„Czerpię garściami z Hrabala i Zembatego”.

www.unsplash.com/Greg Ortega

Tę książkę wydał najpierw za swoje pieniądze za zasadach self publishingu. Później napisał „Mędrca kaźni” i wydawnictwo postanowiło opublikować „Rozmowy na trzech grabarzy i jedną śmierć”. Co ciekawe, książka ukazała się już w Niemczech. Z Tomaszem Kowalskim rozmawiam o Hrabalu, kontestacji otaczającego nas świata, a także temperaturze panującej w mogile. Smakksiazki.pl jako pierwszy publikuje nową okładkę książki.

Już za kilka tygodni na rynku księgarskim ukaże się drugie wydanie twojej książki pod tytułem „Rozmowy na trzech grabarzy i jedną śmierć”. Czy to nie za wcześnie na drugie wydanie tego samego tytułu?

Pierwsze wydanie „Grabarzy”, tak jak moja poprzednia powieść, wydane zostało w procesie tzw. self publishing’u. Formuła ta, przynajmniej w moim przypadku, zupełnie się nie sprawdziła. Wydawanie książek we własnym zakresie, niesie ze sobą niebezpieczeństwo, że nasza twórczość dotrze do bardzo ograniczonego kręgu odbiorców. I tak też się stało. Dopiero podjęcie współpracy z profesjonalnym wydawnictwem, w moim przypadku, jest to Wydawnictwo MG z Warszawy, daje szansę na to, by książka, która kosztowała autora tyle pracy, dotarła do czytelnika. Ewentualny sukces tytułu, to już zupełnie inna sprawa. Tak naprawdę teraz mogę powiedzieć, że wydałem dwie książki.

Na czym polega różnica?

Przede wszystkim, teraz moje książki są do kupienia w księgarniach. Czytelnik może je zdjąć z półki, dotknąć, przewertować, kupić. Poza tym kwestia marketingu. Wydawnictwo organizuje za ciebie spotkania z czytelnikami, rozmowy z mediami, udział w targach książki etc. Samemu nie jest łatwo. Ważne jest również to, że mail od zawodowego wydawcy, w którym możesz przeczytać, że ktoś zainteresowany jest podjęciem ryzyka i wydaniem twojej książki, stanowi dowód na to, że twoja twórczość jest, z punktu widzenia literackiego, coś warta, a nie jest tylko subiektywnym odczuciem, skażonym miłością twórcy do swojego dziecka.

OK. To twoja druga książka po „Mędrcu kaźni” wydana nakładem Wydawnictwa MG. „Rozmowy na trzech grabarzy i jedną śmierć” o czym, tak w skrócie opowiada twoja powieść?

Książka „Rozmowy na trzech grabarzy i jedną śmierć’’ opowiada historię z życia trzech grabarzy, a właściwie parotygodniowy wycinek z ich życia, pewnej ciepłej jesieni, gdzieś w południowej Polsce. Grabarze zatrudnieni są na cmentarzu w miejscowości o nazwie Ponura. Tomasz, Rysiek i Młody, główni bohaterowie powieści, to mężczyźni w różnym wieku. Tomasz, najstarszy z nich, to rodzaj życiowego mądrali, abnegata, a zarazem mentora i nauczyciela – głównie dla Młodego. Rysiek natomiast, reprezentuje najbardziej chyba pragmatyczną stronę życia dojrzałego faceta. Pracując na cmentarzu, prowadzą rozmowy o świecie i życiu – również tym poza grobowym – w oparach wódki i dymu papierosowego. Komentują rzeczywistość, głównie ją kontestując.

Nie są sami

Tak. Odwiedzają ich goście i stali bywalcy cmentarza, dając powody do kolejnych dyskusji. Specjalnie zresztą użyłem formy stali bywalcy, bo jak się przekonasz, w książce jest wiele wątków nadprzyrodzonych, fantastycznych.

Nie jest to jednak książka z gatunku fantasy.

Boże broń! Nic z tych rzeczy. Tak więc, mamy tytułową śmierć, zblazowaną i chyba trochę przemęczoną. Więcej w niej z robotnika, niż myśliciela. Jest również stara dewotka Walazkowa, która mimo dość tradycyjnych poglądów i kategorycznych sądów, daje się lubić. Handlarz i wytwórca zniczy Pan Ćwięczek, czyli taka małomiasteczkowa wersja klasy średniej. Człowiek prostolinijny ale ambitny. Kto jeszcze? Madame helikopter, stara, lokalna prostytutka i wiele, wiele innych, dziwnych postaci, które nadają tej powieści sporo kolorytu.

Zapomniałeś jeszcze o Murnałowskim

A no właśnie. Wampir alkoholik, symbol upadku środkowej Europy. Tak, to bardzo ważna postać – i zabawna i tragiczna zarazem.

Skąd pomysł na umiejscowienie powieści właśnie na cmentarzu?

