„Żółć – to najbardziej polskie słowo”. Rozmowa z Wojciechem Dutką, autorem „Czarnej pszczoły”

www.unsplash.com/Mike Petrucci

Teraźniejszość, przeszłość, a między nimi Max Kwietniewski, czarnoskóry detektyw. Francja 1940. W Biarritz, francuskim kurorcie nad brzegiem Atlantyku zostaje odkryte ciało polskiego malarza, Józefa Rajnfelda. Mężczyznę znaleziono z poderżniętym gardłem i brzytwą w dłoni. Wszyscy uznali to za samobójstwo. Jedyny świadek mogący rozwiązać tę zagadkę ma swoje powody, by milczeć. Warszawa 2015. Nad brzegiem Wisły zostają znalezione zwłoki siedemnastoletniego dobrze rokującego artysty. Ktoś poderżnął mu gardło i ułożył ciało w taki sam sposób jak ciało Józefa Rajnfelda blisko 75 lat wcześniej. Morderca ubrał go w podobne ubranie i włożył w ręce niemal identyczną brzytwę. Z Wojciechem Dutką, autorem „Czarnej pszczoły”, rozmawia Monika Nowak.

Jedna z pierwszych rzeczy, które rzuciły mi się w oczy, to różnica w języku opisującym retrospekcje oraz tym, który opisuje wydarzenia rozgrywające się współcześnie. Która polszczyzna jest panu bliższa?

Język jest narzędziem. Retrospekcje są pisane językiem zbliżonym do epoki, natomiast w dialogach współczesnych używam współczesnej składni. Pisanie tej powieści było dla mnie atrakcyjną przygodą i zabawą w tworzenie postaci. Dominik i Mrówka używają języka zbliżonego do tego, który słyszę w szkole. Kibole używają innego. Język współczesnych Polaków jest pełen wulgarności. Dotyczy to codziennych sytuacji. Swoją drogą brutalizacja życia społecznego w naszym kraju dotyka także języka. Czy to nie jest symptomatyczne?

Zarówno Józef Rajnfeld jak i Jan Lechoń to postacie historyczne. Czy w anegdotach zawarte jest ziarno prawdy?

Ziarno prawdy. Taki tytuł nosi druga powieść Miłoszewskiego z prokuratorem Szackim. Myślę, że Pani mnie podpuszcza i sprawdza, czy znam konwencję, w której się poruszam. Uważam, że nie oparłem mojej książki na anegdotach. Czy wie Pani, że Prokopiusz z Cezarei pisząc „Historię Sekretną” zawarł w niej najbardziej obrzydliwe fakty z życia cesarza Justyniana Wielkiego i jego żony Teodory? Grecki tytuł tego dziełka nosi tytuł „Ἀνέκδοτα” i sugeruje historię, która miała być ukryta. Idąc tym tropem możemy potraktować relację Józefa Rajnfelda oraz Jana Lechonia jako taką historię. Schowaną za oficjalną biografią i ukrytą. Mało kto o niej wie. Lechoń uchodził kiedyś za bardzo patriotycznego i prawicowego poetę, klasyka, dziś jego wiersze są omawiane jedynie na rozszerzeniu z języka polskiego w Liceum. Rajnfled miał mniej szczęścia. Był w polskim środowisku podwójnie obcy, podwójnie niebezpieczny i jest dziś podwójnie zapomniany. W roku 1940 po upadku Francji Lechoń mógł mu pomóc wydostać się z Francji, która za chwilę miała znaleźć się pod okupacją niemiecką. Ale nie zrobił tego. Rajnfeld został w ten sposób paskudnie potraktowany. Nie wiemy, jak zginął. Moja wersja jego śmierci to licentia poetica. Mam nadzieję, że moja powieść przyczyni się do zainteresowania twórczością poetycka, czy „Dziennikiem” Lechonia, bo w końcu to jest kawał porządnej polskiej literatury oraz zostaną pokazane prace malarskie Rajnfelda.

Wątek współczesny dotyka bardzo ważnego problemu – hejtu w sieci. Czy naprawdę nienawiść w Internecie jest taka prosta?

