Jørn Lier Horst, materiały prasowe Wydawnictwa Smak Słowa
Komisarz William Wisting, bohater powieści Jørna Liera Horsta, był przed laty porównywany do Kurta Wallandera, z serii kryminałów szwedzkiego mistrza kryminału, Henninga Mankella. Szwed zakończył jednak swój cykl definitywnie, spychając policjanta z Ystad w otchłań choroby Alzheimera. Horst traktuje swojego bohatera z o wiele większą wyrozumiałością. Wisting wprawdzie już kilka tomów temu zaczął przejawiać jakieś drobne oznaki starzenia, ale jak na razie jest jeszcze wciąż bardzo aktywnym człowiekiem, przynajmniej na poziomie intelektualnym. Wszak większość kryminalnych zagadek, które wcześniej rozwiązał na posterunku w Larviku, to sprawy, w które musiał zaangażować przede wszystkim swój intelekt. Oczywiście tak jest i tym razem.
Skojarzenie z postacią Wallandera pojawia się przy lekturze powieści Bez granic nie bez powodu. Wiele razy w trakcie lektury tej książki przypominałem sobie fabułę mankellowskiej Zapory. Pod koniec życia Mankell nazwał swój cykl Opowieścią o szwedzkim niepokoju, a Zapora doskonale się w tę koncepcję wpisywała. Gdyby nie fakt, że te dwie powieści dzieli od siebie ponad 20 lat, można by uznać, że Horst prowadzi pewien dialog ze swoim szwedzkim kolegą po piórze. Najprawdopodobniej jednak tak nie jest, a wszelkie podobieństwa biorą się z tego, że świat jest obecnie globalną wioską, w której zarówno zbrodnie, jak i śledztwa nie znają wyznaczonych przez państwa granic.
Fabuła koncentruje się na tajemniczej kobiecie, która podobno była bliska rozwiązania zagadki morderstwa niejakiej Ruby Thompson, dokonanego w Hiszpanii. Jako że zaginiona podawała się za Norweżkę, a jej zdjęcie z portalu społecznościowego zrobiono w niewielkim miasteczku portowym, niedaleko Larviku, sprawa trafia wreszcie na biurko, a właściwie do skrzynki mailowej komisarza Wistinga. Kobieta ta należała do internetowej społeczności, która zajmowała się rzeczywistą sprawą kryminalną. Na forum omawiano z różnych perspektyw zagadkę śmierci Ruby, analizując informacje z oficjalnego policyjnego śledztwa, odnajdując nieoficjalne tropy i tworząc własne teorie. Jedną z uczestniczek forum była Michelle, dawna przyjaciółka Ruby, i to ona zaalarmowała norweską policję, gdy okazało się, że kobieta, która twierdziła, że może rozwiązać tą kryminalną zagadkę, nagle zniknęła.
Tak jak przed laty mogło się wydawać, że policjant taki jak Wallander błądził jak we mgle, w kontakcie z nowoczesnymi technologiami, tak w przypadku Wistinga komputer jest dla niego już od dawna istotnym narzędziem pracy. Nie jest wprawdzie wybitnym specjalistą od cybernetyki, ale radzi sobie również z obsługą tabletu czy smartphone’a. Jednak nawet dla niego ślady, jakich można poszukiwać w aktywności internetowej różnych osób, wydają się początkowo nieoczywiste i trudne do zrozumienia. W kwestiach związanych z używaniem nowoczesnych mediów jak zwykle pomaga Wistingowi córka. Line należy już do pokolenia, które zęby zjadło na internetowych forach. Na dodatek jako dziennikarka i researcherka sama zna się też dobrze na metodach śledczych, choć prowadzi swoje dochodzenia inaczej, niż zwykle robi to policja.
