Jak rodzi się zło? Książka o Mariuszu Trynkiewiczu. Fragment

Nazwisko Trynkiewicz zapisało się niechlubnie w historii polskiej kryminalistyki. Na przełomie lipca i sierpnia minie dokładnie 30 lat od tych tragicznych wydarzeń w Piotrkowie. Książka Ewy Żarskiej zawiera mnóstwo wypowiedzi świadków, zeznań, pokazuje luki śledztwa, fałszywe tropy, niespójności w zeznaniach, błędy pracy milicji. Ale przede wszystkim jest próbą pokazania, co się działo w umyśle psychopatycznego mordercy. Premiera już 1 sierpnia, ale możecie już przeczytać spory fragment.

Panie Mariuszu, bez głupot. Skończyła się pańska działalność. Niech się pan spowiada” – zaczął milicjant przesłuchujący zatrzymanego chwilę wcześniej Mariusza Trynkiewicza. Siedzieli w pokoju 313, na pierwszym piętrze w Komendzie Wojewódzkiej Milicji w Piotrkowie Trybunalskim. Za oknem wciąż panował skwar. Słońce nie odpuszczało. Wiatrak, który miał schłodzić pomieszczenie, niewiele pomagał.
Z protokołu przesłuchania podejrzanego:

Imię i nazwisko: Mariusz Trynkiewicz

Stan cywilny: kawaler

Zatrudniony: nie pracuje, przerwa w odbywaniu kary

Stan majątkowy: oprócz motocykla nic nie posiada

Przynależność do organizacji: członek ZSMP, LOK

Stosunek do pokrzywdzonego: obcy

Czy podejrzany przyznaje się do tego, że w dniach pomiędzy 29 lipca a 1 sierpnia 1988 pozbawił życia Tomasza Łojka, Krzysztofa Kaczmarka i Artura Kawczyńskiego, zadając im ciosy nożem, a następnie wywiózł ich ciała do lasu i podpalił? M.T.: Zrozumiałem przedstawiony mi zarzut, w pełni go rozumiem i przyznaję się do popełnienia zarzucanego mi czynu

Trynkiewicz zgodził się złożyć zeznania. Śledczym opowiadał, że w 1987 roku został aresztowany za uprowadzenie i czyn lubieżny. Wyrok zapadł w marcu 1988 roku. W areszcie śledczym w Łodzi przebywał do 2 kwietnia, wtedy to dostał przerwę w odbywaniu kary. Za kratki miał wrócić 2 sierpnia. O przerwę wystąpił jego adwokat. Biegli psychiatrzy nie mieli przeciwwskazań, więc sąd przychylił się do wniosku. Trynkiewicz miał obowiązek podleczyć swoje zdrowie psychiczne, regularnie konsultować się z psychiatrami oraz opiekować chorą na serce matką. Po opuszczeniu aresztu w Łodzi przyjechał do Piotrkowa. Przez dwa dni mieszkał u rodziców, po czym przeprowadził się do mieszkania babci. Ta zamieszkała tuż obok z rodzicami Mariusza. W ten sposób rodzice chcieli jedynakowi stworzyć komfortowe warunki do powrotu do społeczeństwa. Po wyjściu z aresztu Trynkiewicz co miesiąc dostawał od matki i ojca 10 tysięcy złotych. Nie kupował mebli, jedynie drobny sprzęt i produkty niezbędne do życia. Założył akwarium, kupił wziernik oraz zamek do drzwi, przemalował pokój oraz łazienkę. Wszystko robił sam. Miał motocykl Jawa 350, który trzymał w garażu ojca, obok rodzinnego wartburga. Musiał dokupić do niego głowicę. Mieszkanie babci znajdowało się na pierwszym piętrze. Składało się z przedpokoju, kuchni, łazienki oraz pokoju. Do dyspozycji była także piwnica. „Mam dwa zamki w mieszkaniu, do jednego z nich klucze posiada także babcia. Gdy ja zamknę na dwa zamki, to babcia do mieszkania nie wejdzie. Od mojej piwnicy nikt nie posiada kluczy” − zeznał Mariusz milicjantom.

