Ile razy zdarzyło Wam się sięgnąć po książkę za granicą uważaną za arcydzieło, zacząć ją czytać i czuć, że coś nie gra? Dialogi były drewniane, narracja nienaturalna, po pięćdziesięciu stronach dawaliście sobie spokój. Jeżeli mieliście takie poczucie, to wiedzcie, że nie byliście sami i nie była to wina ani autora, ani Wasza.
Wpadła mi do ręki ostatnio wydana przez wydawnictwo Prószyński i S-ka autobiografia Stephena Kinga „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” w przekładzie Pauliny Braiter-Ziemkiewicz (cały tekst pierwszego wydania) i Tomasza Wilusza, który odpowiadał za dodatek, składający się z listy polecanych lektur, jednego eseju i jednej rozmowy. Jak rozumiem, jest to wydanie trzecie, które znalazło się na rynku w 2021 roku. Książka nie jest wprawdzie arcydziełem, ale jest zgrabnie napisaną gawędą głównie o tym, jak King został pisarzem, co go ukształtowało, oraz jak wygląda z grubsza jego proces twórczy.
Do słowa „zgrabnie” w powyższym akapicie powinienem jednak dopisać „w angielskim oryginale”, bo w polskiej wersji tłumaczka po prostu przeszkadza czytelnikowi w odbiorze tekstu.
Zacznijmy od tego, że autor w swoich wywodach argumentuje, że choć wulgaryzmy to zwykle język ignorantów, King wyrósł pośród amerykańskiej niższej klasy średniej, która mimo wszystko przeklina, a on tylko o niej potrafi pisać szczerze. Dlatego nie stroni od przekleństw ani w swojej twórczości beletrystycznej, ani w „Jak pisać”.
Breiter-Ziemkiewicz jednak niezbyt ma ochotę stosować się do tego i przekłada tekst z manierą tłumacza filmów do puszczenia o siedemnastej w niedzielę na Polsacie. W ten sposób na przykład „Why are people such fucking slobs?” zmienia się w „Dlaczego ludzie są takimi pieprzonymi flejtuchami?”, „Even when he was drunk on his ass, he was a fucking genius” w „Nawet gdy był urżnięty w trupa, pozostawał pieprzonym geniuszem”, a „What do you think you’re doing, you fucking faggot?” w „Co ty sobie wyobrażasz, pieprzony pedale?”.
Ostatnie zdanie brzmi szczególnie karykaturalnie. Osoba nazywająca kogoś pedałem używa formy „co ty sobie wyobrażasz” i hamuje się z wulgaryzmami, mówiąc „pieprzony”. Brzmi jak ta scena z „Poranku Kojota”, gdzie aktor na castingu ma zagrać twardziela i mówi „nie zmuszaj mnie, żebym ci pokazał, gdzie pieprz roś… raki zimują”.
Przypadków takiego traktowania czytelników jak durniów jest więcej, ale niech te trzy posłużą za przykład. Wiadomo, że to jest książka dla dorosłych, rozgarniętych ludzi, którzy chyba jednak mimo wszystko są w stanie poradzić sobie z wulgaryzmami. Po co więc ta cenzura? Dlaczego nie napisać po prostu „Czemu ludzie są takimi pierdolonymi flejtuchami?”, „Nawet kiedy był najebany jak messerschmitt, to był, kurwa, geniuszem” i „Co ty, kurwa, robisz, pedale jeden?”?
Stephen King, fot: Shane Leonard
King ma wyjątkowo dobre ucho do tego, jak ludzie mówią, dlatego gdy pisze swój pamiętnik, to też robi to tak, jakby mówił. Zgrzytów było więcej, ale jeden szczególnie zapadł mi w pamięć. Gdy pisze o tym, jak został potrącony przez samochód, to najpierw relacjonuje powierzchowną ocenę jego obrażeń przez kierowcę, a potem się okazuje, że były one o wiele gorsze. Ten akapit kończy zdaniem: „Yeah, on the whole I’d say Bryan Smith was a tad conservative”, co zmienia się w polskie „O tak, Bryan Smith nader skromnie ocenił moje obrażenia”. „O tak”? Kto tak mówi? Poza tym „yeah” nie oznacza tutaj „tak”. To jest słowo, które ma setki znaczeń, a w tym miejscu jest pewnym wstępem do zdania podsumowującego. Typowa maniera, z którą się to robi po polsku, to użycie „więc” albo „tak że”. „Tak że ogólnie powiedziałbym, że Bryan Smith był dość umiarkowany w swojej ocenie”.
W pewnym momencie podany jest przykład dialogu, dziejącego się w pokoju z miss maja (zapewne Playboya) na ścianie. Facet o ksywie Big Tony (Duży Tony) używa języka klas niższych, co jest wyraźnie zaznaczone poprzez odpowiedni zapis poszczególnych słów, zatem zamiast „don’t know” mówi „dunno”, zamiast „asking” mówi „askin”, a w trzeciej osobie używa „don’t” zamiast „doesn’t”. Gdy czytam ten fragment po angielsku, od ręki włącza mi się w głowie przy jego wypowiedziach ciężki bostoński akcent potomków włoskich imigrantów. Ale w przekładzie Big Tony brzmi, jakby znał język polski wyłącznie z książek pierwszej połowy XX wieku, a nie z życia. W jego ustach pojawiają się sformułowania: „nie mam pojęcia, dlaczego”, „sądzisz”, „wersja wydarzeń”. Do tego znowu pominięte są wulgaryzmy. No wyobraźcie sobie typa z ulicy, zaczynającego pytanie od „sądzisz, że”.
