Od zamachu terrorystycznego w stolicy Szwecji minął już prawie tydzień. Spytałem pisarz, którzy mieszkają w Sztokholmie, o ich przemyślenia, odczucia, reakcje.
Caroline Eriksson:
To był czarny dzień na ulicach Sztokholmu, dzień pełen konsternacji i niesamowitego smutku dla wszystkich Szwedów. Ale było też coś jeszcze. Była życzliwość i było współczucie, ludzie wyciągający pomocną dłoń nie tylko do bliskich, ale także do obcych. I to jest właśnie to, co pozostanie. To jest sposób w jaki powstaniemy i będziemy żyć dalej. Razem, zjednoczeni. Nie będziemy osłabieni. Pozostaniemy wzmocnieni w naszych przekonaniach i wspólnej nadziei na lepszy świat.
Mats Strandberg:
To co wydarzyło się w Sztokholmie było straszne. Ale jestem pod wrażeniem i dumny z ludzi, którzy tu mieszkają. Otworzyli swoje drzwi przed obcymi ludźmi przy użyciu hashtagu #openstockholm, by pomóc tym osobom, które utknęły po niewłaściwej stronie miasta, kiedy zamknięto wszelki ruch. Sztokholm jest dziś bardziej życzliwym i cieplejszym miastem.
Camilla Grebe:
Pomimo tego, że fizycznie u mnie ok – byłam około 200 metrów od miejsca zdarzenia kiedy doszło do ataku – czuję się przytłoczona smutkiem i niedowierzaniem. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie boję. Martwię się nie tylko możliwością kolejnych ataków, ale także o reakcje, które to wzbudzi w kontekście narastającej ksenofobii. Żyjemy w otwartym społeczeństwie i mam nadzieję, że tak pozostanie. Nie chcę żeby strach rządził moim życiem.
Catharina Ingelman-Sundberg:
Przede wszystkim bardzo współczuję wszystkim rodzinom, które straciły bliskich podczas tego strasznego ataku. To jest atak przeciwko demokratycznemu społeczeństwu i to jest bardzo smutne. Bo demokratyczne społeczeństwo dąży do tego, żeby wszyscy byli szczęśliwi. Bardzo trudno jest się obronić przed takimi fanatykami, którzy chcą zniszczyć społeczeństwo. Mam nadzieję, że będzie możliwe zadowolenie wszystkich i w ten sposób wyeliminuje się niezadowolone jednostki, które czują się wyrzucone poza margines społeczeństwa i robią takie okropne rzeczy.
Stefan Ahnhnem:
Sztokholm.
Urodziłem się w Sztokholmie. I odtąd jestem zakochany w tej pięknej stolicy, mimo tego, że mam poczucie, że ta miłość nie jest w pełni odwzajemniona. Może dlatego nigdy nie planowałem zestarzeć się w Sztokholmie? Nie wychowałem się w Sztokholmie, przeprowadziłem się z powrotem do wielkiego miasta zaraz po maturze, marząc o karierze muzyka. To nie poszło jednak zgodnie z planem.
W tym czasie Sztokholm był dla mnie twardy, zimny i ciemny.
Sztokholm jest często ciemny. Pięć do sześciu miesięcy w roku ciemność jest prawie stałą. Kiedy się budzisz i idziesz do pracy, kiedy wracasz do domu. Ciemność.
Mieszkańcy Sztokholmu są często opisywani jako wycofani i trudno się z nimi zaprzyjaźnić. Ludzie z zewnątrz twierdzą, że jeśli nie jesteś ze Sztokholmu nigdy tak naprawdę nie zaprzyjaźnisz się z rodowitym Sztokholmczykiem.
Mimo wszystko dobrze, że się tu urodziłem. Wkrótce, po trzydziestu latach mieszkania tutaj i kochania tego miasta, będę się znowu pakował i przeprowadzał. Tym razem opuszczam nie tylko Sztokholm, ale także Szwecję. Moja rodzina i ja przeprowadzamy się do Kopenhagi. Nowe ulice, nowe kawiarnie i nowe inspiracje.
Ale w dniu ataku, kiedy musiałem odłożyć pracę bo nie mogłem przestać oglądać wiadomości zobaczyłem inny Sztokholm. Zatrzymano komunikację publiczną, więc ludzie musieli iść do domu pieszo. Niektórym zajęłoby to kilka godzin. Sztokholmczycy otworzyli swoje domy dla współobywateli, którzy nie mogli dostać się do swoich. Lekarze i pielęgniarki przyszli do pracy za darmo. Zamknięto sklepy, więc sztokholmskie rodziny nakryły do kolacji stoły dodatkowym nakryciem dla osób, które dopiero poznały w drodze do domu. Pomimo – a może w wyniku– okropnego zdarzenia, Sztokholm nigdy nie był cieplejszy.