Tak, nienawiść jest prosta. Wymaga odczłowieczenia wyimaginowanego wroga, obojętnie kim on jest: uchodźcą, obcym, innowiercą, człowiekiem, który ma coś, czego ja nie mam. Ludzie nienawidzą się z błahych powodów. I potrafią ze sobą żyć przez lata nienawidząc się. To niewyobrażalne piekło. Proszę sobie spróbować to wyobrazić. Proszę dokonać analizy kilku portali, na których Polacy wylewają swoje żale. Jeśli masz inne poglądy polityczne, zostaniesz zgnojony, utytłany w błocie, krwi i żółci i gównie. Opluwają się nawzajem kibice i zwykli ludzie. Pamięta Pani awanturę na Krakowskim Przedmieściu z krzyżem? Byli ludzie, którzy wykorzystywali religię do celów politycznych i to jest przeciwne religii, ale byli też tacy, którzy oddawali mocz na modlących się. Politycy warczą na siebie i plują na siebie jadem. Dlatego nie czytam Internetu. Brzydzę się tym, tak jak polską polityką, która jest pełna afer, okradania własnego państwa i napychaniem sobie kasy. Czytała Pani „Ziarno prawdy” Miłoszewskiego? Jest tam świetna scena, w której pada najbardziej polskie słowo. To żółć. Po pierwsze jest zapisywane za pomocą tylko polskich znaków diakrytycznych, a po drugie oddaje przewrotny i symboliczny sens naszej wspólnoty narodowej. Wszystkie partie polityczne na siebie plują, dziennikarze podgrzewają ten tygiel, bo wszak dobry news, to zły news. Jak to kiedyś wszystko pęknie, obryzga nas wszystkich. Tego się naprawdę boję, by hejt i nienawiść wzajemna nie przeszła w Polsce z poziomu symbolicznego, w czyn realny, jak w Hiszpanii w 1936 roku, gdzie poza nienawiścią i wojną domową nie zostało już nic.

To co mnie uderzyło, to łatwość z jaką przychodzi młodym ludziom zniszczenie życia innej osobie. Miał Pan do czynienia z taką sytuacją w swojej karierze jako nauczyciel?

NIE, na szczęście nie miałem, ale przypadki hejtu i znęcania się rówieśników nad kolegami i koleżankami istnieją w Polsce. W 2015 roku został zaszczuty pewien chłopiec w Bieżuniu. Popełnił samobójstwo. Było o tym głośno. Proszę o tym poczytać. Niech Pani zgadnie, jakie imię nosił zaszczuty nastolatek? Czarna pszczoła” jest powieścią oddającą hołd takim ludziom, czarnym pszczołom, które umierają niepostrzeżenie i w ciszy. Czy w zalewie informacji: ile w Polsce wyprodukowano par butów, ile na Polaka przypada statystycznie iPadów, a ile pijemy średnio mleka na głowę, ile dzieci rocznie się rodzi, ile rząd wyda na 500 plus, czy zastanowiła się Pani, ilu ludzi rocznie w Polsce, kraju Jana Pawła II, popełnia samobójstwo z powodu zaszczucia, bo „ktoś jest Inny”? Za dużo. O wiele za dużo. Nie godzę się na to. Współczesna powieść sensacyjna musi dotykać takich zakłamanych obszarów, wsadzać kij w gniazdo os.

Polacy jako naród nie wypadają najlepiej w Pana książce, wyglądamy kiepsko. Tak z nami źle?

Myślę, że jako społeczeństwo jesteśmy dość przeciętni. Nie mamy mniejszości, ponieważ od 1945 roku Polska wbrew swej wielowiekowej tradycji jest państwem homogenicznym narodowościowo i kulturowo. Nie rozliczyliśmy się z totalitarnym państwem jakim był PRL. Dopiero teraz funkcjonariusze SB stracą swoje przywileje. Między innymi o tym traktowała powieść „Lunatyk”. „Czarna Pszczoła” jest poświęcona innej tematyce. Starałem się pokazać kryminał, który dotyka różnych, głębokich problemów społecznych, takich jak hejt, stosunek do mniejszości, czy afera reprywatyzacyjna w Warszawie, w której istniała przez lata zmowa milczenia, w której setki ludzi straciły dorobek życia, a niektórych, jak Jolę Brzeską, zamordowano. Do naszego społeczeństwa i narodu jak ulał pasują słowa Józefa Piłsudskiego, ze Polacy to naród wspaniały, tylko ludzie kurwy. Choć Piłsudski też jest winny zniszczenia młodego republikanizmu i zastąpienia go autorytarną sanacją.