Początkowo po zwolnieniu przebywał tylko w Piotrkowie. Gdy przyszła wiosna, zaczął wyjeżdżać motocyklem do sąsiednich miejscowości: Moszczenicy czy Przygłowa-Włodzimierzowa, gdzie latem mieszkali jego rodzice. W ciepłe dni często odwiedzał to miejsce. Nie miał swoich kluczy do domku letniskowego. Mariusz utrzymywał kontakty tylko ze Zbigniewem M. Znali się ze szkoły: technikum mechanicznego. Kolega odwiedzał go w soboty lub w niedziele, jeśli Trynkiewicz nie wyjeżdżał akurat do rodziców. Łączyły ich wspólne zainteresowania: łowienie ryb, słuchanie muzyki oraz pasja strzelecka. Poza nim z nikim nie utrzymywał kontaktów. „Jeżeli chodzi o kobiety, to miałem kiedyś dziewczynę, z którą chciałem założyć rodzinę, miałem w stosunku do niej poważne plany, lecz się to wszystko rozleciało” – zeznał śledczym na przesłuchaniu. Przyznał: „Z kobietami miałem tylko raz stosunek płciowy”. Trynkiewicz nie pracował. Nie potrafił śledczym dokładnie powiedzieć, co robił w ciągu dnia. Zwykle wstawał między 7.00 a 7.30. Po śniadaniu podjeżdżał motocyklem do Zbigniewa M. albo szedł do miasta. Chodził po sklepach, a gdy była pogoda, jeździł nad jezioro Bugaj. Z lipca 1988 zapamiętał tylko ostatni dzień miesiąca.

Pamiętam dokładnie, że był to piątek – opowiadał na przesłuchaniu. − Wiedziałem, że mój kolega jest na urlopie, dlatego nie pojechałem do niego. Nie jestem pewny, lecz wydaje mi się, że byłem u swojej ciotki Genowefy. Najprawdopodobniej po pobycie u ciotki byłem również u siebie w domu około godziny 11.00 lub 12.00. Nie jestem w stanie wyjaśnić, dlaczego wróciłem do domu, lecz często tak robiłem. W mieszkaniu przebywałem około godziny czasu. Odpoczywałem. Na pewno byłem ubrany letnio, mogłem mieć spodnie z teksasu lub czarnego sztruksu. Na nogach na pewno posiadałem buty, te, które mam w dniu dzisiejszym. Są to buty typu sportowego, koloru czarnego. Posiadałem również kask motocyklowy typu Bella, z napisami nr. rejestracyjnego motocykla. Z tyłu są litery mojego monogramu, MT, jest szyba podnoszona, koloru ciemnego, kask koloru czerwonego”.

Tamtego dnia Trynkiewicz pojechał nad jezioro Bugaj. Możliwe, że przejechał także przez most, chwilę na nim postał, nie wyłączając motocykla, a później odjechał w kierunku jeziora. Tu pamięć go zawodziła. Przypominał sobie jednak, że zatrzymał się mniej więcej pośrodku trasy wokół jeziora, przy białej barierce. Postawił motocykl, zabrał kask i torbę, po czym wszedł na nasyp. Zdjął torbę, która go uwierała, i usiadł na nasypie. Dochodziła 13.00. Siedział tak bezczynnie jakieś pół godziny. Tego dnia nie pił i nie zażywał żadnych narkotyków. Opisując, co działo się dalej, Trynkiewicz zaczął kluczyć w zeznaniach przed śledczymi.

