„Czytelniku, jesteś gorszy”, sierpniowy felieton Bartosza Szczygielskiego

Bartosz Szczygielski, fot: Maksymilian Rigamonti/ Wydawnictwo WAB

Czytelniku, jesteś gorszy od innych i mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. Jeżeli nie, to nie masz powodów do zmartwień, bo po przeczytaniu tego felietonu, sam dojdziesz do takich wniosków. Choć może jednak nie, bo zapewne kojarzenie faktów przychodzi ci z trudem. Wszystko to z prostego powodu – czytasz złe książki. Pamiętaj, są ludzie od ciebie lepsi, bo czytają literaturę wysokich lotów. I to nie byle jaką, ale np. Harrego Pottera.

Jeżeli jeszcze się na mnie nie obraziliście, to widzę dwa rozwiązania. Być może skojarzyliście, do czego nawiązałem we wstępie lub zwyczajnie macie do mnie duże zaufanie. Szczerze mam nadzieję, że chodzi o drugą opcję, bo jeżeli jednak rozumiecie nawiązanie, łącze się z wami w bólu. Nie w nadziei, bo ta została już dawno utracona, a każda moja szara komórka teraz krzyczy, żebym przestał katować się pewnym filmem znalezionym w sieci. Niestety, ale nie potrafię. To tak jak w przypadku wypadku na autostradzie. Nikogo nie bawi oglądanie ciała w czarnym worku, a i tak większość osób zwolni, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie zobaczą flaków. Teraz czuję się tak, jakby moje jelito, leżało mi na kolanach.

Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, fot: materiały prasowe

Do tej pory omijały mnie rzeczy, które dzieją się w sieci i są związane z czymś, co pozwolę sobie nazwać „dramą z Instagrama”. Wprawdzie cała „drama” działa się na YouTube, ale mechanizm wszędzie jest ten sam. Mam jednak wtyki i wiem, co dzieje się w światku blogerów książkowych, choć akurat w tym przypadku, wolałbym tego nie wiedzieć. Dobra, do celu. Otóż na YouTube pojawił się pewien film i już sam jego tytuł sprawił, że poczułem dziwne ukłucie w żołądku.

Jestem lepsza, bo czytam!”

Wyszukajcie wideo sami, ale ostrzegam, absolutnie nie biorę odpowiedzialności za to, co się z wami stanie, kiedy je obejrzycie. Być może już je nawet widzieliście, bo rzeczone dzieło znalazło się na serwisie jakiś czas temu. Dość długo trawiłem przedstawione tam treści, ale to pewnie dlatego, że czytam złe książki. Co więcej, zapewne tworzę takowe, choć to wprost nie padło. Autorka filmu odniosła się bowiem głównie do fantastyki, ale jako że dalej jest to gatunek bliski mojemu sercu, postanowiłem się odnieść do nagrania.

Można w nim usłyszeć kilka ciekawych założeń, które chyba przez autorkę uznawane są za pewnik. Ma oczywiście do tego pełne prawo. Takie samo jak ja, który się z nimi nie zgadza. Jednym z takich założeń jest to, że to od doboru czytanej przez was literatury zależy, czy możecie czuć się lepsi od „randomowego człowieka spotkanego na ulicy, który książek nie czyta albo czyta książki byle jakie, o niczym lub takie, które mają służyć tylko i wyłącznie za rozrywkę”. Nie zmyśliłem tego zdania. Bardzo bym chciał, ale niestety takie słowa padły.

Zastanawiałem się przez chwilę, czy film nie został przypadkiem nagrany jako prowokacja, by wywołać dyskusję, ale widząc komentarze autorki pod wideo, zmieniłem zdanie. Uważam, że wypowiedź nagrano z pełną świadomością i co gorsza, pewnością, że to wszystko prawda. I to sprawiło, że postanowiłem napisać ten felieton. Nienawidzę wartościowania ludzi i tworzenia podziałów. Zawsze działało to na mnie jak mentos na colę. Tutaj nawet podwójnie, bo dotyczy tematu czytania. Nagle bowiem okazało się, że są ludzie lepsi i gorsi w zależności od tego, po jakie lektury sięgają. Nie ważne jakimi są ludźmi, co sobą reprezentują i co potrafią zrobić dla innych. My możemy czuć się lepsi, bo czytamy literaturę wysoką oraz wartościową.

Jako przykład takiej literatury wartościowej podano Harrego Pottera (spokojnie, nie podpalajcie jeszcze pochodni i nie sięgajcie po widły). Świetnie, dla mnie idealnie, bo z każdej pozycji można wynieść dla siebie coś nowego i ciekawego. Z KAŻDEJ. Wprawdzie z niektórych książek, jedyne co wynosimy, to nauczkę, żeby więcej nie sięgać po pozycje autora, ale dalej jest to jakieś doświadczenie. W filmie pojawiają się też „Opowieści z Narnii”, „Samotnia” czy „50 twarzy Greya”. Książki akademickie także, choć nie rozumiem dlaczego, bo po chwili słyszymy o „profesorkach”, którzy używają tak skomplikowanego języka, że studenci nie rozumieją o co chodzi. Widzę tu pewną nieścisłość, zresztą nie jedyną w całym filmie. Nie wiem także o jakie słownictwo może chodzić, bo autorka przyznała, że skończyła filologię, więc powinna mieć wiedzę o języku. Czuję, że stoi za tym jakaś poważna trauma, bo doprowadziło to do kolejnego, ciekawego wywodu.

www.unsplash.com/Gary Chan

Otóż ludzie czytający kiepską „literaturę” (cudzysłów zamierzony) i rozmawiający z autorką nagrania, często nie rozumieją podstawowych słów przez nią używanych. Teraz uwaga, bo oto lista tych słów: nepotyzm, pesymizm, optymizm, ambiwalentny, subiektywny, obiektywny, eklektyczny. Pełna zgoda. Ja też siedząc z kumplem nie używam takich wyszukanych słów. Pewnie dlatego, że nasze spotkania ograniczają się do chrząkania i jedzenia surowego mięsa z mastodonta, którego upolowaliśmy robiąc sobie przerwę od wymyślania koła.

A teraz uwaga, bo zamierzam napisać coś, co może wywołać SZOK I NIEDOWIERZANIE. Czytanie nie sprawia, że jesteśmy lepsi od innych. Co więcej, nawet czytanie klasyki, nie sprawia, że jesteśmy lepsi od innych. Wartościowanie ludzi jest niepoważne i choć każdy ma prawo do swojego zdania, nie każdy powinien się nim dzielić z innymi.

Czytajmy i kochajmy się, nawet jeżeli w czyichś oczach, będziemy przez to gorsi.

Bartosz Szczygielski