„Hiszpańskie miasta wycisną z nowej książki Browna słodką lemoniadę”

Sagrada Familia, fot: www.unsplash.com/Ferran Fusalba

 

Od premiery najnowszej książki Dana Browna minęło raptem kilkadziesiąt godzin, w sieci zaczynają się pojawiać nie tylko opinie o książce, ale także zdjęcia miejsc, w których toczy się fabuła „Początku”. Czy Barcelona, Sewilla i Bilbao mogą tylko komercyjnie wygrać, a może są jakieś ukryte niebezpieczeństwa? Czy Dan Brown sprawi, że jeszcze więcej turystów będzie chciało obejrzeć Muzeum Guggenheima? Czy wizyta autora w Polsce wpłynie znacząco na sprzedaż jego książek? O tym wszystkim rozmawiam z Tomaszem Pietrzakiem, dyrektorem kreatywnym Guarana Public Relations.

Czytał Pan już „Początek” Dana Browna?

Po dobie jestem w 70% książki. Brown to moje „guilty pleasure”, a więc pochłaniam.

Nie zdradzę więc za dużo, ale nie jest tajemnicą, że ważnymi elementami fabuły jest zarówno Muzeum Guggenheima w Bilbao oraz Sagrada Familia w Barcelonie. Czy osadzenie akcji w tych miejscach zwiększy jeszcze liczbę turystów?

Oczywiście, to bardzo naturalna, niewymuszona i nacechowana emocjonalnie promocja tych miejsc, która może okazać się wielkim sukcesem albo nic nie znaczącą wzmianką w literaturze jakich wiele. Wszystko zależy od tego, czy „Początek” będzie bestsellerem na miarę „Kodu Leonarda Da Vinci”, czy poradzi sobie tylko „OK”. W przypadku „Kodu” udało się Danowi Brownowi uruchomić zupełnie nową gałąź turystyki bazującej na książce, która rozkręciła ruch turystyczny w m.in. Paryżu, na południu Francji czy w szkockim Roslin. Każdy, kogo zafascynowała lektura chciał znaleźć się w Luwrze, kaplicy w Roslin czy zobaczyć Południk paryski. Na pewno pomogła tutaj doza kontrowersji, szumu medialnego, ale także ekranizacja. Podobnie zresztą było z „Aniołami i Demonami”, a tym samym z Rzymem i Londynem.

Dla atrakcji Bilbao i Barcelony to na pewno szansa, aby pokazać się od nieco innej, tajemniczej strony, troszkę poza tradycyjnym katalogiem turystycznym. Ta inność atrakcji i zbudowana wokół niej narracja, kontrowersja, czy tajemnica ma szansę przyciągnąć do tych miast turystów, którzy podróżują szlakiem swoich ulubionych książkowych bohaterów. Czy na taką skalę jak w przypadku „Kodu”? Raczej nie, ale kto będzie chciał, to na tym zarobi.

Jestem przekonany, że lada dzień, jak tylko „Początek” zdominuje listy bestsellerów na całym świecie, ruszy w Hiszpanii biznes turystyczny bazujący na fabule książki.

Tomasz Pietrzak, dyrektor kreatywny Guarana Public Relations

Sądzi Pan, że Dan Brown może otrzymywać propozycje finansowe od przedstawicieli miast, regionów, rządów, żeby napisać książkę, np. w Barcelonie czy we Florencji?

Z tego co się orientuję to swego czasu Woody Allen dostawał takie propozycje, jak kręcił filmy w Paryżu i Rzymie. Miasta chciały się znaleźć na ekranie, bo to gwarantowało im światową promocję, do tego z udziałem gwiazd. Nie jest wykluczone, że i w tym przypadku takie propozycje się pojawiają. Mam nadzieję jednak, że pomimo komercyjnego charakteru książek Browna, pisarz zachował pewną artystyczną niezależność i postawił na fabułę, a nie na wspieranie turystyki miast w zamian za tłusty czek. Chcemy przecież czytać literaturę, a nie przewodnik. Chociaż ostatnie książki Browna troszkę zaczynają się tak „zachowywać”.

Z punktu widzenia wizerunkowego, to Barcelona, Sewilla, Bilbao na „Początku” tylko zyskają, czy mogą też stracić?

O tych miastach w kontekście książki, a zapewne także ekranizacji będzie się mówiło przez najbliższe miesiące i lata. Wizerunek miast, atrakcji, muzeów, kościołów, dzieł sztuki, placów będzie przewijał się w prasie, internecie, telewizji. Do tego nie w negatywnym kontekście tragicznego newsa, a w pozytywnym kontekście trzymające w napięciu fabuły. Trudno, aby przy takim publicity, w którym udział bierze jeden z najpoczytniejszych autorów na świecie, miasta miały jakoś stracić. Kto będzie chciał to ugra na tym biznes, a same miasta na pewno zadbają o to, aby wycisnąć z nawet momentami kwaśnej cytryny dość słodką lemoniadę.

Muzeum Guggenheima w Bilbao

Czy wizyta Dana Browna w Polsce wpłynie na sprzedaż?

Na pewno da dużego kopniaka sprzedażowego. Dan Brown to nie tylko pisarz, to także literacki celebryta jak King, Rowling czy Archer, o którego ociera się Hollywood. Oznacza to, że jego spotkanie przyciągnie nie dziesiątki, a setki czytelników. Co więcej, wizyta rozkręci medialną machinę, o jakiej wielu pisarzy w Polsce może pomarzyć. Książka zwykle spychana do nocnego pasma, znajdzie się w primetime, telewizjach śniadaniowych i relacjach live na Facebooku. W tej sytuacji Dan Brown musiałby wydać 500 pustych stron, żeby taki szum nie wpłynął pozytywnie na sprzedaż.