Nagroda zwana Noblem

Kazuo Ishiguro, Copyright © Nobel Media AB 2017. Photo: Alexander Mahmoud.

W 2018 literacki Nobel nie zostanie przyznany. W tle – skandal, molestowania seksualne, przecieki. Pozostaje pytanie: co (dalej) z tym Noblem (literackim)? W odpowiedzi proponuję długi przedbieg i krótki finisz – bez konkluzji.

Nobel był i pozostaje synonimem wielkiej nagrody, ba, nagrody największej, po której nagrodzonego już żaden większy honor spotkać nie może. Inne nagrody chcą coś uszczknąć z noblowskiego splendoru – i obradza to efektami mniej czy bardziej udanymi. I tak Adam Zagajewski uhonorowany został Międzynarodową Nagrodą Literacką „Neustadt” zwaną Małym Noblem („Gazeta Wyborcza”), a także Chińską Nagrodą Literacką Zhongkun (czyli „chińskim Noblem” jak podaje wikipedia); więcej szczęścia miał Leszek Kołakowski, który został laureatem Nagrody im. Johna Klugego, nagrody pomyślanej jako amerykański Nobel w naukach humanistycznych. W roku 2010 Donald Tusk otrzymał w Akwizgranie Nagrodę Karola Wielkiego, w niemieckiej prasie nazywaną „>>nagrodą wielkich europejczyków<<, a nawet (sic! – wtrącenie moje K.Ł.) >>europejskim politycznym Noblem<<” (Wirtualna Polska). Taka jest ranga nagrody Nobla, że wszystkie inne nagrody są w rzeczywistości jej słabym odbiciem. Nobel to zwieńczenie kariery, po Noblu – powtarzam – nic większego w świecie nagród przydarzyć się człowiekowi nie może.

Podobnie sprawy się mają z obecnością literackiego Nobla w świadomości społecznej Polaków. Wiedza o literackich noblistach przydaje się nie tylko w teleturniejach. W pracy „Literatura polska po 1989 roku w świetle teorii Pierre’a Bourdieu” (red. Grzegorz Jankowicz, Piotr Marecki, Michał Sowiński) czytamy, że gdy idzie o tematy maturalne pojawiały się wówczas np. i takie „Wśród XX wiecznych twórców literatury do Nagrody Nobla proponuję…”. Zakładano więc powszechną znajomość rangi literackiego Nobla. Największe oficyny wydawnicze przedstawiając swoich autorów odwołują się do ich międzynarodowych wyróżnień – i tu literacka Nagroda Nobla wygrywała zdecydowanie z Nagrodą Bookera czy amerykańską National Book Award. To nobliści prezentowani byli jako „najbardziej uznani światowi twórcy” i jako tacy byli konsekrowani przez wydawnictwa. Wstrzymywano druk najpoważniejszych tygodników opinii, byle tylko pojawić się mógł w najnowszym numerze artykuł o nobliście, bądź, co było jeszcze bardziej smakowitym kąskiem, wywiad z laureatem czy laureatką Nobla. Znam taką sytuację doskonale, bo moja żona przeprowadziła wywiad „bezpośrednio po Noblu” z Wisławą Szymborską. Tygodnik „Polityka” wstrzymał druk, by mógł się on ukazać…

Copyright © Nobel Media AB 2017. Photo: Alexander Mahmoud.

Teraz mała dygresja. Tylko pozornie bez związku z Noblem. W roku 1974 w wyścigu Paryż-Nicea doszło do pierwszej konfrontacji kolarzy polskich („amatorów”) z zawodowcami z zachodniej Europy. I wtedy pewien człowiek w wieku mojego ojca tłumaczył mi, że w wyścigach na Zachodzie, zawodowcom mierzy się czas przekroczenia mety indywidualnie, każdy zawodnik ma zatem czas odmierzony co do sekundy, nie to co u nas, w socjalistycznym bajzlu, gdzie całemu peletonowi zapisuje się ten sam czas. Nie polegało to na prawdzie. Ale dobrze oddawało wyidealizowany obraz Zachodu, jaki wówczas – przynajmniej w niektórych środowiskach – panował niepodzielnie.

Otóż skłonny jestem sądzić, że takie właśnie wyidealizowane wyobrażenie dominowało w Polsce, gdy idzie o nagrodę Nobla, w szczególności zaś – o literacką nagrodę Nobla. Młodzi poeci marzyli o Noblu, a Nobel dla Czesława Miłosza tylko podsycał młodzieńcze imaginacje. Syndrom marzenia o Noblu w mniejszym stopniu dotykał chyba prozaików, ale nie znaczy to absolutnie, że omijał ich zupełnie. W latach osiemdziesiątych gdzieś w tle przewijały się nazwiska (a i lektury) Borysa Pasternaka czy Aleksandra Sołżenicyna. Tak, oczywiście wiedziano, że literacki Nobel nie jest tylko i wyłącznie efektem krystalicznie zobiektywizowanych wyborów Akademii Szwedzkiej, że w grę wchodzić może także ideologia i naznaczona „zimną wojną” wielka polityka. Tyle, że atmosfera polityczna zdawała się wówczas być po naszej, Polaków stronie. Pojawiały się oczywiście wątpliwości co do tego czy innego laureata, ale jednocześnie literacki Nobel nie przestawał pełnić funkcji swoistego znaku jakości. I jak wspomniałem wyżej – dalej ją pełni.

Tyle, że teraz, naraz – dla maluczkich: jak piorun z jasnego nieba – spadła cała wiązka związanych ze Szwedzką Akademią skandali. Jakich? Trąbią o nich mass-media, informują internetowe portale – nie będę zatem wchodził w szczegóły. Oczywiście Szwedzka Akademia dla wielu pozostanie dalej ekskluzywną częścią jakiegoś Kryształowego Pałacu, fragmentem kojarzącym się w naturalny sposób z eleganckimi, wieczorowymi kreacjami, smokingami, a także budującymi przemówieniami o humanistycznej wymowie. Bo też i tak wygląda – fasada. Ale za fasadą kryją się machlojki, konflikty interesów, pospolite przestępstwa. Cóż powiedzieć: samo życie – pospolitość skrzeczy.

Pełniący obowiązki sekretarza Akademii Szwedzkiej Anders Olsson ma nadzieję, że uda się wprowadzić taką przejrzystość działania i tak zaostrzyć przepisy dotyczące konfliktów interesów oraz zasad poufności, że przywróci to Akademii zaufanie. Czy rzeczywiście tak się stanie? Pożyjemy – zobaczymy. Jest wiele znaków zapytania. Jedno wiemy (?) na pewno (?) – decyzją Szwedzkiej Akademii w roku 2018 nikt nie zostanie wybrany laureat literackiej nagrody Nobla; za to w 2019 laureatów będzie dwójka, a więc, już teraz wiadomo (?) będą tryumfatorzy ex aequo. Literacki Nobel będzie przez to… Nie, nie będzie może tak „małym Noblem” jak nagroda Neustadt, ale jednak trochę mniejszym niż drzewiej w potocznym odbiorze bywało.

Dr Krzysztof Łęcki jest socjologiem literatury, wykładowcą na Uniwersytecie Śląskim