Fragment „Fejmu”, najnowszej książki Joanny Opiat-Bojarskiej

Jeszcze poprzedniego wieczoru Alex Skorupsky świętował premierę filmu, rano budzi się w zupełnie innej rzeczywistości. Jego dziewczyna Agnieszka zniknęła, a kamery zarejestrowały, jak jej samochód potrąca kobietę, z którą Skorupsky’ego łączyło coś więcej niż tylko służbowa relacja.

Jeśli Alex nie odnajdzie Agnieszki przed policją, jego budowana latami kariera będzie skończona. Tylko czy Alex jest równie krystaliczny, jak bohaterowie, których gra w filmach? I czy szuka zaginionej dziewczyny, aby ją ocalić? Czy może… chce ją uciszyć na zawsze? Książkę Joanny Opiat-Bojarskiej możecie zamówić tutaj. 

Fragment książki „Fejm”:

Kawa. Tego potrzebował. Najbardziej na świecie. Głowa pękała mu jeszcze bardziej niż wtedy, gdy po mieszkaniu łaziła ta wstrętna baba. Włączył ekspres, ale nie czekał, aż się rozgrzeje. Pomaszerował do sypialni po komórkę. Nie znalazł jej ani na szafce nocnej, ani w łóżku. Wrócił do salonu. Ogarnął wzrokiem kanapę i stoliki. Przeszukał garnitur, który miał na sobie podczas wczorajszej imprezy.

To twoja wina!

Alex miał wrażenie, że już to słyszał. Przez alkoholową mgłę przebijała się skrzywiona twarz Agi, powtarzająca w kółko tę samą kwestię. Wysilał się, by dotrzeć do wspomnień, zobaczyć ciąg dalszy albo przynajmniej szerszy kontekst. Nie pamiętał, czy dołączyła do nich w klubie ani czy znowu się kłócili, ale skoro rano pomyślał, że obudził się przy obcej kobiecie, coś w tym musiało być.

Chciał zadzwonić do Agi. Zapytać, gdzie jest, i z jej głosu wywnioskować, jak wygląda obecny status ich związku. Nigdzie nie znalazł swojego telefonu. Zrezygnowany wrócił do kuchni. Nastawił dużą białą kawę. Gdyby miał na podstawie smaku, który czuł w ustach, odgadnąć, jak spędził wczorajszy wieczór, uznałby, że wylizywał podłogę w toalecie publicznej.

Ekspres zakończył pracę. Alex zabrał kubek pełen kawy, dodał do niego dwie łyżeczki cukru i usiadł przed komputerem. Aplikacja lokalizująca jego komórkę informowała, że telefon został odłączony od sieci o godzinie drugiej piętnaście w centrum miasta. To właśnie tam mieścił się klub, do którego wybrał się wczoraj z kumplami.

Najwidoczniej się rozładował. – Zakończył poszukiwania.

Korzystając z tego, że siedzi przed ekranem, zajrzał na swoje social media. Pobieżnie przebiegł przez kilkadziesiąt powiadomień o oznaczeniach jego profilu w postach. Kliknął w parę z nich. Prześledził wpisy i komentarze. Ochy i achy po wczorajszej premierze rozlewały się po internecie.

Tak właśnie powinno być. Huczna premiera nie była zabawą, tylko głównym punktem z listy działań marketingowych. Bombą zrzuconą na kinomanów, by wywołać jak największą falę uderzeniową.

– „Ale ci zazdroszczę, że tam byłaś i że miałaś okazję porozmawiać z najprzystojniejszym aktorem na świecie” – przeczytał na głos jeden z komentarzy i się roześmiał.

Był spuchnięty, obolały i śmierdzący. Miał podkrążone oczy, a jego blond grzywka żyła własnym życiem, kładąc się na czoło i sprawiając wrażenie, jakby nosił na głowie beret. Daleko mu było do wczorajszego przystojniaka.

Po prysznicu poczuł się trochę lepiej. Dźwięk przychodzącego połączenia wideo przyciągnął go z powrotem do komputera.

Halo?

Czemu nie odbierasz komórki? Dzwonię do ciebie i dzwonię. Zajrzysz do mnie po castingu?

Weronika miała na sobie koszulę w panterkowy print i w ogóle nie patrzyła w kamerkę. Była u siebie w kuchni i albo robiła porządek w szafkach, albo próbowała coś ugotować.

Po castingu? – powtórzył.

Jak skończysz.

A kiedy zaczynam?

Weź, Alex, nawet tak nie żartuj. – Zbliżyła przerażoną twarz do kamery.

Spojrzał na zegar wiszący obok lodówki. Była jedenasta pięćdziesiąt.

O której?

O dwunastej.

Faktycznie. Ale w piątek.

Dziś jest piątek.

Kurwa mać!

Gdzie jesteś?

W domu. – Poruszył laptopem, by pokazać wnętrze. – Walczę z kacem. Właśnie wyszedłem spod prysznica. Kompletnie mi uciekło, że to dziś.

Ale tekst znasz?

Teoretycznie… Uczyłem się, ale w tym stanie nawet nie jestem pewny, jak się nazywam.

