Czy sportowcy czytają książki? Z którym prezesem rozmawiał przez telefon przez 13 sekund, a potem napisał o nim książkę? Jak bardzo musiał cenzurować „Życiowy tie-break”? O tym wszystkim opowiada Marek Bobakowski, dziennikarz, a także autor i współautor książek sportowych.
Marku, przebywanie w towarzystwie sportowców to Twoja praca. Jak jest z poziomem czytelnictwa w tej grupie zawodowej, czytają chętnie?
Ktoś się może obrazić, albo poczuć urażonym, dlatego nazwisk nie będę wymieniał. Generalnie, musimy podzielić sportowców na dwie grupy: piłkarzy i resztę sportowców. Piłkarze nie czytają, grają na Play Station. Choć podkreślę jeszcze raz – w tym momencie mocno generalizuję. Najwięcej czytają zawodnicy, którzy uprawiają sporty indywidualne. Oni spędzają większość czasu na obozach, w miejscach oddalonych od cywilizacji i tak naprawdę wieczorami nie mają co robić. Na przykład w takiej Spale. Byłeś tam kiedyś?
Byłem.
To wiesz, że tam przecież nie ma nic. To znaczy jest… las. Można więc iść na spacer, pobiegać, albo posiedzieć w pokoju posłuchać muzyki i poczytać książkę.
Ludzie ze środowiska siatkarskiego znaleźli czas na przeczytanie książki, którą napisałeś z trenerem Andrzejem Niemczykiem? Jakie były reakcje?
Spotkałem się tylko z pozytywnymi opiniami, zarówno bezpośrednimi, jak i pośrednimi. Dla tej grupy czytelników część opisanych historii była znana. Spotkałem się też z opiniami początkujących trenerów (nie tylko siatkarskich), którzy po przeczytaniu książki bardzo chcieli się spotkać z Andrzejem Niemczykiem. Zafascynowała ich część mentalna, na którą dość mocno postawiliśmy w tej książce.
Trener Niemczyk był łatwym rozmówcą przy pisaniu tej książki?
Trudne pytanie. Generalnie tak, natomiast były sytuacje, gdzie milczeliśmy, i to dosyć długo. Chociażby sprawa opowieści o Agacie Mróz. Było widać, że trener naprawdę przeżył to, co się stało z Agatą. Dość pechowo wyszło, bo my rozmawialiśmy i na żywo, i przez telefon. Akurat opowieść o Agacie przypadła na rozmowę telefoniczną. Wtedy było, żeby nie skłamać, pół godziny ciszy w słuchawce. Przeraźliwej ciszy.
Trener postawił jasne granice, że o tym i o tym nie piszemy absolutnie, czy miałeś pełną dowolność?
Była tylko jedna granica. Nie piszemy o rzeczach, które mogą dotknąć i skrzywdzić innych ludzi. Jeśli trener chciał napisać o swojej młodzieńczej miłości z panią Wyspiańską, to wcześniej do niej zadzwonił i porozmawiali o tym. Co ciekawe, odnowili nawet dzięki temu kontakt, spotkali się po raz pierwszy po kilkudziesięciu latach przerwy.
Gdy prowadziłem z wami spotkanie w Empiku w Katowicach, a było to kilka miesięcy temu, pytałem cię, czy po tej książce ktoś się odezwał, ktoś chce z tobą coś napisać. Odpowiedziałeś dość wymijająco. Teraz możesz powiedzieć o konkretach?
Mam „rozgrzebane” dwa tematy: piłkarski i siatkarski. Ten drugi jest mi dużo bliższy, ale zdaję sobie sprawę, że mniej atrakcyjny dla wydawcy. Znam dobrze bohatera książki, wiem, czego się po nim spodziewać, jestem przekonany, że to byłaby naprawdę dobra książka, ale trzyma nas pewna kwestia „techniczna”, o której nie mogę mówić. Wyprzedzam pytanie: nie chodzi o finanse. Sprawa wygląda tak, że czekamy obaj na rozwiązanie tej sytuacji. Decyzja zapadła, chcemy napisać tę książkę, ale kiedy to się stanie, tego nie wiem. To może być kilka miesięcy, rok, dwa, pięć. Trudno teraz wyrokować. Jeśli chodzi o temat piłkarski, to tutaj jest potrzebna moja decyzja i możemy pisać. Cały czas studiuję ten temat, czytam wywiady, artykuły, rozmawiam niezobowiązująco z ludźmi. Jest już nawet wydawnictwo, które by to wydało, ale ciągle się waham. Mogę zdradzić jedynie, że mówimy o biografii polskiego trenera. Chodzi mi po głowie jeszcze jedna rzecz. Chciałbym napisać dobrą książkę o sporcie, ale z fabułą. Mam pewien oryginalny pomysł. Takiej książki w Polsce jeszcze nie było. Przy moim natężeniu pracy zawodowej potrzebowałbym jednak trzy, może nawet więcej, lata spokoju. Nie mogę sobie pozwolić, aby presja czasu zepsuła efekt końcowy. To zbyt ważny dla mnie projekt. Być może najważniejszy w życiu.
