzy.

Wymagania roli często obejmują ryzykowne operacje ruchowe, więc aktorzy są bardzo mocno narażeni na rozmaite urazy, przede wszystkim kręgosłupa i kolan. Przechodzą operacje, leczą się, przekazują sobie nazwiska dobrych specjalistów.

Aktorstwo jest ponadto zawodem, który wymaga jednoczesnej wrażliwości i wielkiej odporności psychicznej. To trudne połączenie. Grają przedstawienia wieczorami, rozwibrowany organizm niełatwo zapada w sen, a rano trzeba wstać na próbę albo zdjęcia. Wielu aktorów popada w alkoholizm, nierzadkie są kłopoty psychiczne. To w największym skrócie.

Aktorzy pracują w teatrze, a zarabiają w filmach?

Tak było chyba od zawsze, czyli od początku filmu, również w czasach PRL-u. Teatr daje stabilną pensję, ale na pewno nie jakieś znaczące dochody. Ale kto nie pracuje w teatrze, ten bardzo rzadko dochodzi w aktorstwie do najwyższego poziomu. No i na scenie aktor jest panem samego siebie, komponuje i kontroluje swoją rolę, nawiązuje żywy kontakt z publicznością. W filmie rola zależy często od montażysty. Nieraz większość scen zagranych przez aktora i tworzących jego rolę zostaje usunięta przez reżysera – coś tam nie pasuje, jest za długie, więc się skraca. Decydują nieraz umiejętności operatora kamery… Na scenie aktor jest królem.

W podziękowaniach pisze Pani, że nie mogła skorzystać ze wszystkich opowieści. Jerzy Trela zabronił, czy sama Pani uznała, że nie wypada ich użyć?

Wspominałam już o tym przy okazji anegdot. Nie, Jerzy Trela oczywiście niczego mi nie zabraniał. Po kilku rozmowach sama mogłam się zorientować, czego by nie zaakceptował. A zasadą pracy nad książką był pewien współudział jej bohatera. Krótko mówiąc, szukaliśmy konsensusu.

Pozwoli Pani na prywatne pytanie. Pani mąż jest pisarzem – jak się żyje pod jednym dachem ludziom z tej samej branży? Pomagacie sobie, inspirujecie, jesteście pierwszymi swoimi czytelnikami?

Inspiracje są całkowicie indywidualne. Natomiast pomoc i przede wszystkim wzajemne czytanie napisanych kawałków – są jak najbardziej praktykowane. Ale najważniejsze jest chyba wielogodzinne wysłuchiwanie gadania drugiej strony na temat tego, o czym się pisze.

Pracuje już Pani nad kolejną książką? Proszę zdradzić o kim najbardziej chciałaby Pani napisać.

Spośród aktorów współczesnych byłby to Jerzy Radziwiłowicz. Fascynuje mnie również Tadeusz Łomnicki, genialny aktor, o którym można by napisać kilka książek, z różnych perspektyw. Ostatnio zajmuję się również Konradem Swinarskim – to absolutnie wybitna, nieprzeciętna osobowość żyjąca dodatkowo w niezwykle dramatycznych czasach. Wspaniały temat na książkę.

Fot: Andrzej Krzycki