Zastanawialiście się kiedyś, ile prawdy jest w teoriach spiskowych? Nie mówię tutaj o twierdzeniach, że na Księżycu nikt nie wylądował, szczepionki powodują autyzm, a Ziemia jest płaska, jak deska do krojenia. Wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę, że większość takich teorii jest zwyczajnie wyssana z palca. Ale co z teorią, że da się stworzyć arcydzieło, niezależnie od tego, jaką jakość prezentuje?
Mam w sobie coś z masochisty, bo zamiast siedzieć wygodnie na kanapie i oglądać kolejny sezon ulubionego serialu, siedzę przy biurku i klikam w profile na portalu Lubimy Czytać. Portalu, który zapewne każdy szanujący się książkoholik doskonale zna, choć nie musi z niego nawet korzystać. Ja korzystam (rzadko, ale jednak), a kiedyś nawet pisałem tam oficjalne recenzje, ale o kulisach tego mówić nie będę, gdyż dałem słowo, a nie lubię go łamać. „Serce”, czyli moja ostatnia powieść miała także patronat Lubimy Czytać, co sobie chwalę, bo być może trafiłem do kilku nowych czytelników.
I tak właśnie przeglądając portal przypomniałem sobie rozmowę z przyjacielem, który kilka lat temu zaproponował mi pracę. Nie zgodziłem się, bo pracę i kręgosłup moralny miałem i nadal mam, ale sam temat gdzieś tam do mnie powracał. Chodziło o to, żeby pisać „recenzje” oraz oceniać książki na różnych portalach. Oczywiście jednym z nich było Lubimy Czytać, ale w grę wchodziły także strony Empiku, Merlina i wielu innych internetowych księgarni. Jak taka praca miałaby wyglądać? Zakłada się kilkanaście różnych kont, podpina je pod kilkanaście różnych adresów mailowych i trzaska się „dziesiątkami”. Do tego dobrze dorzucić kilka sloganów: świetnie się czyta, wciąga jak diabli, najlepsza książka w moim życiu. Wiecie o co chodzi.
Napisałem, że temat do mnie powracał, bo dostałem kiedyś taką propozycję, ale będąc już autorem, czyli: „hej, daj piątaka, a skoczy ci ocena tu i tam”. Oczywiście wiadomość nie brzmiała dokładnie tak, ale jej sens starałem się zachować. Wiem też, że tego typu maile trafiają do wydawców. Za relatywnie niewielką kwotę ludzie są w stanie zrobić z każdej książki, nawet mocno przeciętnej, arcydzieło. Przynajmniej w Internecie. Wydawać by się mogło, że teraz takie rzeczy powinny być niemożliwe, prawda? Jakaś weryfikacja po numerach IP? Cokolwiek, co ograniczałoby tworzenie kilkunastu fikcyjnych kont. No dobra, ale czy to dalej jest możliwe?

www.unsplash.com/Tianyi Ma
W dwie minuty założyłem nowe konto i dałem pewnej książce ocenę. Wybrałem pozycję na tyle popularną, że ani jej nie zaszkodziłem, ani nie zrobiłem dobrze. Z czystym sumieniem – 7/10. Ocenę usunę, bo nie chciałbym wpływać na całokształt. Zależało mi tylko na tym, by sprawdzić, czy mechanizm dalej działa i jak się okazuje działa, bo zrobiłem też… kolejne konto. I dałem kolejną ocenę. I kolejną. I kolejną z kolejnego konta. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że można w jednym domu korzystać z kilku kont, ale jednak sam proces weryfikacji powinien być solidnie przemyślany. Obawiam się, że teraz nie ma go w ogóle. Bo i po co, skoro interes się kręci, a wszyscy są zadowoleni?
No dobra, wiemy już, że da się zawyżać oceny i nie spotka nas za to kara. Tylko czy ktoś tak robi? Dowodów nie mam, ale przejrzałem kilka ostatnich „hitów”, czyli książek, o których jest wszędzie diabelnie cicho, a na portalu mają wysoką ocenę z setkami głosów. Natrafiłem tam na sporo kont, gdzie nie jestem w stanie zobaczyć informacji o tym, co dany użytkownik jeszcze oceniał. Odbijałem się od pola z napisem „brak uprawnień”. W przypadku jednej książki natrafiłem na kilkanaście takich kont i każde z nich dało ocenę 9/10 lub 10/10. Do tego krótkie uzasadnienie i gotowe: mamy arcydzieło. Ciekawe jest to, że oceny w tym konkretnym przypadku nie przełożyły się na inne platformy, bo na Empik straszy okrągłe 0 recenzji i ocen, a na Legimi raptem kilkanaście.
Sytuacja może działać też w drugą stronę, bo przecież bardzo łatwo obniżyć ocenę książki, bombardując ją ocenami 1/10. Wiem, że w takim przypadku można się zgłosić do LC i oni zareagują, ale tylko idiota odzywałby się w sytuacji, kiedy ma same 9 i 10, prawda?
Po co w ogóle robić coś takiego? Odpowiedź jest prosta: dla czytelników nieświadomych. Takich, którzy jak ja, kiedyś wierzyli w to, że oceny faktycznie mają odzwierciedlać treść. Zachęceni wysoką oceną i dalej wierzący w jej prawdziwość, kupią książkę. Marketing, bejbe!
Ja wiem, że takie rzeczy się robi i to przy każdym produkcie, bo książka przecież również takowym właśnie jest. Promocja ma też swoje ciemne strony, a zawyżanie ocen to tylko jedna z możliwości.
Przeglądając oceny na portalach można dojść do wniosku, że co druga książka jest arcydziełem. Wiecie, tytułem, który ludzie będą pamiętali przez całe swoje życie i najchętniej do grobu zabiorą ze sobą tylko te najlepsze powieści. Patrząc na to, jak łatwo przyznawane są „dziesiątki”… to będzie bardzo duża trumna.
Bartosz Szczygielski