Mamy więc szczęśliwą czternastkę, która z początkiem przyszłego miesiąca stopnieje do szczęśliwej siódemki, a w ostatnią sobotę maja poznamy laureatkę, a być może laureata Nagrody Wielkiego Kalibru. Kto wygra? Obstawiam, że będzie to Anna Kańtoch, ewentualnie Wojciech Chmielarz. Jednak niezbadany jest tok myślenia szacownego jury, więc mówiąc językiem piłkarskim, wszystko zweryfikuje boisko. Łapcie komentarze części nominowanych do nominacji, czyli tych, którzy znaleźli się na długiej liście.
Marta Guzowska:
Moment ogłoszenia listy nominowanych (najpierw długiej, potem krótkiej) to takie trzy sekundy niepewności (nie ma sensu w to klikać, na pewno mnie tam nie ma), a potem dzika radość! Dla mnie nominacja jest też trochę nominacją dla moich bohaterów, a ja bardzo lubię bohaterkę „Reguły nr 1” Simone Brenner i uważam, że jej się należy. Zdobyć Kalibra to trochę tak jak zdobyć Oskara. Na pewno dodaje pewności siebie. Ale też stresuje, bo wszystko, co potem napisałam zawsze będzie porównywane z tą nagrodzoną książką.
Anna Kańtoch:
Bardzo się cieszę, że i „Wiara” się spodobała, podobnie jak rok temu „Łaska” – to chyba znaczy, że kolejne moje książki nie są gorsze od poprzednich.
Robert Małecki:
To bardzo miłe wyróżnienie, które rozbudza nadzieję. A dla mnie jest w ogóle szczególne, bo jako trzykrotny uczestnik warsztatów literackich odbywających się podczas MFK marzyłem o takiej chwili. Cieszę się jak dziecko, że moja powieść została zauważona wśród niemal stu zgłoszonych do nagrody i będę cieszył się dalej nawet jeśli „Porzuć swój strach” pozostanie na długiej liście.
Grzegorz Kalinowski:
Niemal codziennie w księgarniach pojawia się nowy, polski kryminał, a mój „Pogromca grzeszników” trafił do najlepszej czternastki. Przekładając to na język futbolu, którym żyję od prawie pięćdziesięciu lat, a z którego żyłem jako komentator przez blisko ćwierć wieku, to jest ekstraklasa. Dla wielu to rutyna, dla innych norma, ale ja jestem beniaminkiem i cieszę się z tego wyróżnienia. „Pogromca grzeszników” to moja szósta książka, ale pierwszy kryminał. Do tej pory napisałem dwie sportowe biografie, Lucjana Brychczego oraz Czesława Langa, oraz trzy powieści z historyczno – przygodowego cyklu „Śmierć frajerom”, zatem mogę się czuć jak debiutant, który nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. We wrześniu kolejna część przygód przedwojennego śledczego Kornela Strasburgera, która dzięki tej nominacji będzie miała jeszcze lepszy start niż „jedynka”. Przy okazji pragnę uspokoić wiernych czytelników cyklu „Śmierć frajerom” , Heniek Wcisło alias Henry Haas powróci w czwartym tomie.
Wojciech Chmielarz:
Ogłoszenie długiej listy to początek nerwów, bo teraz czas na czekanie, czy znajdę się w finałowej siódemce. Ale też bardzo się cieszę. W Polsce wydaje się rocznie pewnie od stu do dwustu kryminałów polskich autorów. Znalezienie się w finałowej czternastce, to też spore osiągnięcie.
Maja Wolny:
Jestem zaszczycona: informacja o nominacji nadeszła w przeddzień wydania „Księgobójcy” w Belgii i Holandii. „Bookenmoordenaar”, czyli Morderca Książek, najwyraźniej się spodobał czytelnikom, mimo że nie jest klasycznym kryminałem. I zdradzę sekret: piszę kontynuację. Akcja „Drugiego głosu” również będzie się toczyć w Amsterdamie. Wątek historyczno-kryminalny dotyka niezwyklej postaci Abrahama Tuszynskiego, polskiego Żyda z Łodzi, który w Amsterdamie założył najpiękniejsze kino świata.
Tomasz Konatkowski:
Po pierwsze bardzo się ucieszyłem, bo to oznacza, że w naszym kraju można być już „longlisted” i „shortlisted”, czyli ewoluuje nie tylko literatura, także popularna, ale również sfera promocji książek i mówienia o książkach. A po drugie, oczywiście bardzo mi miło, że jury doceniło moją pracę, bo to trochę tak, jakbym dostał wyrazy uznania za niemal dwa lata mojego życia. Pracuję nad powieściami długo, może zbyt długo, więc cieszę się, kiedy ktoś pozytywnie ocenia efekty tej pracy. Zwłaszcza, że to zamknięcie ważnego etapu w życiu mojego bohatera.