Kiedy nadciąga tsunami, można włożyć kąpielówki i liczyć na fart albo wziąć nogi za pas. A kiedy nadciąga tsunami dla zdrowia psychicznego, można załamać ręce i czekać na cios albo… sięgnąć po książkę.
Bardzo się ucieszyłem, kiedy kilka tygodni temu natknąłem się na tekst dotyczący korzyści z obcowania z literaturą w okresie pandemii autorstwa Marii Deskur, prezeski Fundacji Powszechnego Czytania (klik). Dowiedziałem się z niego, że czytać nie tylko wypada, ale nawet trzeba, ponieważ od tego zależy nasze zdrowie psychiczne. Niby już to wcześniej domniemywałem, ale zawsze miło jest się dowiedzieć, że są badania, które o tym niepodważalnie świadczą.
A takie przeprowadzili eksperci z Mindlab International at the University of Sussex. Brytyjczycy wyliczyli, że sześć minut czytania dziennie może zredukować poziom stresu aż o 68 proc. Czytanie radzi sobie z tym lepiej niż słuchanie muzyki (61 proc.), picie herbaty albo kawy (54 proc.) czy nawet spacer (42 proc.). Nie wspominając o grach komputerowych, które może i redukują napięcie o 21 procent, ale i przyspieszają tętno.
Jak powiedział neuropsycholog David Lee: „zatracanie się w książkach to ostateczna relaksacja”.
Pamiętacie już, że trzeba czytać? Że to świetne lekarstwo na wzrost napięcia? Że szczególnie w mocno stresującym okresie warto sięgać po literaturę?
No to łapcie garść danych, które dodatkowo zachęcą Was do czytania. A jeśli nie muszą zachęcać, to przynajmniej ułatwią szermierkę słowną z „niewiernymi”.

www.unsplash.com/Miika Laaksonen
-
Między 9 marca a 10 kwietnia tego roku Polacy wydali ponad 200 mln złotych na leki refundowane wspierające samopoczucie (szacunki firmy PEX PharmaSequence zebrane na zlecenie „Dziennika Gazety Prawnej”). Sprzedaż antydepresantów względem analogicznego okresu ubiegłego roku wzrosła o jedną trzecią. Na wszelki wypadek przypomnę, że pandemia została ogłoszona 11 marca.
-
Amerykanie w koronakryzysie też łykają tabletki jak szaleni – firma Express Scripts wyliczyła, że między 16 lutego a 15 marca liczba recept na antydepresanty, leki przeciwlękowe i nasenne wzrosła o 21 proc. rok do roku. Oni mają ku temu jeszcze lepszy powód niż my, ponieważ w ciągu paru tygodni 30 mln z nich straciło robotę.
-
Jeszcze przed wybuchem pandemii Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ostrzegała, że już ponad 320 mln ludzi cierpi na depresję (prawie 5 proc. światowej populacji). Do 2030 będzie to najczęściej występująca choroba na świecie.
-
Według WHO w rejonach postkonfliktowych wskaźnik depresji w społeczeństwie często skacze do poziomu około 10 procent. A zdaniem psychiatrów pandemia koronawriusa pod wieloma względami przypomina doświadczenie wojenne.
-
Firma Upper Finance Med Consulting wyliczyła, że w Polsce mamy około 4,3 tys. psychiatrów i 455 specjalistów od psychiatrii dziecięcej, a psychiatrycznie leczy się około 1,6 mln osób. Efekt? Średni czas oczekiwania na niewymagającą skierowania wizytę u psychiatry wynosi 3-4 miesiące.
Mało w tych danych literatury, prawda? Ale wnioski płyną z nich przynajmniej dwa, w tym jeden literacki.
Po pierwsze: nadciąga apokalipsa dla naszego zdrowia psychicznego, której w żaden znany nam dzisiaj sposób nie jesteśmy w stanie uniknąć. Koronawirusowy kryzys mentalny, który najpewniej zbierze żniwo dopiero za kilka miesięcy (już po ustaniu pandemii), jest jak niewidzialny pociąg pędzący po zawiłych torach naszego umysłu. A my – związani, usztywnieni, zdezorientowani – możemy się jedynie wpatrywać w tunel, z którego za moment powinien się wyłonić.
A po drugie: skoro czytanie jest prawdopodobnie najprostszym, najtańszym i najzdrowszym sposobem łagodzenia napięć, to może warto przy jego pomocy choć trochę zminimalizować siłę uderzenia? W końcu 68-procentowa obniżka stresu piechotą nie chodzi. A przeznaczanie 30 czy 50 złotych miesięcznie na literaturę nie wydaje się takie upiorne, jeżeli alternatywą jest wydanie fortuny na leczenie głowy albo kontakt z publiczną służbą zdrowia.
Za koronakryzys tak czy inaczej zabulimy. Warto więc zrobić to na swoich warunkach.