Śniło mi się, że czytałem najnowszą powieść Vincenta V. Severskiego. Obudziłem się tak zmęczony jakbym nie spał całą noc. Miałem rano taki natłok myśli, że z trudem zabrałem się do codziennych obowiązków. Zastanawiałem się co w tym śnie było tylko ułudą, a co bezpośrednim nawiązaniem do polskiej rzeczywistości. Czy to możliwe, żeby liderzy partii rządzącej – świadomie lub nie – działali w interesie obcego mocarstwa? Czy to realne, aby oficerowie lub agenci polskiego wywiadu zostali porzuceni sami sobie, a ich los obchodził jedynie najbliższych przyjaciół? Czy najwyżsi urzędnicy państwowi mogą być tak cyniczni, żeby preparować dowody przeciwko przeciwnikom politycznym? A tak w ogóle, to jesteśmy jeszcze w Unii Europejskiej? A może właśnie z niej występujemy?
Na szczęście to musiał być sen, bo powieści Severskiego nie ma jeszcze w sprzedaży, a noc służy do spania, a nie do czytania. „Gdy rozum śpi, budzą się demony”. Chociaż nie tylko demony. Mój sen dość dobrze wkomponował się w sposób pisania autora „Nielegalnych”. Bardzo precyzyjnie planowane akcje. Szczegóły dopracowane do absurdu. Na przykład typowanie „safe house’a” to nie tylko przegląd budynków na serwerach Googla. Także wizja lokalna z wielogodzinną obserwacją, analiza termowizyjna i penetracja dronami.
Szczególnie wyraźnie widać tę cechę pisania Vincenta, która pokazuje jak ważna jest umiejętność działania w zespole, wzajemne zaufanie i solidarność. Nie zastąpią tego żadne procedury. Wręcz przeciwnie. Nadmierny dogmatyzm w stosowaniu instrukcji doprowadzić może do porażki. Generalna myśl powieści sprowadza się do bardzo ważnej dla wywiadu zasady: przyjaciół nie zostawia się w biedzie. Jeżeli wpadną i grozi im ciężkie więzienie albo nawet kara śmierci (nadal orzekana w wielu państwach pozaeuropejskich), to trzeba zrobić wszystko, żeby ich wydobyć, wykupić, wymienić.

Vincent V. Severski, fot: materiały prasowe Wydawnictwa Czarna Owca
Zdumiewające, że rządzący skoncentrowani na własnych, doraźnych celach politycznych, nawet nie próbują o tym pamiętać. Na szczęście autor „Niewiernych” wkalkulował typową dla „Wydziału Q” i „Sekcji” niesubordynację. Nie ważne co przewidują przepisy i procedury. Ważne, żeby działać skutecznie. W interesie państwa i bezpieczeństwa obywateli. Naiwne? Może. Ale im mniej szefowie służb przejmują się swoimi ustawowymi zadaniami, tym bardziej oficerowie wierni ślubowaniu i zasadom służby dla państwa, a nie koterii politycznych, gotowi są obchodzić instrukcje i działać po swojemu.
„Nabór” to też opowieść o tym jakie głowy są potrzebne w wywiadzie. To nawet swoista rywalizacja pomiędzy kluczowymi postaciami wcześniejszych książek Vincenta Severskiego. Konrad Wolski nie jest w dobrej formie. Męczą go demony przeszłości. Jego związek z Sarą jest na krawędzi. Kiedy jednak dowiaduje się, że jest szansa uratować byłych podwładnych, zamienia się w drapieżnika. Jego planowanie operacyjne i taktyczne jest znowu najwyższej klasy.
Z kolei Roman Leski pokazuje swoje perfekcyjne umiejętności analityczne i zdolność przewidywania strategicznego. Obaj pracują na różnych prędkościach. Tyle, że dzięki ich inteligencji i doświadczeniu, kiedy dochodzi do kumulacji zdarzeń, obaj są dokładnie tam, gdzie trzeba. Nawet jeżeli nie wszystko się udaje. Bo w „Naborze” nie ma wyraźnego zwycięzcy.
Autor „Zamętu” w typowy dla siebie sposób mnoży wątki. Irańska siatka szpiegowska, frustracja wysokiego rangą oficera rosyjskiego wywiadu, prostolinijność i instynkt Jagana, próba wrobienia Romana Leskiego i wreszcie najważniejsze: losy oficerów złapanych na szpiegostwie i zdrada na najwyższych szczeblach władzy. I jak zwykle wkurzające jest to, że nie wszystkie wątki są zakończone (przynajmniej w moim śnie). Aż złość bierze, że nie wiemy jakie są dalsze losy Arifa Harumiego, po co czytamy o randze ambasadora Iranu w Sztokholmie i jak się uda zdemaskować kluczowego agenta Rosji w Polsce? Gdybym miał zgadywać, to typowałbym, że za kilkanaście miesięcy ukaże się dalszy ciąg. Pod tytułem „Zemsta”.

Swoją drogą znakomitą ilustracją do treści książki jest okładka. Przypomina grupę ludzi zmielonych przez maszynkę do mięsa. I to w różnych trybach mielenia. Niektórzy mają zmielone charaktery, a inni są po prostu podzieleni i skonfliktowani. A jednocześnie mamieni są różnymi obietnicami i szantażowani. Jeden z nich ewidentnie się poddał. Ma haczyk wbity w głowę. A swoją drogą ze wszystkich dotychczasowych powieści V.V.S. ta kończy się najgorzej. A okładka dzięki niebieskiemu kolorowi wydaje się najbardziej optymistyczna. Może to zwiastun dalszego ciągu…
Jak na sen, to zdumiewająco dużo jest w nim odniesień do warszawskich realiów. W dalekim tle jest pandemia, a obawy polskiej inteligencji, że klasa polityczna zmieniła się w skrajnie cyniczną kamarylę są bardzo wyraźne. Także lęki w czyim interesie działa ten czy ów partyjny lider.
Jak na sen trochę za dużo tych zbiegów okoliczności. Może to jednak nie był sen? Może przeczytałem książkę jednym tchem, a potem niechcący skasowałem ją na tablecie?
Piotr Niemczyk