„Zawsze marzyłem o zamachu terrosytycznym”. Eduaro Mendoza dla smakuksiazki.pl
Literackie pijaństwo, a nawet powieściowe chuligaństwo. Tak sam mówi o swojej twórczości Eduardo Mendoza. Hiszpański pisarz przyleciał do Polski, w zwąizku z premierą swojej nowej książki „ Awantura o pieniądze albo życie”. To kolejna część przygód, doskonale znanego fanom Mendozy, fryzjera damskiego.
O tym, że zawsze marzył o zamachu terrostycznym w swojej książce, o popularności, a także…o tym, kto w tym roku wygra piłkarską Ligę Mistrzów, zdradza Eduardo Mendoza w rozmowie ze smakiemksiazki.pl
smakksiazki.pl : W Pana najnowszej książce, dochodzi do porwania kanclerz Niemiec, Angeli Merkel. Skąd tak śmiały pomysł?
Eduardo Mendoza: Ja naprawdę od zawsze marzyłem, żeby na kartach mojej książki doszło do ataku terrorystycznego. Rozważałem kilka postaci. Myślałem o brytyjskiej królowej, prezydencie USA, ale padło na kanclerz Niemiec. Ona spełnia szereg wymogów. W Hiszpanii, Angela Merkel jest znana z powodu kryzysu gospodarczego. Dla nas kanclerz Niemiec, jest twarzą tego kryzysu.
Czy była już jakaś reakcja ze strony niemiecki czytelników lub nawet samej Angeli Merkel?
(Śmiech). Nie, jeszcze nie. Książka będzie miałą premierę w Niemczech dopiero jesienią. Chciałbym jednak, żeby wpłynęła jakaś oficjalna nota protestacyjna od niemieckiego rządu. To by była najlepsza reklama dla książki (śmiech).
Pana bohater powraca w doskonałej formie. Czy fryzjer się w ogóle zmienia, starzeje?
Postać głównego bohatera, jest postacią specyficzną. Jest stworzona w oparciu o język. Fryzjer posługuje się okruchami języka z różnych środowisk: ekonomicznego, prawniczego, czy literackiego. Mój bohater nie aspiruje do luksusów. To jest jego niezmienna cecha. On porusza się na skraju ubóstwa. Taki jest mój cel, i to się na pewno nie zmieni. Oczywiście, jeśli powstanie kolejna część jego przygód, bo tego jeszcze nie wiem.
Sprawia Pan wrażenie zawsze uśmiechniętego i zadowolonego z życia. Ten humor jest Panu niezbędny do wymyślania komizmów sytuacyjnych w książkach?
Mnie pomysły przychodzą w trakcie pisania. To jest bardzo ciężka praca, żeby wymyślić coś śmiesznego, bo humor musi być perfekcyjny. Przynam, że często sam się śmieję z dowcipów, które sam wymyślam (śmiech).
Dotyka Pana w Hiszpanii problem popularnośći? Może Pan spokojnie wyjść na ulicę, czy od razu zjawiają się łowcy autografów?
Pisarz w dzisiejszych czasach nie jest postacią, która byłaby istotna. Nie odczuwam nadmiernego zainteresowania moją osobą. Czsami się zdarza, że ludzie zatrzymują mnie, ale głównie po to, by powiedzieć dzień dobry, czy podzielić się wrażeniami po przeczytaniu mojej ostatniej książki. To jest po prostu miłe, ale nie jest to nagminne. Mam natomiast inny problem. Czasami ludzie mnie rozpoznają, a ja ich nie znam. I nie wiem, czy to jest ktoś, kogo nie rozpoznaję, czy ktoś, kogo nigdy w życiu nie poznałem.
Na koniec nasze rozmowy, nie możemy nie zapytać Pana o piłkę nożną. Jest Pan wielkim fanem FC Barcelony. Ostatnie wyniki tej drużyny Pana smucą?
Boli mnie porażka mojej drużyny, ale nie jest to aż tak dotkliwe. Myślę, że kibice FC Barcelony, odczuwają to tak dotkliwie, bo przyzwyczailiśmy się do komfortowej sytuacji, że oni zawsze wygrywają.
Gdyby miał Pan wytypować wynik finałowego meczu tegorocznej Ligii Mistrzów, między Bayernem Monachium, a Borussią Dortmund, to postawiłby Pan na…?
Hm…stawiałbym na Borussię.