Alex Skorupsky przez igrek. Zbieraj dupę w troki. Umyj zęby, wlej w siebie jeszcze jedną kawę, włóż coś czystego. Masz dziesięć minut, by wyglądać na najprzystojniejszego faceta na świecie. Wysyłam po ciebie auto – zarządziła. – Będzie czekało pod klatką punkt dwunasta. Do studia dojedziesz w kwadrans. Fuck. Nie wiem, ile czasu zarezerwowali na przesłuchanie i czy po tobie kogoś mają. Dobra, nie panikujmy. Zatrzymam ich. Oddychaj głęboko i zbieraj się w tempie ekspresowym, a ja biegnę do studia. Zagadam reżysera. Ale! – Zawiesiła głos. – Jeśli nie pojawisz się tam do dwunastej piętnaście, osobiście wyrwę ci jaja!

**

Skrócił mycie zębów do czterdziestu sekund, ulubioną kawę zamienił na espresso i zrezygnował z przemyślanego wybierania ciuchów. Wciągnął na siebie żelazny zestaw: niebieskie dżinsy, granatową koszulę i białe adidasy. Buty sportowe dodawały mu pewności siebie, dżinsy – swobody, a koszula podkreślała kolor jego oczu.

Stanął przed drzwiami i zerknął na zegarek. Jedenasta pięćdziesiąt osiem. Mógł już wychodzić. Chociaż nie.

Cofnął się do salonu po portfel. Jakoś będzie musiał zapłacić za powrót do domu, a skoro nie ma komórki, nie skorzysta z płatności w aplikacji. Złapał też kartki, na których znajdował się tekst. Pomyślał, że w taksówce przebiegnie po nim wzrokiem, by odświeżyć sobie pamięć.

Gdy otworzył drzwi i zrobił krok na klatkę schodową, zauważył dwóch umundurowanych policjantów. Byli młodzi, trochę zagubieni i zdziwieni jego widokiem. Zupełnie, jakby szykowali się na spotkanie z nim, ale jeszcze nie byli gotowi.

Pan Alex Skorupsky? – spytał jeden z nich.

O co chodzi?

Komenda Rejonowa Policji, aspirant Tęcza, możemy wejść?

W odpowiedzi Alex zamknął za sobą drzwi, przekręcił klucz w zamku i zrobił trzy kroki w stronę schodów. Policjanci stali ciągle w tym samym miejscu i wpatrywali się w niego.

Spieszę się – wyjaśnił Alex.

To ważne.

Ważny to ja mam casting. Zacznie się za… – Spojrzał na zegarek. – No właśnie się zaczyna. Tak więc sami panowie rozumiecie. – Wszedł na schody.

Chwileczkę.

Panowie, ja naprawdę bardzo chętnie bym z wami porozmawiał. Rzadko przyjmuję u siebie policjantów, za to często ich grywam. No ale niestety, nie ma zmiłuj. Biegnę na dół, jeśli chcecie, możecie mi towarzyszyć.

Nie czekał na odpowiedź. Ruszył. Policjanci zrobili to samo.

Pani Agnieszka Dzikowska została w pana mieszkaniu?

Że co?

Czy zastaliśmy panią Agnieszkę Dzikowską?

Alex zwolnił.

Nie, dlaczego?

A kiedy wróci?

Skąd mam wiedzieć? – oburzył się.

Mieszkacie razem.

No co pan!

Byliśmy u niej, ale jej współlokatorka powiedziała, że pani Dzikowska mieszka u pana.

Bzdura. Czemu miałaby u mnie mieszkać?

Bo jesteście parą.

Alex dotarł już do parteru. Przed drzwiami stała taksówka. Zatrzymał się, przebiegł wzrokiem po jednym z mężczyzn, żałując, że nie ma czasu na rozmowę. Tęcza jakoś nie pasował mu na policjanta. Zadawał pytania jak paparazzi. Przemknęło mu przez myśl, że wczoraj ktoś widział go z Agnieszką i dziś chciał potwierdzić szmatławe przypuszczenia.

Parą? – Roześmiał się, okazując szczere zdziwienie. – Bzdura. – Ruszył do czekającej na niego taksówki.

Proszę poczekać. Wiemy, że pan ją zna, musimy ją znaleźć. Wczoraj jej volkswagen beetle potrącił człowieka. Ofiara walczy o życie.

Agnieszka…? – Stanął jak wryty. – Nic jej nie jest?

Szukamy jej.

A ofiara… – Chciał wyartykułować sensowne pytanie, ale spojrzał na zegarek. – Przepraszam, naprawdę muszę jechać. – Kiwnął dłonią, wsiadł do auta i zamknął za sobą drzwi.

Samochód ruszył, a kiedy wyjechali z Białego Kamienia na skrzyżowanie Boboli z Rakowiecką, Alex zakrył oczy dłońmi. Musiał pozbyć się obrazów, którymi zaczął bombardować go mózg. Obrzydliwa żółć na desce rozdzielczej. Cienka kierownica bardziej przypominała gamingową niż prawdziwą. Palec zmierzający do wyświetlacza. Nagłe szarpnięcie i ból w klatce piersiowej. Logo volkswagena.

Współpraca płatna z Wydawnictwem Agora.