Nie jestem w stanie podać dokładnej relacji, tylko jak sobie przypominam, że przebywając na nasypie, najprawdopodobniej spotkałem trzech przechodzących tam chłopców. Rozmawiałem z nimi. Czy ja rozpocząłem rozmowę, czy też oni, nie pamiętam. W czasie tej rozmowy, wydaje mi się, zaproponowałem tym chłopcom coś. Rozumiem przez to, że chciałem skłonić ich, aby przyszli do mnie do domu. Wydaje mi się, że mówiłem im, jak powinni iść, aby dojść do mojego domu. Jest taka ścieżka prowadząca do jeziora Bugaj od stadionu Polonii, a następnie do transformatora i dalej w kierunku osiedla, gdzie znajduje się mój blok. Rozmowy dokładnie w tej chwili nie pamiętam. Pamiętam natomiast dobrze, że motocyklem dojechałem do garażu. Z chłopcami przy jeziorze Bugaj rozstałem się około godziny 14 z minutami”.

Trynkiewicz następnie odprowadził motocykl do garażu i postawił obok granatowego wartburga i starego, niesprawnego roweru. Skręcił w wydeptaną dróżkę żwirową i poszedł w kierunku mieszkania. Tam spotkał się z chłopcami. Szczegóły mu się rozmywały, pamiętał jednak, że weszli do jego pokoju, a on włączył jakąś muzykę z magnetofonu lub radia. Chłopcy poruszali się swobodnie po pokoju, grali w grę telewizyjną i oglądali klatkę z papużkami stojącą na blacie w kuchni. Zbliżała się godzina 15.00. Mężczyzna prowadził z chłopcami „taką luźną rozmowę”.

Wypowiadanych wtedy słów i zdań nie pamiętam, lecz temat opierał się o posiadane rybki, grę telewizyjną. Proponowałem chłopcom posiłek, chłopcy nie chcieli i jak pamiętam, nic u mnie nawet nie pili. Mogłem ich poczęstować herbatą, ciastkami, cukierkami, ponieważ takie rzeczy w domu w tym czasie posiadałem. W pewnym momencie poczułem zdenerwowanie, zaniepokojenie. Wydaje mi się, że spowodowane to było tym, że zdałem sobie sprawę, że gdy chłopcy opuszczą moje mieszkanie, powiedzą dorosłym, gdzie przebywali, a ja, nawet nie poczuwając się do winy, mogę być o coś oskarżony, gdyż w przeszłości byłem karany za przetrzymywanie. W momencie gdy narastała we mnie wewnętrzna obawa, chłopcy zwrócili się do mnie ze słowami, że chcą już iść. Do momentu kiedy powiedzieli, że chcą już wyjść, byli rozbawieni, natomiast gdy ja to usłyszałem, nie pamiętam, co wtedy robiłem”.

Dalszego przebiegu zdarzenia Trynkiewicz nie był w stanie dokładnie opisać. Jak przez mgłę widzi chłopców leżących w pokoju. Z ust ciekła im krew. Byli cali zakrwawieni. Pamięta, że zakładał im foliowe worki na głowy. „Wydaje mi się, że byłem w łazience i wymiotowałem. Pamiętam, że wyciągałem coś z pościeli, to chyba były prześcieradła. Wyjąłem nawet jakąś część poszewki z walizki znajdującej się w tapczanie. Momentu i sposobu pakowania zwłok nie pamiętam. Przypominam sobie, że spojrzałem na zegarek, była godzina 17. Mieszkanie opuściłem, wychodząc z łazienki”.

Po wyjściu z mieszkania zamknął zamek, chwilę postał przy wejściu do klatki i poszedł do rodziców. W mieszkaniu byli ojciec, matka oraz babcia. Pobytu u rodziców ani rozmowy z nimi Trynkiewicz nie pamiętał. Musiał dostać od nich jedzenie, ponieważ następnego dnia widział je w kuchni. Kojarzył jedynie, że gdy siedział u rodziców, był włączony telewizor, a on zauważył, że za jednym z paznokci ma krew…