Poza koślawymi zdaniami uwagę zwraca, jak często tłumaczka traci panowanie nad tekstem, gdy tylko pojawia się w nim slang. Kiedy w oryginale w powyższym dialogu czytamy „fucking mick” (jebany Irol), w polskiej wersji jest „pierdzielec”. W innym miejscu pojawia się zdanie „Let’s get the fuck out of Dodge”, które po polsku jest oddane jako „Wypierdalaj z wozu”. Tylko że po pierwsze jest tam „let’s” wskazujące na pierwszą osobę liczby mnogiej, a po drugie „Dodge” nie oznacza tu marki samochodu, tylko jest częścią frazeologizmu „get out of Dodge”, znaczącego po prostu „uciekać”. Jeżeli więc mamy te wszystkie informacje, to należałoby raczej przetłumaczyć to jako „w długą, kurwa” (chyba nikt już tak dziś nie mówi, ale nie przychodzi mi teraz do głowy inny frazeologizm), bardziej współcześnie „rura, kurwa”, albo po prostu „spierdalamy stąd”.
Jeszcze bardziej jaskrawą porażką tłumaczki jest miejsce, w którym w oryginale czytamy: „And if you don’t like it, it’s a case of tough titty said the kitty, ’cause that’s just the way things are”. „Tough titty said the kitty” (dosłownie: twardy cycek powiedział kotek) to frazeologizm oznaczający przyjęcie, że coś jest nieprzyjemne dla drugiej osoby, ale odmówienie jej empatii. Zatem „A jeśli wam się to nie podoba, to trudno/każdego szkoda/sory Winnetou/sory Gregory, ale tak po prostu jest”. Zostało to przełożone jako „Jeśli się nam to nie podoba, no cóż, twardy cycek. Bo tak właśnie to wygląda”.
Zadziwiających rozwiązań jest więcej, na przykład tłumaczka słowo „wheelchair” (wózek inwalidzki) z uporem maniaka przekłada jako „fotel na kółkach”, rozpoczynające oficjalny list „Dear Author” oddaje jako „Drogi Autorze” zamiast „Szanowny Panie”, a „Your ass is showing”, oznaczające w tym kontekście „Gówno mi wychodzi” tłumaczy jako „Ja widzę twój tyłek”.
Nie przekonuje mnie też tłumaczenie samego tytułu. Oryginalne „On Writing. A Memoir of the Craft” (dosłownie: O pisaniu. Pamiętnik rzemiosła) nie sugeruje, że ta książka jest jakimś poradnikiem pisania. Zgadza się to z prawdą, bo jest to raczej gawęda o Stephenie Kingu – pisarzu. Polski tytuł sugeruje jednak poradnikowość publikacji. Jasne, jest tam kilka rad, ale one stanowią tak naprawdę niewielką część całości.
Rozumiem, że skoro książka po raz pierwszy wyszła w Polsce w 2001 roku, tłumaczka mogła nie mieć dostępu do pewnych źródeł. Być może z tego powodu w przekładzie jest tyle potknięć przy slangu albo mniej znanych frazeologizmach. Nie tłumaczy to jednak problemów z naturalnym formułowaniem wypowiedzi albo stylizowaniem ich. Nie tłumaczy to też strachu przed wulgaryzmami. Kto jak kto, ale Stephen King używając przekleństw ma jakiś w tym cel, więc raczej nawet nie wypada go cenzurować.
Jeżeli natomiast chodzi o wydawnictwo, to zastanawia mnie, jak to jest możliwe, że po dwudziestu latach nie poprawiło tego tłumaczenia w żaden sposób, a jeżeli tłumaczka nie zgodziłaby się na zmiany, nie zleciło nowego przekładu. Wymienione przeze mnie fragmenty to problemy rozwiązywalne dziś za pomocą dosłownie pół minuty wyszukiwania w internecie. Nie wierzę też, że przez te wszystkie lata nikt nigdy nikomu nie zwrócił uwagi choćby na te twarde cycki czy fotele na kółkach.
A jeżeli nie zwrócił, to może dobrze nam tak, że bulimy za takie coś 44,99.
Grzegorz Kulik – tłumacz, publicysta, popularyzatōr ślōnskigo jynzyka. Ôn je autōr przekładōw „Godnij Pieśni” ôd Charlesa Dickensa, „Dracha” i „Pokory” ôd Szczepana Twardocha, „Małego Princa” ôd Antoine de Saint-Exupéry’ego, „Niedźwiodka Pucha” i „Zokōntka ôd Pucha” ôd A. A. Milne, „Przigōd ôd Alicyje we Kraju Dziwōw” ôd Lewisa Carrolla, „Kajś” ôd Zbigniewa Rokity, „Hobita” ôd J.R.R. Tolkiena i „Bōmbōn, ty rojbrze” ôd Waldemara Cichonia na ślōnski jynzyk. Stworzōł platformã Silling.org, co na nij ôpublikowoł Korpus Ślōnskij Mŏwy, maszinowy translatōr polsko-ślōnski i ślōnsko-polski jak tyż SileSłownik, nojsrogszy ślōnski słownik przistympny we internecie. Przełożōł na ślōnski jynzyk interfejs ôprogramowaniŏ Ubuntu i LibreOffice jak tyż kōmputrowych ger „Euro Truck Simulator 2” i „American Truck Simulator”. Laureat Gōrnoślōnskigo Tacyta za rok 2018.