Śmierć to stały element pana powieści. Ten temat powraca także w „Wysokich górach Portugalii”. Dlaczego akurat motyw wciąż się pojawia?
Nie jestem pewien, to chyba naturalna skłonność. Być może rezultat moich studiów filozoficznych. Inną przyczyną może być wieloletni wolontariat w centrum opieki paliatywnej. Nie jestem ponurakiem ani też jakimś szczególnym wielbicielem makabry, ale mam takie spostrzeżenie, że wartość życia doceniamy najbardziej w obliczu śmierci. Życie, które ignoruje obecność śmierci, staje się błahe, pozbawione głębi. Patrzeć w twarz śmierci to rozumieć znaczenie życia, a z tego zrozumienia płynie akceptacja i satysfakcja.
Dlaczego zdecydował się pan osadzić akcję powieści w Portugalii? Wiążą się z tym krajem jakieś szczególne wspomnienia?
Tym razem, inaczej niż w przypadku „Życia Pi”, gdzie Indie były po prostu częścią historii, lub książki „Beatrycze i Wergili”, w której metafora narzucała umiejscowienie opowieści, osadzenie akcji „Wysokich gór Portugalii” było w znacznej mierze dziełem przypadku. Temat powieści, czyli zmaganie z cierpieniem, jest na tyle uniwersalny, że wydarzenia mogłyby właściwie rozgrywać się w dowolnym miejscu na świecie. Mam jednak wielki sentyment do Portugalii – wybrałem się tam w pierwszą w moim życiu samotną podróż z plecakiem i jakąś część tego kraju noszę w sobie do dziś.
Porównanie Herkulesa Poirota do Jezusa Chrystusa nie jest nieco ryzykowne?
Cóż, ta daleko idąca paralela, która pojawia się w książce, może wydawać się zaskakująca, jednak śmierć – jej bliskość i życie w jej cieniu – łączy obydwie postaci. Chrystus pokonuje śmierć przez zmartwychwstanie, Agatha Christie czyni z niej najwyższej klasy rozrywkę. Zbawiciel i detektyw oswajają śmierć i sprawiają, że staje się ona mniej przerażająca.
Będę szczery, moim ulubionym bohaterem tej książki jest Odo, który staje się ważną częścią życia Petera. Jest tu też druga małpa, ta ukrzyżowana przez ojca Ulissesa. Dlaczego właśnie małpy?
Zależało mi na zwierzęciu, które jest biologicznie jak najbliższe człowiekowi. Jeśli Bóg stał się człowiekiem – a fundamentem chrześcijaństwa jest przekonanie, że tak się właśnie stało – to stał się także zwierzęciem, jako że my ludzie dzielimy ze zwierzętami znaczną część materiału genetycznego, przy czym z szympansami aż 98,8%. Jeśli w człowieku jest choćby najmniejszy pierwiastek boski, to jest on też w zwierzęciu. A jeśli Bóg umarł na krzyżu za nas ludzi, to umarł też za wszystkie inne żywe stworzenia, a Jego cierpienie jest nie tylko cierpieniem ludzkim, ale też cierpieniem zwierząt. Choć różnimy się od zwierząt, jesteśmy z nimi związani bardziej, niż się pozornie wydaje.
Czy Agatha Christie jest Pana ulubioną pisarką?
Tak. W swoich książkach Christie osiąga dokładnie to, co osiągnąć zamierza. Tylko czytając jej opowiadania, byłem czasami w stanie odgadnąć, kto okaże się mordercą. W jej powieściach tożsamość mordercy pozostaje zagadką aż do samego końca. Czy nie tak samo jest w życiu? Miejsce, czas i okoliczności naszej śmierci są do końca nieznane. W tej bliskości śmierci, życiu w jej cieniu, jest coś prawdziwie religijnego.
Literacki Nobel dla Alice Munro i Nagroda Bookera, którą pan otrzymał, miały duże znaczenie dla Kanadyjczyków i literatury kanadyjskiej?
Nagroda Nobla w dziedzinie literatury to wielki zaszczyt dla Kanady – Polacy zdobyli ją aż trzy razy, Munro jest pierwszą kanadyjską laureatką tego prestiżowego wyróżnienia. Jeśli chodzi o mojego Bookera, to dzięki tej nagrodzie „Życie Pi” dotarło do ogromnej rzeszy czytelników.
Zna pan jakichś polskich pisarzy, lubi pan polską literaturę?
Czytałem poezje Szymborskiej i Miłosza, trochę prozy Gombrowicza i Kapuścińskiego.
Jakie wrażenia z pobytu w Polsce?
Polska to fascynujący kraj, o wiele większy i geograficznie bardziej zróżnicowany niż się spodziewałem. Macie wspaniałą kulturą i bardzo skomplikowaną, smutną historię.