„Podręcznikowym przykładem narcyzmu jest Donald Trump”. Wywiad z Alex Marwood.

Alex Marwood, fot. Max Pflegel / Wydawnictwo EMG

Jeśli nie mieliście okazji uczestniczyć w Międzynarodowym Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, to możecie nadrobić chociaż część zaległości. Na smakksiazki.pl pojawiały się wywiady wideo z pisarzami, a teraz Marta Guzowska rozmawia z Alex Marwood o książkowych inspiracjach, Internecie, narcyzach, a także, a może przede wszystkim, o „Najmroczniejszym sekrecie”, najnowszej książce Alex Marwood. Poniżej znajdziecie efekt tej rozmowy.

(Wywiad jest skróconym zapisem spotkania z Alex Marwood prowadzonego przez Martę Guzowską, które odbyło się w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, 27 maja, 2017 r.)

Czy to prawda, że wszystkie Twoje powieści zostały zainspirowane prawdziwymi wydarzeniami?

Tak, każda z nich.

Zacznijmy od początku. Jaka historia stoi za Twoim kryminalnym debiutem „Dziewczynami, które zabiły Chloe”?

Zainspirowało mnie, jeśli w ogóle można tak powiedzieć, morderstwo Jamesa Bulgera, dwulatka, który został uprowadzony ze sklepu przez dwóch dziesięcioletnich chłopców i zamordowany. Ten przypadek bardzo trudno ocenić moralnie. Z jednej strony popełnione zostało morderstwo, bardzo brutalne, a jego ofiarą padło małe dziecko. Ale z drugiej strony ci dziesięcioletni chłopcy pochodzili z patologicznych rodzin i naprawdę nie potrafili odróżnić dobra od zła. Zawsze jakaś część natury człowieka chce wierzyć w czyste zło. Ale świat jest o wiele bardziej skomplikowany. Ci chłopcy byli w swoich rodzinach wykorzystywani, także seksualnie, nie potrafili zrozumieć konsekwencji swoich czynów. Bicie, atakowanie, fizyczne, psychiczne a nawet seksualne, było dla nich czymś zwyczajnym. Morderstwo, które popełnili to tylko krok dalej niż to, co znali z domów. Ci dwaj chłopcy pozostali już na zawsze metaforą zła. Ta historia wydarzyła się prawie 20 lat temu, chłopcy dostali się do dziecięcego więzienia, potem byli reedukowani, a po zwolnieniu zmieniono im nazwiska. Jeden z nich sobie poradził, założył rodzinę i funkcjonuje mniej więcej normalnie. Ale drugi jest poważnie zaburzony, już po zwolnieniu został kilka razy aresztowany. Ale nie dlatego, że zrobił coś złego, tylko dlatego, że policjanci bali się o jego życie: facet szedł do pubu, opowiadał całą historię od nowa po pijanemu i tłum chciał go zlinczować.

Dziewczyny, które zabiły Chloe” to jedno wielkie oskarżenie. Czego? Systemu? Ludzi poszukujących sensacji za wszelką cenę?

Przede wszystkim jest oskarżeniem naszego społeczeństwa, o gruboskórność. Jest to także wielkie oskarżenie moich byłych kolegów w mediach. To, co mnie naprawdę ucieszyło, to fakt, że wielu dziennikarzy skontaktowało się ze mną po ukazaniu się tej książki ze słowami: masz rację, w naszym zawodzie naprawdę tak jest.

Twoja najnowsza książka „Najmroczniejszy sekret” bazuje luźno na historii Madeleine McCann. Przypomnijmy ją krótko: 10 lat temu mała dziewczynka zniknęła wieczorem z wakacyjnego domku w Portugalii, podczas gdy jej rodzice, Anglicy, jedli kolację w restauracji nieopodal. Do dziś nie wiadomo, co się stało.

Tak, moja książka jest luźno inspirowana tamtą historią Ale tak naprawdę chciałam napisać powieść o narcyzmie i jego porażających konsekwencjach. Jest to bardzo częste zaburzenie, ostatnio nasze społeczeństwo przeżywa prawdziwy wysyp narcyzów, a klasycznym, podręcznikowym przykładem jest Donald Trump. Nie wiadomo, czy narcyzm karmi się internetem, czy po prostu internet wydobył narcyzów na światło dzienne. Chciałam napisać o zniszczeniach jakie narcyzm powoduje. Na przykład o tym, że jedną z rzeczy, jaką robią osoby narcystyczne jest ciągłe „przepisywanie” na nowo historii, która się wydarzyła, aż w końcu nie wiadomo, jaka wersja jest prawdziwa. A wszystko po to, żeby dobrze wypaść w oczach innych i swoich własnych.

W „Najmroczniejszym sekrecie” każdy albo prawie każdy bohater jest narcyzem.

Osoby narcystyczne mają tendencję do gromadzenia się w grupach. Niektórzy padają ofiarami innych narcyzów, jak choćby Claire, matka dziewczynek, w mojej książce jest jednocześnie ofiarą swojego męża Seana.

