Już w najbliższą środę premiera „Ślepego archeologa”, czyli najnowszej książki Marty Guzowskiej. Nie będę tutaj specjalnie się wymądrzał, bo przeczytam ją dopiero przez weekend, ale zapowiada się ciekawie. Łapcie fragment, a jeśli chcecie się spotkać z autorką, to macie taką możliwość, bo już w poniedziałek Marta zaprasza Was do Warszawy, a konkretnie do Worka Kości. Start o godzinie 18:18.
Posterunek w Agios Nikolaos, piątek, 15 września, godzina 9.09
– Ślepy.
– Słucham? – Policjantka znowu zaszeleściła papierami. Na imię jej Marina. Mam doskonałą pamięć i ciągle ją ćwiczę, ale akurat wtedy za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć jej nazwiska. Wiedziałem tylko, że pochodziło od nazwy któregoś z miast i kończyło się na „ki”, jak to nazwiska na Krecie.
– Jestem ślepy. Wolę to określenie od „niewidomy”. Dokładniej opisuje stan faktyczny.
– Może i tak. – Po tym, jak jej włosy znowu otarły się o bluzkę, poznałem, że wzruszyła ramionami. Pewnie myślała, że może sobie pozwolić na ten gest, skoro nie widzę.
– W jakich okolicznościach stracił pan wzrok?
– To był wypadek – burknąłem.
– A dokładniej?
– Czy to należy do sprawy?
Pokręciła głową. Jej włosy znowu otarły się o kołnierz bluzki, która musiała być z jedwabiu; tego szelestu nie można pomylić z żadnym innym. Policjantkę na kreteńskim zadupiu stać na jedwabne bluzki? Zanim jednak zdążyłem się nad tym zastanowić, odezwała się znowu.

Pałac w Knossos, fot: Marta Guzowska
– Nie, nie należy. Jesteśmy tu po to, żeby rozmawiać o śmierci Mony Abano i Oliwii Papadaki, a nie o pana wypadkach. Muszę jednak ustalić, na ile wiarygodne jest to, co pan pamięta. Czy jest pan całkowicie… uhm… ślepy? Czy coś pan widzi?
– Tylko zmiany natężenia światła.
– To znaczy…?
– To znaczy, że potrafię się zorientować, kiedy słońce świeci mi prosto w oczy, jak tutaj.Większość ludzi w tej sytuacji wstałaby od stołu, zaciągnęła zasłonę albo zaproponowała, żebym się przesiadł. Ale nie Marina Jakaśtam. Poprawiła się na krześle i przez dłuższą chwilę siedziała bez ruchu. Mucha zabrzęczała gdzieś od strony okna, a potem umilkła, pewnie łaziła po szybie, a Marina powiedziała:
– Skąd mogę mieć pewność, że to, co pan pamięta, jest zgodne z prawdą?
– A skąd pani wie, że prawdziwe jest to, co opowiadają widzący świadkowie?
Zaśmiała się krótko. Nie byłem pewien, czy policjantka przesłuchująca zabójcę powinna się śmiać.
– Nie wiem.
– Mamy piątek, piętnastego września, jest godzina dziewiąta jedenaście albo dwanaście, z dokładnością do dwóch minut. Przyszliśmy do tego pokoju korytarzem długości dwudziestu dwóch lub dwudziestu trzech metrów. Jego ściany były malowane mniej więcej rok temu. Dyżurny oficer, który nas tu przyprowadził, ostatnio bardzo przytył, bo żona gotuje mu za dużo mięsa. Uważa, że schudnie od papierosów, ale to nie działa. Mam mówić dalej?
– Nie musi pan – mruknęła. – Zastanawiam się tylko…
– Tak?
– Godzinę może pan określić na podstawie kąta padania promieni słonecznych, tego można się nauczyć. Osoba o czułym węchu może poznać, że ktoś pali, je za dużo mięsa, bo wtedy zmienia się zapach potu, a także że korytarz był malowany rok temu, bo zapach farby jest trwały. Skąd jednak pan wiedział, że Panagiotis przytył?
Położyłem dłonie na ciepłym od słońca blacie.
– Ma za ciasny mundur. Kołnierzyk obciera mu kark, a on ciągle go poprawia. To bardzo charakterystyczny dźwięk, nie do pomylenia z innym.
– Ale dlaczego niedawno?
– Gdyby przytył dawno, zmieniłby mundur na większy. Na razie ciągle ma nadzieję, że schudnie.
Milczała przez długą chwilę.
– To jest pana metoda? – spytała w końcu. – Dobry węch, dobry słuch i odrobina taniej psychologii?
I jeszcze kilka innych rzeczy. Nie zamierzałem jej tłumaczyć. Powiedziałem tylko:
– Sprawdza się.
Jej włosy znowu przesunęły się po jedwabiu bluzki. To był miękki dźwięk. Nie używała żadnego lakieru ani pianki do usztywniania fryzury. Dziwna z niej Greczynka.

Pałac w Knossos, fot: Marta Guzowska
– No dobrze. Proszę w takim razie opowiedzieć wszystko od początku.
– Od stworzenia świata?
– Niech pan nie próbuje być dowcipny, panie Mara. Przypominam, że jest pan podejrzany o zabójstwo, a właściwie o dwa.
Miała rację. Spowodowałem śmierć dwóch kobiet. Bo byłem cholernie głupi i nie dostrzegałem tego, co się dzieje wokół mnie. A gdy już dostrzegłem, nie rozumiałem. Zupełnie jak ślepiec…
– Proszę zacząć od tamtego dnia, w którym znaleźliście na wykopaliskach zwłoki.
– Przyszedłem do pani, bo chcę przyznać się do zabicia Mony i Oliwii. Czy możemy porozmawiać o tym?
– Dojdziemy do tego, panie Mara. Najpierw chcę usłyszeć od pana jak najwięcej o wydarzeniach poprzedzających śmierć pani Abano i pani Papadaki.
