Babski świat. Czerwcowy felieton Krzysztofa Domaradzkiego

Krzysztof Damaradzki dziennikarz, pisarz. Fot. Adam Tuchlinski

Im bardziej zagłębiałem się w biznes wydawniczy, tym częściej nachodziła mnie refleksja, że musi on mieć w sobie sporo żeńskich pierwiastków. W końcu postanowiłem zweryfikować, czy to tylko moje bezpodstawne generalizacje, czy może coś jest na rzeczy. Teraz już wiem: nie, nie wydawało mi się.

Jakkolwiek wstrętnie to zabrzmi, żyję z podążania za cudzymi pieniędzmi. Jako dziennikarz „Forbesa” zaglądam właścicielom biznesów do portfeli – a dokładniej: do sprawozdań finansowych – szukając największych lub najlepiej rokujących firm. A kiedy już taką znajdę, zastanawiam się, czy jej działalność i stojący za nią człowiek są na tyle frapujący, aby poświęcić im swój czas i miejsce w magazynie. Świat biznesu bywa przewrotny. Czasem nerdowaty dwudziestoletni programista ma więcej do powiedzenia niż doświadczony multimilioner sprzedający śrubki. A czasem sprzedawanie śrubek jest bardziej zajmujące od tworzenia sztucznej inteligencji do czegoś tam.

www.unsplash.com/ Sharon McCutcheon

Płeć przedsiębiorcy nie ma znaczenia. Teoretycznie. Bo praktycznie biznes – a zwłaszcza duży biznes – to męski świat. Faceci zdecydowanie częściej niż kobiety pojawiają się na listach najbogatszych, pozyskują wielomilionowe finansowania na rozwój swoich start-upów, zasiadają w zarządach wielomiliardowych korporacji. Za to znacznie rzadziej wykonują nieodpłatną domową pracę, taką jak pranie, prasowanie, gotowanie czy opieka nad dziećmi. Jeśli wierzyć zeszłorocznemu Global Gender Gap Report, Polki dopiero w 2128 roku doczekają się równego statusu społecznego, ekonomicznego i prawnego. Może i tak. Nikt z nas tego nie zweryfikuje.

Na szczęście w świecie biznesu zdarzają się wyjątki. A jeden z najciekawszych trafił się na rynku książki.

Na forbesowe potrzeby (i dla zaspokojenia ciekawości) zrobiłem przegląd sytuacji w polskich oficynach. Okazało, że kobiety są głównodowodzącymi – właścicielkami, prezeskami, dyrektorkami zarządzającymi, redaktorkami naczelnymi – całego tabunu wydawnictw, na czele z Wydawnictwem Literackim, Naszą Księgarnią, Grupą Wydawniczą Foksal, Rebisem, Albatrosem, Sonią Draga, Marginesami, Agorą, Czarnym, Dwiema Siostrami, Pauzą czy Filtrami. W niektórych z nich za sprawy redakcyjne, promocję książek, korektę tekstów czy skauting odpowiadają wyłącznie kobiety. W innych mają istotną liczebną przewagę nad mężczyznami, którzy na ogół lepiej się czują w kwestiach finansowych, handlowych i poligraficznych – byle dalej od literatury i pracy z autorami. W dodatku kobiety kierują ważnymi organizacji branżowymi (jak Polska Izba Książki albo Fundacja Powszechnego Czytania), korporacjami książkowymi (Empik) i popularnymi serwisami literackimi (LubimyCzytać.pl), a także rządzą w blogosferze i na bookstagramie.

Oczywiście stwierdzenie, że użeranie się z książkami to wyłącznie babska sprawa, byłoby paskudnym i głupim uogólnieniem. Nie jeden świetny wydawca, hurtownik, księgarz czy redaktor mógłby się za nie obrazić. Ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że na tle wielu gałęzi gospodarki, silnie zmaskulinizowanych i okopanych w archaicznych ramach kulturowych, rynek książki prezentuje się pięknie. Dosłownie i w przenośni.

Od kilkunastu dni wypytuję ważne osoby w naszej branży, dlaczego tak jest. Słyszę, że to kwestia większej, potwierdzonej badaniami empatii, jakże potrzebnej w bardzo relacyjnym biznesie wydawniczym. Że to owoc stereotypizacji i bezmyślnego przypisywania dzieci do konkretnych ról. Że w którymś momencie nastoletniego życia chłopcy porzucają książki dla gier. Że to nie kwestia predyspozycji płciowych, tylko kształtu rynku – zdominowanego przez nieduże, często rodzinne podmioty, w których bez względu na sektor nie brakuje przedsiębiorczyń. Że, jak powiedział jeden z moich męskich rozmówców, kobiety są mądrzejsze, a książki to domena mądrych ludzi. Że właściwie cholera wie, ale miło wiedzieć, iż w branży literackiej liczą się kompetencje, a nie płeć.

www.unsplash.com/Trnava University

Jest jeszcze jedno wytłumaczenie, proste i poparte danymi. Z ostatnich badań Biblioteki Narodowej wynika, że kobiety nie tylko czytają więcej od mężczyzn (51 do 33 proc. czytających cokolwiek), ale i robią to znacznie intensywniej (15 do 7 proc. w przypadku czytających siedem lub więcej książek rocznie). A skoro tak, siłą rzeczy ciągnie je do książek również w wymiarze zawodowym oraz biznesowym. Nie ma w tym nic wydumanego.

To z pewnością także w pełni nie tłumaczy, dlaczego kobiety tak lgną do wydawnictw i na rynek książki. Ale dobrze, że tak się dzieje. Bo czytanie – o czym od lat przypominają najróżniejsi badacze i promotorzy kultury – jest łatwo dostępną przepustką do lepszego statusu materialnego, świata elit i przywództwa. A to daje skromną nadzieja, że na wyrównanie społeczno-ekonomicznych szans nie będziemy musieli czekać 107 lat.

Krzysztof Domaradzki