W Twoich książkach ludzie sukcesu, ci, którzy pozornie stanowią podporę społeczeństwa, okazują się najmniej warci, najbardziej interesowni, najbardziej zepsuci… Lubisz tych, którzy wszystko stracili, którym już nic nie zostało, nieudaczników.

Nie wszyscy nieudacznicy u mnie to postacie pozytywne, weźmy takiego Tomasa z „Zabójcy z sąsiedztwa”. Ale to prawda, tzw. niziny społeczne bardzo mnie interesują. Nie interesuje mnie życie, które toczy się gładko i bez problemów, a wszyscy są szczęśliwi. Interesują mnie losy zaburzone, zniszczone. To w jaki sposób jedna zła decyzja może wywołać efekt kuli śnieżnej i zaważyć na całej przyszłości. Czytałam kiedyś pamiętniki słynnego patologa, który pracował w Anglii od lat 1920 tych do lat 1950tych. Uderzyło mnie, kiedy napisał, że każdy, absolutnie każdy przypadek morderstwa przez uduszenie, to przypadek faceta, który chciał po prostu nastraszyć kobietę, „nauczyć ją czegoś”. A tymczasem na szyi jest nerw, którego uciśnięcie nawet przez kilka sekund powoduje śmierć. Większość ludzi o tym nie wie, więc mężczyzna, który chce „tylko” nastraszyć kobietę, w efekcie ją morduje. I sam jest zdziwiony, kiedy ona umiera. To właśnie tego rodzaju złe decyzje mnie interesują.

Zabójca z sąsiedztwa” to moja ulubiona powieść. Opierasz się w niej na historii seryjnego mordercy Dennisa Nilsena z końca lat 70tych i początku 80tych, który w swoim londyńskim mieszkaniu zabił i poćwiartował kilkanaście osób.

Dennis Nilsen mieszkał w domu bardzo podobnym do tego, który opisuję w „Zabójcy z sąsiedztwa”, miał kilku sąsiadów, a jednak udało mu się zamordować w tym domu co najmniej 14 osób i pozbyć się ich ciał. Zwłoki gotował w wielkim kotle i spuszczał w toalecie. Ostatecznie został złapany, bo rury się zablokowały ludzkim tłuszczem.

Dokładnie jak w Twojej książce.

Cały Londyn fascynowało, jakim cudem ci wszyscy ludzie, którzy mieszkali nad Nilsenem, pod nim i dzielili z nim łazienkę, zdołali tego nie zauważyć.

Alex Marwood, fot: smakksiazki.pl 

No właśnie, jakim cudem?

To właśnie chciałam zrozumieć pisząc tę powieść. Prawda jest taka, że Londyn to bardzo zatłoczone miasto. Na przykład z moim mieszkaniem bezpośrednio graniczy, przez ściany podłogę lub sufit, dziewięć innych mieszkań. Jedynym sposobem przetrwania w takim zatłoczonym środowisku jest udawanie, że twoi sąsiedzi nie istnieją.

Właściwie pomysł na „Zabójcę z sąsiedztwa” pojawił się, kiedy zatkały się rury sąsiadowi pode mną. Przyszedł do mnie i powiedział „wezwałem hydraulika, a on twierdzi, że to tłuszcz”, a ja omal nie zemdlałam, bo uzmysłowiłam sobie podobieństwo do historii Nilsena. Później prawie trzy lata zbierałam się, żeby dać temu sąsiadowi egzemplarz książki. On zresztą pochodzi z Ghany, jest bardzo przystojny i lubi chodzić tylko w ręczniku. Wracam kiedyś ze sklepu, a Cliff (tak ma na imię) ścina krzaki przed domem. Maczetą! Pytam go: „Cliff, na miłość boską, czy to naprawdę jest maczeta?” Na to Cliff: „no tak, przywiozłem ją z Ghany i wiedziałem, że na coś się przyda”. A potem popatrzył na mnie i powiedział: „trochę jak w twojej książce, nie?”

Zabójca z sąsiedztwa” to moja ulubiona książka bo… Uważaj, zdziwisz się. Bo uważam ją za niezwykle optymistyczną. Dla mnie to pean na część więzi międzyludzkich. Opowieść o tym, jak z obcych ludzi może powstać prawdziwa rodzina.

Dla mnie samej to było zakończenie, nie planowałam happy endu (śmiech).

Czy to znaczy, że jesteś pesymistką? Mnie wyglądasz raczej na optymistkę?

Zdecydowanie jestem optymistką! I, podobnie jak znaczna większość znanych mi pisarzy kryminałów, jestem naprawdę pogodną osobą. My, „opowiadacze” strasznych historii jesteśmy przyjacielscy, lubimy opowiadać dowcipy i bawić się we własnym towarzystwie. Przyjęcia pisarzy kryminałów zawsze są najlepsze!

Dziękuję za rozmowę!