Nie tak dawno miałem okazję trafić na filmowy zapis rozmowy Tomasza Raczka z Katarzyną Bondą. Tematem głównym była szeroko rozumiana twórczość oraz pasje autorki, ale rozmowa, jak to zwykle bywa w przypadku tych, przy których nie trzeba się spieszyć, raz po raz dryfowała na boki. I jednym z takich dryfów była rozmowa na temat spraw formacyjnych wśród młodych ludzi.
W pewnym momencie autorka wspomina o tym, jak była na spotkaniu autorskim w szkole swojej nastoletniej córki i gdy rozmawiała z jej rówieśnikami, wyszło, że większość słucha pasjami podcastów na temat seryjnych morderców.
Swoje stanowisko wobec takiego stanu rzeczy autorka wyjaśnia klarownie, więc i ja je klarownie przytoczę, posługując się cytatem:
„Myślę, że to jest ten wiek. I bardzo dobrze, jestem za tym ponieważ uważam, że należy pokazywać młodym ludziom, że wilk jest w lesie”.
Gdy natomiast Tomasz Raczek pyta, czy pisarka nie ma obawy, że to (w domyśle podcasty true crime’owe) może trafić do wyobraźni młodych ludzi i „będą chcieli spróbować jak to jest”, Bonda odpowiada:
„Daj Boże, żeby trafiło to do ich wyobraźni, żeby wiedzieli, że istnieje zło i dobro. A to czy oni będą sprawdzać czy ten nóż jest ostry, to moim zdaniem zależy od czegoś zupełnie innego. Chodzi o taki fundament społeczno-rodzinny i elementy psychologiczne, które sprawiają, że młody człowiek wkracza na tę ścieżkę i to wynika z lęku (…) natomiast moim zdaniem to nie dzieje się tak, że my po lekturze kryminału czy obejrzeniu jakiegoś serialu kryminalnego najbardziej krwawego, czy horroru od razu pójdziemy i zostaniemy urodzonymi mordercami”
I tu się na chwilę zatrzymajmy.
Generalnie, nie wchodząc w jakieś drobne niuanse, ani moje prywatne zdanie na wyrażony tu pogląd, słychać, że Bonda zna temat i wyraża zwartą, konkretną opinię. Nie pierwszy raz zresztą. Nietrudno sprawdzić, że pytano ją o to setki razy, a i sama, jako autorka kryminałów, a wcześniej dziennikarka zajmująca się tematem, przewałkowała to sobie w każdą możliwą stronę do tego stopnia, że może jak z rękawa sypać przykładami, statystykami i konkretnymi twardymi wynikami badań na potwierdzenie swojej tezy. A ta teza, nieco upraszczając, brzmi następująco: to nie tak, że kryminały czy podcasty true crime’owe są szkodliwe same w sobie, bo jak każde ziarno, zależy na jaki trafią grunt. Ale co do zasady to nawet dobrze jeśli nastolatki będą słuchać pasjami o seryjnych mordercach, bo dzięki temu nauczą się że istnieje zło.

Tomasz Raczek i Katarzyna Bonda, fot: Kanał YT – Onet Styl Życia
Mija jednak niedługa chwila i narracja Bondy nagle się zmienia. Nagle znajduje się medium, które jednak nie łapie się na kategorię ziarna zależnego od gleby. I są to, uwaga, gry.
Oddajmy raz jeszcze głos autorce:
„Natomiast moim zdaniem to jest absolutnie sytuacja, w której rodzice i ludzie którzy są w środowisku widzą różne rzeczy niepokojące. Nie wiem, na pewno jest bardzo wielki problem z grami, z uzależnieniem od gier, które też jakby stępiają pewien rodzaj wrażliwości i mogą nie tyle zachęcać, co zdejmować poczucie odpowiedzialności u młodego człowieka.”
I na tym etapie przyznam, że trochę zdurniałem. Po pierwsze dlatego, że w przeciwieństwie do wypowiedzi numer jeden tu autorka nie wypowiada się już tak konkretnie. Podnosi na przykład zarzuty stosowane wobec gier po prostu (że oswajanie i bagatelizowanie przemocy) i miesza je z uzależnieniem od gier, co jest dość drastycznym myleniem pojęć. Każde uzależnienie jest bowiem poważnym problemem, w pewien sposób szczególnie u młodego człowieka. I nieważne czy mówimy o cukrze, social mediach, grach sieciowych, mecie czy seksie.