Biografia Andrzeja Niemczyka nie jest twoją pierwszą książką. Gdybyś miał porównać, łatwiej było pisać o Grzegorzu Lacie?
Powiem tak: z Grzegorzem Lato rozmawiałem przez 13 sekund. Albo coś koło tego. Zadzwoniłem do niego, przedstawiłem się, powiedziałem, że chciałbym porozmawiać, bo piszę książkę, a z drugiej strony padło: nie, nie, nie, dziękuję i trzask odkładanej słuchawki. Ja nawet nie wiem, czy mój rozmówca do końca zrozumiał, o co mi chodziło. Może pomyślał, że chodzi o kolejny wywiad. Po tej próbie już nie dzwoniłem. Skoro mnie tak potraktował, to przecież nie będę na kolanach błagał o chwilę rozmowy. To nie w moim stylu. Technicznie trudniej było pisać książkę o Lacie. Na całe szczęście jestem z tego pokolenia dziennikarzy, którzy pamiętają czasy, gdy internet dopiero raczkował. Potrafię więc sobie poradzić w sytuacji, gdy czegoś nie da się znaleźć w sieci. A o karierze piłkarskiej byłego prezesa PZPN w internecie jest niewiele. Z Niemczykiem było o tyle łatwiej, że miałem go przy sobie i mogłem o wiele rzeczy dopytać.
Gdybyś złowił dwie złote rybki, to o kim chciałbyś napisać książki? Jeden bohater polski, drugi zagraniczny.
Pewnie większość Czytelników będzie zdziwiona, że nie wymienię Roberta Lewandowskiego, Kamila Stocha czy Justyny Kowalczyk (choć akurat nasza mistrzyni olimpijska to byłby bardzo interesujący partner do napisania książki, ma charakter, a ja lubię niepokornych sportowców). Z drugiej strony ci, którzy mnie znają bliżej, wiedzą, że jest dyscyplina, którą stawiam ponad wszystkie inne. To kolarstwo. Jak mówił Marco Pantani: „kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem”. Widzę Twój uśmiech, chcesz mnie zapewne zapytać, czy chcę pisać książkę z Czesławem Langiem, czy Ryszardem Szurkowskim…
Czytasz w moich myślach.
No właśnie. Szanuję i podziwiam obu byłych kolarzy, są fantastycznymi rozmówcami, przegadałem z nimi wiele godzin. Jednak chciałbym napisać książkę z kimś z obecnego pokolenia. Głównie po to, aby poznać podejście do kolarstwa aktualnych zawodników. Chodzi zarówno o stronę mentalną, jak i sprawy technologiczne, ale także i aktywność w portalach społecznościowych. Krótko mówiąc marzę o książce z kolarzem XXI wieku, takim pełną gębą. Te warunki idealnie spełnia Michał Kwiatkowski, mistrz świata z 2014 roku.
Sportowiec zagraniczny?
Tutaj nie będę oryginalny. Wiem, że to nierealne, ale chciałbym napisać autobiografię Michaela Jordana. Można powiedzieć, że w jakiejś części dzięki niemu jestem w miejscu, w którym jestem. To dla niego w czasach licealnych zarywałem noce, aby śledzić finały NBA. Wtedy na poważnie zainteresowałem się sportem, zacząłem pisać amatorsko, przeszła mi przez głowę myśl: a może tak zostaniesz dziennikarzem sportowym?
Ten temat zostawiłem celowo na sam koniec. Znów pogorszył się stan zdrowia trenera Niemczyka, macie ze sobą kontakt? Jak czuje się trener, jakie ma podejście do najprawdopodobniej nawrotu nowotworu?
Przyznam, że teraz ciężko nam się rozmawia, bo trener bardzo szybko się męczy. Umysłowo i mentalnie jest cały czas na najwyższym poziomie, ale 10-minutowa rozmowa telefoniczna to dla niego ogromny wysiłek fizyczny. Rozmawiamy ze sobą dość często, głównie telefonicznie. Miesiąc temu mieliśmy OIOM i walkę o życie, teraz mamy postawioną diagnozę i już wprowadzone leczenie. To o wiele lepsza i korzystniejsza sytuacja. Trener do swojej choroby podchodzi spokojnie. Wiadomo, że nie jest wulkanem energii, nie jest szczęśliwy i radosny z tego powodu, że znów musi zmagać się z rakiem. Ale co najważniejsze, jest pozytywnie nastawiony, ma obok swoich przyjaciół, którzy go odwiedzają w szpitalu.