„Szukając zebry” – w roli łowcy Przemysław Semczuk

www.unsplash.com/Jeff Griffith

Pierwszego House’a zobaczyłem gdzieś w połowie trzeciego sezonu. Bezczelny typ urzekł mnie od pierwszego wejrzenia. Ja to gdzieś już czytałem – ta myśl przyszła mi zaraz do głowy. Ale przecież nie ma książki o Housie. Znaczy teraz już jest, wtedy nie było. Chwilę myślałem skąd znam tę postać. Zagadka nie była trudna. Kojarzycie? Przecież to Sherlock Holmes. Holmes, House. No i jest doktor Watson, w roli doktora Wilsona.

Wszystko się zgadza, ale czy ja nie naciągam faktów? Okazuje się, że nie. Wystarczyło poszperać w sieci, by znaleźć wywiad z Davidem Shorem, producentem i pomysłodawcą serialu. Tu jednak zaczyna się nieprawdopodobna historia.

M.D. House, pierwotnie miał być serialem dokumentalnym. Czymś w rodzaju medycznego CSI. Shore napisał treatment i poszedł z nim do telewizji FOX. Pomysł, nad którym pracował z Paulem Attanasio i Katie Jacobs, oparł o serię artykułów publikowanych w New York Timesie przez lekarkę Lisę Sanders z Yale – New – Haven – Hospital (w serialu udaje szpital Princeton Plainsboro Teaching Hospital). Sanders pisała o zagadkowych przypadkach medycznych, w slangu lekarzy nazywanych „poszukiwaniem zebry” (Chasing Zebras). O co chodzi z zebrą? O błąd atrybucji. Jeśli usłyszymy za oknem dorożkę, to pomyślimy, że ciągnie ją koń. Ale równie dobrze, zamiast konia w zaprzęgu może iść zebra. Analogicznie jeśli do lekarza przychodzi pacjent z kaszlem, to pierwszym skojarzeniem jest przeziębienie. W ośmiu przypadkach na dziesięć, właśnie tak jest. Ale dwóm pacjentom dolega coś poważniejszego. Jeden ma zapalenie płuc, a drugi raka. I tą zasadą kierują się lekarze (z pewnością nie w Polsce), najpierw szukają u pacjentów zebry. Jeśli jej nie znajdą, są pewni, że to jednak koń. Dlatego serial nosił roboczy tytuł „Chasing Zebras”.

Tak bardzo mi się to spodobało, że umieściłem historyjkę z zebrą w mojej powieści „Tak będzie prościej”. Przynajmniej tak ocaliłem zwierze, którą w serialu zastąpił M.D.House. Producenci poczuli, że pomysł ma potencjał na coś więcej niż kolejny dokument. Zmienili tytuł, obsadzając w nim ekscentrycznego lekarza i napisali scenariusz kilku pierwszych odcinków. A potem sami zaczęli szukać zebry, znaczy aktora, tego jednego z dziesięciu.

www.unsplash.com/Piron Guillaume

O rolę ubiegało się wielu znanych aktorów. Casting i zdjęcia próbne zorganizowano w Stanach Zjednoczonych. Hugh Laurie był wtedy na planie „Lotu Feniksa”, który kręcono w Namibii. Agent przesłał mu faksem kilka stron scenariusza. Poprosił by zagrał scenę i wysłał film przez internet. Laurie był pewny, że to drugoplanowa rola. Bo kto mógł zrobić z takiego wariata głównego bohatera? Postać jednak mu się spodobała i postanowił nagrać filmik. Kłopot w tym, że nie miał gdzie i kiedy.

Po całym dniu zdjęciowym poprosił operatora by małą kamerką nagrał krótką scenkę. Poszli do łazienki, bo tylko tam było spokojnie. Laurie usiadł na klozecie i przeczytał kilka razy swoją kwestię. Dobre światło było tylko przy lustrze (teraz już wiemy skąd w serialu sceny w łazience). Stanął i zagrał najlepiej jak potrafił, mówiąc z akcentem z New Jersey. Choć tym chciał nadrobić to, że był brudny, zakurzony i nieogolony. Po prostu przyszedł tak jak stał, w charakteryzacji z „Lotu Feniksa”. Miał na sobie jeansy i starą zniszczoną kurtkę.

Hugh Laurie, oficjalny profil FB

Gdy producenci zobaczyli tę scenę, powiedzieli – Wow! Właśnie takiego amerykańskiego aktora nam trzeba! – Hugh Laurie jest Brytyjczykiem, ale to nic. Tak to się zaczęło. Zapytacie pewnie, co z tym Holmesem? Otóż, producent David Shore jest wielkim fanem londyńskiego detektywa. Oficjalnie przyznał, że tworząc głównych bohaterów wzorował się na powieści Arthura Conana Doyle’a. Ale to nie jedyna inspiracja. Holmes grał na skrzypcach. House na fortepianie i gitarze. Holmes palił opium. House nadużywał Vicodinu. Holmes mieszkał w Londynie przy Baker Street 221B. A House przy tej samej ulicy, pod tym samym numerem tyle, że w Jersey. W pierwszym pilotażowym odcinku pacjentka Housea nazywa się Rebecca Adler. Pamiętacie Irene Adler, bohaterkę „Skandalu w Bohemii”, pierwszego opowiadania o Holmesie? W finale drugiego sezony, House zostaje postrzelony przez szaleńca. W filmie nie pada jego nazwisko, ale na tyłówce, przy nazwisku aktora pojawił się zagrany przez niego bohater – Moriarty. Wróg Serlocka Holmesa. W kilku docinkach widzimy też książki Doyle’a. House podnosi klucze i Vicodin, leżące na wydaniu przygód Holmesa. Innym razem otrzymuje książkę w prezencie na Boże Narodzenie.

Jak widać scenarzyści świetnie się bawili, pozostawiając nam okruszki historii Sherlocka Holmesa. Tak na marginesie dodam, że to nie jedyne inspiracje do innych, tym razem prawdziwych historii i postaci. Ale o tym przy innej okazji.

Przemysław Semczuk