Skupmy się jednak na tym fragmencie o stępianiu wrażliwości i zachęcaniu do zdejmowania poczucia odpowiedzialności. A dokładniej na tej dziwnej rozbieżności z jaką Katarzyna Bonda traktuje poszczególne media.
Dlaczego brutalne książki czy seriale nie mają tych strasznych skutków ubocznych, które rzekomo mają gry? Czy w ogóle możemy przyjąć takie odgórne założenie?
Wszystko, jak zawsze, sprowadza się do wyboru przykładów.
Generalnie nie słucham podcastów true crime’owych i ciężko mi oceniać ich wartość, ale jestem gotowy przyjąć założenie – podparte jakimś tam wąskim doświadczeniem jako odbiorca – że istnieją wśród nich programy wartościowe, nie tylko opisujące detalicznie daną zbrodnię, ale i przedstawiające sytuację społeczną, los ofiar, jakąś próbę zanalizowania problemu, który doprowadził do tego, że jakiś potwór w ludzkiej skórze zaczął dokonywać straszliwych zbrodni.
Ale są też, i tu chyba zgodzimy się wszyscy, podcasty pisane na kolanie, stanowiące rynsztokowo-brukowy zapis zbrodni i będący po prostu tanią pożywką dla miłośników mocnych wrażeń. Których jest więcej? Pozostawiam to Waszej ocenie, sam, jak napisałem, nie czuję się ekspertem.

www.unsplash.com/Igor Karimov
Podobnie rzecz ma się z kryminałami, zarówno książkowymi jak i serialowymi. Tu znam się trochę lepiej, więc mógłbym bez trudu wskazać rzeczy ciekawe, mądre, niosące za sobą jakąś wartość. Przewagę jednak, w myśl zasady o pieniądzu lepszym i gorszym, stanowią nieudolnie sklecone bzdety oparte na tanim szoku. Tak jest w każdym medium i nie ma co się dziwić, ani specjalnie na to utyskiwać. Rzecz, żeby umiejętnie w tym przebierać.
I teraz, wracając do meritum: czy potrafiłbym wskazać gry komputerowe, w które nie powinny grać młodzi ludzie? Tak, nawet po samych pudełkach. Wchodzę do sklepu, patrzę gdzie jest znaczek z osiemnastką i już wiem, że to są gry niedozwolone dla młodych ludzi. I rzecz jasna to nie jest doskonały system, wiele tu przecieka przez palce. Ale mimo wszystko jest tu jakiś model oznaczania niewłaściwych treści, prawda? Coś, czego raczej nie ma na książkach kryminalnych. Ba, często treści skrajnie przemocowe pojawiają się w książkach, które wcale tego nie sugerują, jak na przykład recenzowane kiedyś przeze mnie „Osiedle RZNiW”.
Zatem zapytam inaczej – czy potrafiłbym wskazać gry, które są świetnymi przykładami wyśmienitej interaktywnej narracji? Niosące za sobą jakiś przekaz i dające do myślenia? Ależ proszę, od ręki: Red Dead Redemption 2, Wiedźmin 3, Detroit: Become Human, nowy God of war, The Last of Us (1 i 2), Plague Tale, Hellblade: Senua’s Sacrifice. I celowo wymieniam tutaj te gry, w których dzieje się przemoc, odpuszczając te niemal zupełnie przemocy pozbawione (na przykład wyśmienite „It takes two” czy kolorowe opowieści o „Ratchetcie i Clanku”.
Do czego zmierzam? W zasadzie do tego, co na samym początku powiedziała Katarzyna Bonda, zanim zdryfowała na nieznane jej morza tematów growych: To, co będzie rozwijać albo spaczać następne pokolenie to nie tyle same media, co fundament, jaki im zapewnimy, ucząc ich odpowiednich wyborów.
Bo Bonda – o Raczku nie wspomnę, bo na temat jego podejścia do mediów których nie rozumie, jak komiksy czy gry, mam zdanie jak najgorsze – zapomina najwyraźniej o jednym. Że jej spokój związany z pasją córki i jej koleżanek bierze się z tego, że ją (tę pasję) rozumie.
Gdy wiesz cokolwiek o grach, możesz sugerować właściwe wybory. Tak samo jak wtedy, gdy wiesz coś o książkach, o filmach, o czymkolwiek. Możesz dzielić tę pasję, możesz doradzać, odradzać i twoje jako rodzica zdanie coś znaczy.
Gdy nie znasz, ale potępiasz w czambuł, mieszając dodatkowo pojęcia, to można chyba powiedzieć, że nie w grach jest problem. Ani nie w dziecku.
Jakub Ćwiek