„Żeby napisać tę książkę, uczyłam się o londyńskich herbaciarniach i kursach pielęgniarskich”. Anna Lange opowiada o swoim debiucie literackim.

Fot: Jethro Stabbings

Co sprawia, że naukowiec decyduje się napisać książkę o czarach, nekromancji i magii? Dlaczego pisze pod pseudonimem i jak to jest słyszeć o swoim debiucie „Harry Potter dla dorosłych”? O tym rozmawiamy z Anną Langę, która wyważyła drzwi polskiego rynku wydawniczego książką „Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu”.

clovis-la-fay-1500px-3dZnane są przypadki, że pracownicy naukowi, wykładowcy, nagle dostają olśnienia i zostają pisarzami najpierw na pół etatu, a później często przechodzą na zawodowstwo. Jak to jest w Pani przypadku, od dawno w głowie siedziała historia, która czytelnicy mogą przeczytać w Pani debiucie literackim?

Historia rozumiana jako fabuła siedziała mi w głowie dosyć krótko. Pierwsi pojawili się bohaterowie i świat. Zaczęłam pisać pierwszy rozdział, później drugi, sama nie będąc jeszcze całkiem pewna, jak się to wszystko dalej rozwinie. Natomiast zamiar napisania jakiejś powieści fantastycznej miałam od bardzo dawna – pierwsze próby czyniłam w wieku chyba czternastu lat.

Skąd fascynacja magią, czarami, nekromancją?

Interesuję się literaturą fantasy od kiedy jako jedenastolatka przeczytałam „Władcę Pierścieni”, a magia w tej czy innej postaci na ogół w fantasy występuje. Zawsze też mi się wydawało, że magowie powinni mieć sporo wspólnego z naukowcami, a na tych ostatnich się znam (sam Clovis LaFay trochę wziął swojej osobowości od kilku młodych teoretyków, z którymi pracowałam). A sama koncepcja nekromancji jako magii z jednej strony szalenie użytecznej w medycynie, z drugiej traktowanej jako zakazane czarnoksięstwo wzięła się po części ze starego systemu Dungeons and Dragons. Kiedy zobaczyłam w poradniku, że leczące czary kapłańskie w Baldur’s Gate należą formalnie do tej samej szkoły magicznej, której przedstawicielem jest chaotyczny zły mag Xzar, stwierdzilam, że coś takiego ma niesamowity potencjał fabularny.

Jak przebiegały przygotowania do napisania tej książki?

Sporo czytałam o Anglii czasów średniowiktoriańskich. O powstaniu i organizacji Scotland Yardu (jeszcze tak nienazwanego), śledztwach, pochodzeniu detektywów, o dzielnicach Londynu, modzie, imigrantach irlandzkich, kursach pielęgniarskich, służbie, pierwszych herbaciarniach, kodeksie karnym…

Londyn jest Pani ulubionym miastem, czy wybór scenerii do powieści jest uzasadniony inaczej?

Lubię to miasto, ale w gruncie rzeczy mój wybór padł na Londyn z powodu Scotland Yardu. Mógłby być Paryż (Francja też miała wydziały detektywistyczne, nawet wcześniej), ale o Londynie po prostu więcej wiem.

Książka została ciepło przyjęta przez czytelników, pojawiły się nawet takie sformułowania: „to Harry Potter dla dorosłych”. Co Pani na to?

Ogromnie się cieszę, że książka się spodobała. Porównania do „Harry’ego Pottera” są pewnie nieuniknione w przypadku każdej powieści, w której jest magia i Anglia – jako „Harry’ego Pottera dla dorosłych” reklamowano też „Jonathana Strange’a i pana Norrella” Susanny Clarke, który ma jeszcze mniej wspólnego z książkami Rowling niż „Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu”. U mnie przynajmniej pojawia się w retrospekcjach magiczna szkoła, choć Edgerton ma więcej wspólnego z Coll ze „Stalky’ego i Ska” Kiplinga niż z Hogwartem. Nie mogę jednak powiedzieć, by „Harry Potter” w ogóle nie miał wpływu na mnie – pomysł na społeczeństwo w mojej książce, gdzie magowie funkcjonują jawnie i zajmują najwyższe pozycje towarzyskie wziął się po części z tego, że to ukrywanie się przed mugolami u Rowling wydawało mi się zupełnie niemożliwe socjologicznie. Sądzę też, że dorosłemu (czy prawie dorosłemu) miłośnikowi „Harry’ego Pottera” „Clovis LaFay” powinien przypaść do gustu.

Dlaczego zdecydowała się Pani na użycie pseudonimu? I dlaczego właśnie takiego?

Nie chcialam używać nazwiska, pod którym publikuję naukowo, wzięłam zatem przykład z Marka Huberatha i zdecydowałam się użyć pseudonimu. „Anna Lange” nie ma żadnego specjalnego znaczenia, po prostu brzmiała mi dobrze.

Co teraz? Pierwsza książka okazała się sukcesem. Na jak długo zostawi Pani czytelników bez nowych przygód Clovisa LaFaya?

Konkretnych terminów nie mogę podać, ale za kilka miesięcy powinno się w ten czy inny sposób ukazać opowiadanie-prequel. Pracuję też nad drugą powieścią.

Fot: Jethro Stebbings/unsplash.com