Zbierała pieniądze na budowę kostnicy, zamordowała kota, nie oglądała bajek dla dzieci. Wolała horrory. To Tess Gerritsen w skrócie. Łapcie rozmówkę z amerykańską autorką, której książki przełożono na dwadzieścia języków. Polki i Polacy zaczytują się w jej najnowszej powieści „Igrając z ogniem”. Łapcie rozmówkę z Tess Gerritsen.
Nawiązując do okładki „Igrając z ogniem” nasuwa się od razu pytanie, jak ważna jest dla Pani muzyka?
Muzyka jest bardzo ważną częścią mojego życia. Nauczyłam się grać na pianinie, kiedy miałam sześć lat. Rok później umiałam już grać na skrzypcach. Większość moich przyjaciół to muzycy, do tej pory spotykamy się i wspólnie gramy.
W Pani najnowszej książce skrzypaczka trafia na nuty niezwykłego walca. Kiedy zaczyna go grać, z jej małą córką zaczyna się dziać coś dziwnego. Skąd pomysł na właśnie taką fabułę?
Wiem, że to może głupio zabrzmieć, ale to wszystko mi się przyśniło. To właśnie dzięki snom wiedziałam co napisać. To jest historia o sile muzyki. O tym, że muzyka może zmienić czyjeś życie, nawet kilka pokoleń po tym gdy powstała. Dla mnie muzyka jest językiem i jeśli jest smutna, to smucą się ludzie na całym świecie. To nieprawdopodobna siła, która nie potrzebuje słów.
Pani matka wyjechała z Chin do USA i angielskiego uczyła się z horrorów. Na swoim profilu facebookowym napisała Pani, że gdy wszystkie dzieci oglądały bajki Disneya, to mała Tess była wychowywana właśnie wśród horrorów. To wpłynęło w jakiś sposób na Pani pisanie?
No tak, rzeczywiście tak było (śmiech). Nauczyłam się, że strach przy oglądaniu horroru, to także element rozrywki. Więc tak, można powiedzieć, że te filmy miały decydujący wpływ na to kim teraz jestem.
Z zupełnie innej beczki. Lubi Pani koty?
Czy lubię koty? Tak, lubię…dlaczego Pan pyta? Już wiem, dlatego, że w najnowszej książce zabiłam jednego z nich?
Właśnie dlatego.
Naprawdę, uwielbiam koty, ale to była kwestia fabuły. Utwór, który gra w książce Julia sprawiał, że jej córka stała się brutalnym dzieckiem. Wpadła więc w szał i zabiła kota. Mogła zabić chomika, świnkę morską, psa. Ja wybrałam kota.
Nie wszyscy wiedzą, ale udziela się też Pani w działalności dobroczynnej. W 2011 roku wsparła Pani akcję zbierania pieniędzy na kostnicę w Dundee. Każdy z internautów mógł wpłacić funta na jednego z pisarzy. Do wyboru był między innymi Lee Child, Harlan Coben, a także Pani. Dlaczego wzięła Pani w tym udział?
Zaangażowałam się, bo przecież kostnica to jest ostatnia rzecz, na którą ludzie chcą wydać pieniądze. Nikt nie chce finansować umarłych, oni nikogo nie obchodzą, oprócz pisarzy, oczywiście. Bardzo się cieszyłam, że mnie zaproszono do tego projektu i finalnie udało się zebrać całą kwotę.
Często pytam autorów o ich ulubione okładki własnych książek. Ma Pani jakieś swoje ulubione?
Uważam, że amerykańska okładka „Igrając z ogniem” jest piękna. (Okładka poniżej).
Zdjęcie autorki: Wydawnictwo Albatros/Leonardo Cendamo