Dobrze. Ustalmy to sobie na początku – po tyłku dostaniemy wszyscy. Niektórzy bardziej, niektórzy mniej, ale wszyscy odczujemy (oby tylko!) w swoich portfelach to, co się dzieje. Jest mnóstwo branż, które potrzebują teraz pomocy. Gastronomiczna, eventowa, hotelarska czy salony urody. Jeśli jednak czytacie Państwo ten felieton, to oznacza, że interesuje Państwa działka literacka. Wobec tego spróbuję teraz Państwu opowiedzieć, co się w branży dzieje i jakie to będzie miało skutki
Zacznę od ważnej uwagi na samym początku, cokolwiek napiszę teraz, nie napiszę myśląc o sobie. Jeśli Państwo obserwujecie trochę moją literacką karierę, to wiecie, że przeżywałem bardzo dobry okres. Książki się dobrze sprzedają (na czele oczywiście ze „Żmijowiskiem”), doczekałem się ekranizacji, kolejne powieści ukazują się we Francji, zwiedziłem kawał Polski jeżdżąc na spotkania autorskie. Wszystko to sprawia, że z pewnym spokojem mogę patrzeć w najbliższą przyszłość. Mam ten cudowny komfort, że, mówiąc kolokwialnie, wiem, z czego będę płacić w przyszłości rachunki. Wielu moich kolegów i koleżanek po fachu tego komfortu po prostu nie ma.
Wielokrotnie mówiłem na spotkania autorskich, że da się w Polsce żyć z bycia pisarzem, ale ciężko jest żyć z pisania. Życie z bycia pisarzem polega na tym, że z racji tego, że uprawiamy ten zawód, a nie inny, dostajemy różne fuchy do wykonania. To są jakieś teksty do napisania, warsztaty pisarskie do poprowadzenia i przede wszystkim – spotkania autorskie. Jak Państwo się domyślają, te dwie ostatnie aktywności gwałtownie się skończyły (sam jeszcze 11 marca rano potwierdzałem wyjazd do Łomży, żeby odwołać go tego samego dnia w południe). Nie wiadomo, kiedy powrócą. Odwołane zostały już przecież Warszawskie Targi Książki czy Międzynarodowy Festiwal Kryminału (obie decyzje bardzo słuszne!). Nagle w kalendarzach pisarzy i pisarek powstała wielka dziura, a to oznacza brak przychodów. Dla wielu literatów to będzie bardzo ciężki czas. I co najgorsze, to chyba właśnie im najtrudniej teraz pomóc. Kupowanie książek niewiele daje, bo po pierwsze z ceny okładkowej do twórcy trafia ułamek kwoty, a po drugie rozliczanie następuje w cyklach półrocznych bądź rocznych. A pomoc potrzebna jest tu i teraz. Dlatego Stowarzyszenie Unia Literacka ogłosiło zbiórkę funduszy na rzecz pisarzy i pisarek. Znajduje się pod tym adresem (klik). Z tych pieniędzy SUL będzie wypłacał zapomogi najbardziej potrzebującym. Jeśli ktoś z czytających te słowa chciałby dorzucić chociażby złotówkę, będę bardzo wdzięczny.

www.unsplash.com/Sharon McCutcheon
Kolejnym ogniwem łańcucha są wydawcy. Tutaj dochodzą już mnie głosy o zawieszeniu premier i przełożeniu ich z wiosny na jesień. Możemy się tylko domyślać, jak to wpłynie na przepływy finansowe i jak bardzo dostaną po kieszeni. Szczególnie tutaj obawiam się o małe wydawnictwa, które często przecież wydają bardzo ciekawą prozę, ale które od lat utrzymywały się na progu rentowności. One mogą tego ciosu nie przetrwać. Ale myślę, że nawet najwięksi z obawą patrzą w przyszłość. Znowu, książki to nigdy nie był wielki biznes. To nie jest tak, że wydawcy spali na workach z kasą i teraz mogą z tych zaskórniaków skorzystać w ciężkich czasach. W najlepszym razie czeka nas mocno odchudzony kalendarz wydawniczy. W realistycznym, powinniśmy się szykować na kilka spektakularnych upadków. O pesymistycznym nawet boję się myśleć. Pewnym ratunkiem mogą być tutaj ebooki i audiobooki, ale trudno mi sobie wyobrazić, żeby te formy sprzedaży książki zastąpiły powstałą lukę. To zawsze był mały wycinek branżowego tortu. Ale mam nadzieję, że będę się tutaj mylił.
No i wreszcie księgarnie. Szczególnie te małe, niezależne. Które utrzymywały się bardziej z serwowanej tam kawy i kanapek niż sprzedaży książek. Przestój nawet miesięczny może sprawić, że po zakończeniu pandemii nie będziemy mogli wrócić do swoich ulubionych miejsc. Bo ich po prostu już nie będzie. Jeśli takie miejsca Państwo posiadacie, wejdźcie koniecznie na ich strony internetowe czy facebookowe. Bardzo często pojawiają się tam ciekawe akcje promocyjne i sprzedażowe. Warto z nich skorzystać, jeśli tylko mamy na to wolne środki.
Państwo na pewno już zauważyli, że nie wspomniałem jeszcze o hurtowniach, sieci dystrybucji czy wielkich sieciach księgarskich. Wynika to z tego, że po prostu najmniej wiem o ich problemach. Jeśli ktoś ma jakieś informacje, to bardzo chętnie przeczytam o nich w komentarzach.
Ten felieton powinien się kończyć jakimś optymistycznym akcentem, ale, proszę mi wybaczyć, żadnego nie potrafię wymyślić. Cokolwiek byśmy nie zrobili w najbliższym okresie, ile książek nie kupili, ebooków, audiobooków czy w księgarniach stacjonarnych, czeka nas potężne trzęsienie ziemi. Branża kulturalna ma to do siebie, że jako pierwsza dostaje w czasie kryzysu i jako ostatnia z niego wychodzi. W ciężkich chwilach nie zrezygnujecie przecież Państwo z zakupu bochenka chleba czy ubrania dla dziecka. Ale z książki już tak. Piszę o tym bez żalu i pretensji. Po prostu tak było w przeszłości i tak będzie i tym razem.
Wojciech Chmielarz