Wojciech Dutka

Skąd pomysł na Maxa? Żeby jeszcze bardziej podrażnić Polaków, powinien być pochodzenia żydowskiego.

Dlaczego? Czy uważa Pani, że wprowadzenie do polskiej powieści sensacyjnej pierwszego czarnoskórego bohatera ma jedynie drażnić? Ja sadzę, że za moją decyzją o stworzeniu takiego bohatera tkwi większy sens. Max jest w Polsce permanentnie obcy z powodu swojego koloru skóry, ale zna Polskę, wszak w połowie jest Polakiem. To jest manifest za Polską otwartą, która nie boi się różnorodności, mimo przywiązania do części swoich pięknych tradycji, republikanizmu, walko „za naszą i waszą wolność”, tolerancji z której słynęliśmy w Europie w wieku XVI. Ale jeśli Pyta Pani o wątki żydowskie – są one mi bliskie. Już opublikowałem powieść szpiegowską, w której bohaterem jest Żyd i zarazem Polak, Leopold Trepper. „Taniec Szarańczy” został wydany 10 lat temu przez wydawnictwo Albatros. Po drugie, chcąc zostać zauważanym jako autor powieści sensacyjnej, musiałem stworzyć bohatera Innego od wszystkich innych. Miłoszewski stworzył postać prokuratora Szackiego, Bonda ma swoją profilerkę policyjną, Krajewski stworzył Eberharda Mocka. I tak można mnożyć. Policjanci, sędziowie, prawnicy, kobiety i mężczyźni. Wszyscy mają jedną immanentną cechę – są to ludzie urodzeni w Europie i biali. Max jest inny i właśnie dlatego jest fascynującą postacią. Jest tożsamy Polsce i do niej niepodobny, ma złamane pokręcone życie, czasami w chwili słabości oddaje się wysokim procentom, potrafi pokochać i sprać jakiegoś drania na kwaśne jabłko, jest ludzki i nie godzi się na podłość.

Czy według Pana Polacy rozliczą się kiedyś ze swoją historią?

To zależy od tego w jakim kontekście Pani pyta. Wiek dwudziesty był dla Polski bardzo niedobry. Druga wojna światowa zniszczyła nam elity, czemu winni są Niemcy i Sowieci mordując je bezlitośnie, potem w czasach PRL schamieliśmy i rozpiliśmy się. Ja próbowałem się rozliczyć z moim widzeniem historii Polski ostatnich 28 lat w powieści „Lunatyk”. Myślę, że im dalej będziemy oddalać się od PRL, będziemy mogli oceniać tę epokę na spokojnie i z różnych perspektyw. W tym kontekście ważna jest postać Barbary, której historia zawiera w sobie mnóstwo wyborów i zahacza o przeróżne konteksty historyczne – II wojna światowa, aresztowanie po powrocie do kraju, zawłaszczenie mienia, śmierć ojca w Katyniu, praca prokuratora w PRL.

Czy możemy oceniać wybory dokonywane w okolicznościach, które trudno sobie wyobrazić?

 Na tym polega literatura, aby spróbować sobie to wyobrazić. Rzeczywiście postać Barbary ogniskuje historię Polski. W jakiś sposób musiałem pisząc powieść tworzyć bohaterkę, która stanie się osią narracyjną książki. Życie Barbary jest pełne tajemnic. Ma swoje sekrety, skrywane głęboko w mroku. Chciałem aby postać Barbary była wielowymiarowa. Czytelnik musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Barbara otrzyma rozgrzeszenie za swoją winę. Ja nie mogę tego za czytelnika zrobić. Jednak czy możemy oceniać wybory ludzi dokonane w czasach niewyobrażalnych? Lubię zakończenie „Innego Świata” Herlinga-Grudzińskiego. W ostatniej scenie powieści jeden ze współzesłańców opowiada historie, jak wydał w stalinowskim łagrze trzech Niemców na śmierć. Narrator powieści milczy. W obozie zrozumiałby, poza nim, zostaje tylko milczenie. Są winy, których wybaczenie ich przerasta. Musi być ktoś, kto udziela takiego wybaczenia. Pozostaje mi wiara, że istnieje Instancja, która kiedyś poza czasem i przestrzenią, wybaczy nam wszystkim.