Premiera „Sąsiednich kolorów” Jakuba Małeckiego już 26 kwietnia, ale już dziś możecie przeczytać fragment powieści. Oczywiście książkę można też zamówić klikając tutaj lub w okładkę, Państwo sobie sami wybiorą gdzie. Miłej lektury, fragment poniżej.
Przywieźli ją przed południem. Najpierw rozejrzeli się oboje, a potem mężczyzna zszedł z wozu i otrzepał spodnie z czegoś, czego na nich nie było. Wydawał się znajomy. W rozmowie konkretny, pełen mądrych słów, którymi potrząsał i świecił – jeden z takich. Mówił o szczegółach, tak jakby wiedział, że trzeba o czymś porozmawiać przed załatwieniem sprawy, żeby nie wyglądało, że nie ma serca we właściwym miejscu. Weszli we troje do zakładu, w zapach i pył, gdzie rosły pod sufit bloki desek. Sosna, buk, jesion, mężczyźnie było wszystko jedno. Kiedy w końcu uzgodnili, co trzeba, Krystian zadał pytanie, które zadawał każdemu klientowi. – To chyba nie powinno… – odezwała się dziewczyna. Miała owalną twarz i wyglądała jak ukryta pod cienką warstwą siebie, jakby trzeba było ją lekko zheblować po wierzchu, żeby się przekonać, jak wygląda naprawdę. Jej ojciec drgnął. – Płuca – powiedział powoli, w jego ustach każde słowo było ciężkie, dojrzałe. – To były płuca. Uśmiechnął się na pożegnanie i ruszył w stronę wozu, ciągnąc za sobą szeroki cień. Słońce wymieszane z chmurami wisiało tuż nad Kołem, aż chciałoby się je na chwilę nakryć mokrą szmatą. Za bramą, po Toruńskiej, wałęsał się pies. Wróble rozrabiały w krzakach. Krystian był przekonany, że kobieta, o której mówił klient, leży na tym wozie, że gdyby tam podszedł i stanął na palcach, zobaczyłby jej sylwetkę, ubranie i wyraz twarzy, z którym się stała zupełna. Miał chęć zapytać o jej nazwisko, to zawsze ładniej wyglądało w zeszycie, ale mężczyzna nie wyglądał, jakby życzył sobie, by go w tej chwili niepokoić.
Szli tak powoli w upale, aż w końcu dziewczyna, nie odwracając się, chwyciła Krystiana za rękę mocnymi, cienkimi palcami. – Proszę mu nie wierzyć. Moja matka umarła z tęsknoty.