Na pewno stoi za tym moje zamiłowanie do makabreski i turpizmu oraz czarnego humoru w stylu Macieja Zembatego. Ale głównie chodziło mi o to, że ten cmentarz to rodzaj symbolu. Metafory wewnętrznego świata ludzi, którzy mają problem z akceptacją rzeczywistości, która ich otacza. Ten cmentarz jest odpowiedzią na niezgodę wobec narastających zjawisk, takich jak wszechobecna pochwała prostactwa, tandety, demonstracja pospolitości determinująca nasze potrzeby i gusta, dewaluacji pojęć, takich jak sztuka, czy artysta. Tak naprawdę książka skierowana jest do ludzi, którzy nie potrafią uznać pewnych zasad, jakimi kieruje się współczesny świat, którzy nie żyją tylko po to by wybudować nowy dom, by być wysportowanym i z wieczne naklejonym uśmiechem na gębie podskakiwać na bieżni w markowym ubraniu. I w końcu do ludzi, dla których nie liczy się tylko to, co praktyczne i opłacalne. To właśnie ta grupa, która nie widząc możliwości wpływu na kierunek biegu współczesnego życia, przyjmując postawę wycofania, emigruje gdzieś w głąb samych siebie, otacza się wyselekcjonowaną grupą znajomych i w ostatecznym rozrachunku stawia sobie taki wewnętrzny, cmentarny mur, po to by funkcjonować trochę poza resztą.

Mówisz, że główni bohaterowie książki to kontestatorzy rzeczywistości. W takim razie, czy przedstawiane przez nich poglądy nie będą ocierać się o coś, co dzisiaj nazywane jest dzisiaj hejterstwem?

Poglądy, które prezentuje w powieści za pośrednictwem wykreowanych przeze mnie bohaterów w żaden sposób nie wpisują się w definicję tzw. „hejterstwa”. Chociaż, tak jak w przypadku mojej pierwszej książki „Mędrca kaźni” podejmującej trudny temat kary śmierci, mogę śmiało powiedzieć, że poziom i styl prowadzenia dialogu w Internecie był dla mnie bodźcem do wypowiedzenia się o ważnych sprawach w książce, niejako w kontrze do wszechobecnej demagogii. Moi bohaterowie starają się używać w dyskusji argumentów, wspartych przykładami z życia i własnymi przemyśleniami. Kpią również, zaznaczam w sposób sympatyczny, z postaw i prezentowania poglądów, opartych o zasadę „nie, bo nie”, „bo tak”. Poza tym, ja sam ma wielki dystans do samego siebie, swojej wiedzy i niezłomności poglądów, czego dałem wyraz w książce, poddając krytyce Tomasza.

Powieść jest pełna anegdotek, przypowieści, przeróżnych historyjek, czarnego humoru. Skąd brałeś inspiracje?

Na pewno literacką inspiracją była i jest dla mnie twórczość Bohumila Hrabala. To mistrz opowiadania o prostych historiach, które zdarzają się zwykłym ludziom, a które nie opowiedziane w odpowiedni sposób, po prostu poszłyby w niepamięć. Taka jest zresztą w moim odczuciu rola pisarza. Twórca, to człowiek obdarzony pewną dozą wrażliwości i spostrzegawczości. Jego zadaniem jest właśnie dostrzeżenie niuansów życia, takich drobnych smaczków i przekazania ich dalej. Chodzi o zwrócenie uwagi, a następnie wyciągniecie morału. A wracając do książki, to wiele z opowieści snutych przez moich bohaterów miało miejsce w rzeczywistości. Chociażby Walazkowa, to przerysowany obraz babci mojej żony, która raczyła nas historiami z życia, często nie z tej ziemi.

Jak ekshumacja świeżo pochowanego dziadka, który we śnie skarżył się na ziąb w mogile?

Na przykład. Historia autentyczna.

Bawisz się też konwencjami.

To prawda. Lubię parodie, byle nie wulgarne. W mojej książce pojawia się na przykład rozdział pod tytułem Widzenie Ćwięczka, które nawiązuje do Dziadów Adama Mickiewicza i w ogóle do polskiego romantyzmu. Jest też opowiadanie o oblivokrach, które będzie się czytelnikom pewnie kojarzyć z postaciami trzech wiedźm z Makbeta. Jest jeszcze parę innych, podobnych zabiegów.

To już zupełnie na koniec, dlaczego należy przeczytać tę książkę?

Myślę, że dla wielu z czytelników książka ta będzie dowodem na to, że nie odnajdując przyjemności w oglądaniu kolejnego, wielce utalentowanego, jednodniowego celebryty znikąd, może i jesteśmy niedostosowanym, naburmuszonym dziwadłem, ale nie jedynym na tym świecie. Że są ludzie, którzy również jak ja i ty, nie toną w zachwytach nad zgrabnym brzuchem prezenterki prognozy pogody, mającej ambicję zagrania Lady Makbet i to zaraz po wydaniu swojej książki o diecie bezglutenowej i nie imponuje im tandetny blichtr prowincjonalnych polityków i biznesmenów w drogich garniturach ale brudnych butach.