Na drugim planie śledzimy poczynania internautów, należących do forum. Wśród nich pojawia się również Line, niemal od razu zakłada tam konto i obserwuje uczestników, z czasem w ślad za nią, posługując się nickiem, pojawia się tam również komisarz. Fragmenty te nie tylko dodają czytelnikowi informacji spoza głównej osi fabuły, ale też nadają dramaturgii, tak istotnej dla powieści kryminalnej. To ciekawy zabieg, pozwalający na włączenie do akcji bohaterów z różnych części świata, którzy mają przydzielone role do odegrania w tej historii.
Już dawno nie było na skandynawskim rynku książki, która tak bardzo wnikliwie koncentrowała się na dochodzeniu. Policyjne procedury są tu niemal jednym z bohaterów powieści, choć z drugiej strony nie ma wcale tak wielu nudnych zebrań na komendzie, o których wiele pisali autorzy, tacy jak Mankell czy Leif GW Persson. Horst wyraźnie stawia na odpowiednie tempo opowiadanej historii. Nie brakuje tu zaskakujących zwrotów akcji, które sprawiają, że czytelnik musi czasem przemyśleć swoje podejrzenie. Okazuje się, że śledzenie poczynań bohaterów, którzy przez sporą część dochodzenia siedzą przed ekranami komputerów, też może być ciekawe, i to nie tylko dla internetowych geeków.
Nie brakuje tu typowych dla skandynawskich kryminałów tematów, związanych ze sprawami społecznymi, jest też trochę miejsca na opis życia codziennego bohaterów. Interesujące są też obserwacje dotyczące crowdsolvingu, czyli stosunkowo nowego zjawiska, polegającego na tym, że miłośnicy zagadek kryminalnych próbują wspólnie rozwikłać meandry niedokończonych śledztw. Co ciekawe jest to termin występujący również w zarządzaniu, ponieważ za pomocą tego narzędzia można z jednej strony wspomóc pracę zespołową, z drugiej jednak daje to też narzędzia do manipulowania grupą roboczą. W świetle fabuły nowej powieści o Wistingu, wykorzystanie tego terminu w książce wydaje się nad wyraz przewrotne.
Choć Horst już lata temu zapowiadał, że będzie chciał powoli odejść od postaci Williama Wistinga, zwyciężył w tym przypadku głos czytelników. Tak jak przed ponad wiekiem powstrzymali oni sir Arthura Conan Doyle’a przed pogrzebaniem Sherlocka Holmesa, a już na początku naszego stulecia nie pozwolili Markowi Krajewskiemu na zbyt łatwe pozbycie się Eberharda Mocka, tak i Wistinga czeka najprawdopodobniej jeszcze długa służba w szeregach norweskiej policji. I dobrze, ponieważ czytając kolejne tomy, coraz bardziej dochodzi się do wniosku, że literacka kondycja Horsta nadal się rozwija. W porównaniu z pierwszymi, dość surowymi powieściami proceduralnymi, otrzymujemy książki, które nadal wiernie oddają pracę policjantów, ale ich autor wciąż uwspółcześnia realia.
Podejrzewam, że sam Horst może mieć już dość porównywania go do Mankella. Zapewne słyszał to już niezliczoną ilość razy. Ale być może warto podkreślić, że podobieństwa, które kiedyś dotyczyły jedynie konstrukcji postaci i samego sposobu opowiadania o pracy policji, teraz stały się czymś więcej. Na przestrzeni całej serii o Wistingu – podobnie jak robił to Mankell w serii o Wallanderze – Horst pokazuje nam, czego boją się Norwegowie. Wszak to na kogo w pierwszej kolejności kieruje się podejrzenia, a także to, kto w ostatecznym rozrachunku okazuje się złoczyńcą – to najlepszy sposób na skanalizowanie drzemiących w społeczeństwie obaw. Obserwowanie tego jak zmieniają się te lęki i kogo aktualnie dotyczą, to jedna z najciekawszych wartości dodanych, jakie może nieść w sobie literatura kryminalna.