Co przeczytać w wakacje? Poleca Wojciech Chmielarz

Wojciech Chmielarz, fot: Wojciech Rudzki/Wydawnictwo Marginesy

Po bardzo dziwnym roku szkolnym, który zakończył się trochę w marcu, a trochę we wrześniu. Dużo było nerwów, dużo niepewności, dużo pracy z dziećmi, ale w końcu zaczęły się wakacje. I wobec tego można myśleć o urlopowych lekturach

Na początek zła wiadomość. Liczcie się Państwo z tym, że we wrześniu dzieci nie wrócą do szkoły. Pomimo tego, co twierdzi pan premier, pomimo tego, co opowiada pan minister edukacji. Serio, przygotujcie się psychicznie i fizycznie do nauczania domowego. W obecnej sytuacji po prostu nie jesteśmy w stanie przewidywać tego, jak będzie wyglądać Polska za dwa miesiące. Czy sobie poradzimy z wirusem, czy nie? Ja jestem generalnie pesymistą, ale Szanowni Państwo, jeśli mam rację, to we wrześniu będziecie jako tako przygotowani do tego, co was czeka. Jeśli się mylę, to czeka was miła niespodzianka. I żeby była jasność – naprawdę liczę na to, że nie mam racji.

A teraz przejdźmy do wakacyjnych lektur. Na początek dwa tytuły, o których dużo mówiłem, dużo pisałem i uważam, że w te wakacje to jazda obowiązkowa. A więc „Topiel” Jakuba Ćwieka, niesamowita opowieść o dojrzewaniu i powodzi z 1997 roku. Jedna z najlepszych książek, które czytałem w tym roku. Druga to „Kwestia ceny” Zygmunta Miłoszewskiego. Miłoszewski kazał nam czekać na drugą powieść ponad dwa lata, ale było warto. Mądra, sensacyjna, kipiąca akcją letnia przygoda.

www.unsplash.com/Link Hoang

 

A teraz trzy książki, o których Państwu jeszcze nie opowiadałem. Najpierw Magda Stachula i „Strach”, który powraca”. Książka, na okładce której znajdziecie Państwo moją polecankę. „Strach, który powraca” to kontynuacja debiutanckiej „Idealnej”. I po raz kolejny Stachula postawiła na swoje znaki rozpoznawcze – mocny obyczaj połączony z równie mocnym thrillerem, małżeńskie problemy, przeplatające się wątki i wreszcie, kobiecy punkt widzenia. Bo od dawna uważam, że polski kryminał, nawet ten napisany przez kobiety i nawet z kobiecymi bohaterkami, przedstawia świat jednak z perspektywy męskiej. Stachula zrywa z tym schematem. Znalazła swój język i swój sposób na opisywanie kryminalnych historii. Czytałem to z dużą przyjemnością i satysfakcją. Oczywiście, najlepiej zacząć od „Idealnej”.

Również z perspektywy kobiecej napisała swoją powieść „Od jednego Lucypera” Anna Dziewit – Meller. To rodzinna saga o śląskiej rodzinie, która rozpoczyna się kilka lat po zakończeniu II Wojny Światowej. Ludowa władza jest już mocno na Śląsku umocowana, ale ciągle niepewna i brutalna. Polska zmaga się właśnie z najgorszym okresem stalinizmu, a kobiety nagle zachęcane są do pracy w fabrykach, kopalniach i hutach. I teraz tak – to, nie mam żadnych wątpliwości, kawał świetnej literatury. Ale to też literatura, która ma swój ciężar, napisana miejscami na czystym wkurwie, nie mająca dla czytelnika litości i bezwzględna. Kilka razy musiałem odkładać tę powieść na bok, żeby odetchnąć. Dziewit-Meller opowiada o codzienności śląskich kobiet (chociaż nie udawajmy, jest to opowieść mocno uniwerasalna), o przemianach, które zachodziły i o wiecznym zniewoleniu, które miało różne formy i oblicza. „Od jednego Lucypera” powinna się pojawić w księgarni w połowie lipca.

I Stachulę, i Dziewit- Meller, chociaż mają te powieści różny ciężar gatunkowy, powinni przeczytać przede wszystkim mężczyźni. Bo to są pozycje, które potrafią otworzyć oczy. Pokazują świat widziany kobiecymi oczyma i cholera jasna, nie jest to wesoły obrazek. I obie te książki odkładałem z taką myślą, że fajnie, że urodziłem się facetem. Ale był w tej myśli również jakiś wyrzut sumienia.

www.unsplash.com/Mohamed Ajufaan

A na koniec coś autentycznie lżejszego, czyli „Dzień rozrachunku” Johna Grishama. Trochę wstyd przyznać, ale jest to pierwsza powieść tego autora, którą czytałem (chociaż widziałem wcześniej kilka ekranizacji). Kawałek solidnej literatury rozrywkowej. Jest intryga, są bohaterowie, z którymi moglibyśmy się utożsamiać, są nawiązania do historii II Wojny Światowej, wreszcie kilka zwrotów akcji. Ciekawe i idealne na plaże, chociaż mam wrażenie (słuszne lub nie), że napisane mocno mechanicznie. Pozbawione znamion indywidualnego stylu. Taka powieść skrojona pod listy bestsellerów. Ale przyznam, przeczytałem do końca i dobrze się bawiłem.

No to na dobry początek sezonu wakacyjnego – pięć pozycji. A ja w miarę możliwości i szybkości czytania, będą dorzucać kolejne. A póki co – miłego odpoczynku. Zbierajcie siły na wrzesień.

Wojciech Chmielarz