Trzydzieści tysięcy minęło jak jeden dzień

Adam Szaja, smakksiazki.pl, fot: Michał Jastrząb/Fotosynteza

Kiedy czytacie te słowa, blog smakksiazki.pl zbliża się do trzydziestu tysięcy polubień na Facebooku. Fajna sprawa, bo gdy zaczynałem przygodę z książkami, to taki poziom był marzeniem. Są blogi większe, są mniejsze, ale czy to blogowanie, jest naprawdę takie fajne, że garnie się do niego coraz więcej osób?

Pewnie wyobrażacie to sobie tak: leżę w łóżku do południa, czytam książki, śniadanie jem koło siedemnastej, a pieniądze wpadają na konto. Jeśli tak myślicie, to jesteście bliscy prawdy jedynie z tym, że czytam książki. Paradoksalnie – mam na to coraz mniej czasu, więc ślęczę nad nimi po nocach, ale nie narzekam, bo nadal sprawia mi to ogromną przyjemność, a jeśli przestanie, to pójdę na kasę do Biedronki. Nie narzekam również na to, że jestem swoim marketingowcem, kierowcą, księgowym, kierownikiem produkcji, montażystą, a czasem, nawet i operatorem. Nie narzekam też na to, że czasem chodzę po domu i kombinuję, co wrzucić na tego cholernego Facebooka albo Instagrama, bo przecież coś wrzucić trzeba. Nie wrzucasz, nie istniejesz.

Innym problemem jest to, że nie mam zbyt seksownych nóg, których zdjęcie z książką mogłoby wygenerować pierdylion serduszek. Nie mam też kota, który leżący na książce wygenerowałby pierdylion kciuków w górę. Mimo wszystko staram się wrzucać rzeczy merytoryczne. Co to oznacza? Ano to, że Michał Rusinek opowiadający o swojej książce nigdy nie wygenereuje więcej serduszek, niż rozmowa o niczym z Blanką Lipińską. No, ale póki mam 100% wpływu na to, co się tutaj pojawia, to o wizytę Blanki się nie martwcie. Swoją drogą, to  Michała będę nagrywał na Śląskich Targach Książki, zobaczymy, czy się Wam spodoba.

Jo Nesbo, fot: smakksiazki.pl

Przeczytałem kiedyś w „Forbesie” wywiad z Dodą. Tak, z Dodą. Powiedziała tam kapitalne zdanie, że „podniecanie się lajkami na Facebooku, czy Instagramie, to dokładnie tak, jak podniecać się pieniędzmi z gry Monopoly”. Sam się czasem zastanawiam, dlaczego zdjęcie pustego peronu, na którym miał stać Stanisław Wokulski, ale nie zdążyłem go uchwycić z jadącego pociągu, ma więcej lajków niż Karl Ove Knausgard opowiadający o swojej książce. Mam pewne podejrzenia, dlaczego tak się dzieje, ale mam też nadzieję, że jednak jestem w błędzie.

Co dalej? Dalej będę prowadził ten pług przez literackie zaułki i autostrady. Dalej będę jeździł za swoje pieniądze na targi we Frankfurcie, żeby dać radość sobie o raz Wam. Bo naprawdę, pogadanie chwilę z Jo Nesbo, Mają Lunde, czy wspomnianym już Knausgardem, jest dla mnie czymś o wiele ciekawszym, niż wydanie kasy na wyjście do klubu. Opowiem Wam anegdotkę. Gdy Umberto Eco przyjechał na Uniwersytet Łódzki, wziął udział w konferencji prasowej. Zdając sobie sprawę, że zainteresowanie dziennikarzy będzie ogromne, wyjechałem z Katowic na tyle wcześnie, że na miejscu byłem dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania mediów z Umberto Eco. Nie powiem, zdziwiłem się srodze, gdy na dziesięć minut przed godziną zero, na sali było może z dziesięcioro przedstawicieli mediów. Dla mnie sam fakt przebywania w jednym pomieszczeniu z pisarzem tej klasy, był czymś niewyobrażalnym. Chyba z pół dnia układałem pytania – nie miałem pewności, że uda mi się zadać chociaż jedno. Po co Wam to piszę? Po konferencji podeszła do mnie Pani Grażyna Szponder, właścicielka Domu Wydawniczego Rebis, pochwaliła za zadane pytanie i obiecała, że jeśli będę chciał z jej wydawnictwem współpracować, to mam się odezwać. Ta współpraca trwa już od czterech lat. Jak się okazało, Umberto Eco zmarł kilka miesięcy później, a moje nagrane w Łodzi ujęcia były wykorzystane w „Faktach” TVN.

Nie wierzcie w to, że jeśli robicie to, co kochacie, to nie przepracujecie ani jednego dnia w życiu. Guzik prawda, bo jeśli robicie to, co kochacie, to będziecie pracować o wiele więcej i ciężej niż na umowie o pracę. Kiedy pytają mnie, czy warto zostać blogerem, to odpowiadam, że oczywiście, ale pod jednym warunkiem. Jeśli poświęcisz temu wszystko inne – inaczej to nie ma sensu. Nie zrobisz czegoś na pół gwizdka, nie przeczytasz połowy książki, nie zmontujesz połowy materiału, nie wyjdziesz w połowie prowadzonego spotkania. Kilka lat temu powiedziałem jak w pokerze: „all in”. Póki co, mam chleb, ale mam też czym go posmarować, więc powiem Wam jedno – gońcie za swoimi marzeniam!

Adam Szaja