Jacek Dehnel w wypowiedzi dla smakksiazki.pl stwierdził, że spora część kawiarnianych rozmów w literackim środowisku przeniosła się do Internetu. „Powstała dziwna skądinąd forma komunikacji, trochę jak kawiarnia literacka: to, co kiedyś odbywało się w Zodiaku, Ziemiańskiej, czy Kawiarni Czytelnika, teraz dzieje się w sieci”, powiedział pisarz. Ostre polemiki czy prztyczki w nos dzieją się on line: nie tylko można więc zrobić zrzut ekranu (jako dowód w sprawie!), ale i przyglądać się wymianom ciosów niczym publiczność na MMA. Sam Jacek Dehnel znany jest z wchodzenia w dyskusje nie tylko z kolegami i koleżankami po fachu. Większość współczesnych pisarzy i pisarek siedzi na fb czy twituje, rozmawia ze sobą w komentarzach lub wkleja sobie nawzajem śmieszne obrazki na profile. To proste i wygodne a na dodatek pozwala pokonać kilometry dzielące nas od siebie. Tylko, czy skutkiem takich praktyk nie jest przypadkiem rezygnacja ze spotykania się na żywo? Mem zamiast wspólnej kawy, polemika zamiast sprzeczki przy piwie?
„Wszelką rewolucję artystyczną wywołują kawiarnie” – myśl Tadeusza Kantora powtarzają od lat badający wpływ ulubionych, a wręcz kultowych, kawiarni i barów wśród elity artystycznej i intelektualnej. Rola powojennych kawiarni literackich była bardziej wieloznaczna niż ta z czasów dwudziestolecia międzywojennego, ponieważ stała się ona właściwie jedynym miejscem wymiany poglądów i dyskusji. Kawiarnie, bary, stołówki stanowiły domy zastępcze niezbędne do prowadzenia życia towarzyskiego. Przesiadywali w nich również, jak nazywa ich Andrzej Z. Makowiecki, autor Warszawskich kawiarni literackich, „snobi łakomi wielkiego świata” – czyli ci, którzy chcieli ogrzać się w blasku artystów (ech, jakby było przy czym, no ale).
W moim mieście owa „warszawka” zawsze wychodziła z domu – aby spotkać się, napić i plotkować. Kawiarnie stanowiły również w czasach PRL-u idealne miejsce do wymiany informacji usłyszanych w zagranicznych rozgłośniach, porównaniu oficjalnych komunikatów z prawdą zasłyszaną „na mieście”. To jak nieoficjalna agora myśli i faktów, od których odcięto mieszkańców w imię propagandowego przekazu. Wreszcie ludzie przesiadywali w kawiarniach, aby bawić się w towarzyski salon pamiętany sprzed wojny bądź odtwarzany na zachodnią modłę. Kiedyś Ziemiańska, Adria, potem Czytelnik, Jontek, Harenda, Złota Rybka, Kameralna i Spatif. A teraz? Gdzie my się widujemy, gdzie pijemy i sprzeczamy? Czyżby życie literackie rzeczywiście przeniosło się do sieci? Na szczęście, nie do końca.

www.unsplash.com/Laurent Perren
Przy okazji festiwali literackich czy Targów Książki spotykamy się w mieszanych towarzystwach, wśród ludzi „robiących w literach” czy kulturze. Są to zwykle takie miejsca jak Regeneracja, Nowy Teatr, a do pijaństwa Plan B, Cafe Kulturalna czy Bar Studio. No i Amatorska – może to nawet współczesna Ziemiańska? To właśnie z tym miejscem związane są różne skandaliki i prowokacje. A nawet bijatyki – hipsterska prawica kontra lewaki lub odwrotnie. Czasami bitwy są też między sobą. (Szkoda, że nie można kupić sobie biletu na te starcia). (Czemu nie ma jeszcze SmakuPlotki.pl? Chętnie bym coś napisała). (Bo kawiarnie to przecież kuźnia plotek). (Wróćmy jednak do meritum).
Spytałam kilku pisarzy i pisarki, czy da się jeszcze stworzyć coś w rodzaju mapy kawiarni literackich w Polsce. Nie jest tak źle, ale w niektórych rejonach kraju przydałaby się jakaś franczyza literackich spelunek i barów. Bo gdzie jakakolwiek rewolucja ma szansę się rozpocząć? Przecież nie w naszych komputerach, no ludzie!
Łukasz Orbitowski (Kraków) Nie wiem, czy to się liczy, ale spotkałem kiedyś w pubie Kumpel na Kaziku całą grupę literatów z Joanna Lech na czele. Piękny Pies jest już chyba nieaktualny bo Świetlicki stamtąd poszedł. Kolejne ważne to kawiarnio-księgarnia Lokator i Bunkier Sztuki, gdzie siedzą haartowcy. Ciekawa jest też Cheder na Józefa. Nie wiem jak tam z życiem literackim, ale zamówili u kilku pisarzy, w tym u mnie, opowiadania o Kazimierzu i zarzucili nimi dzielnice. Mam też mniej oficjalne miejsca: na przykład z Witkiem Szostakiem i Szczepanem Twardochem widywaliśmy się w Strefie Piwa na Józefa. Natomiast życie intelektualne prowadzę w osiedlowym pubie Drewutnia. Pijam tam z krytykiem i tłumaczem Bartkiem Czartoryskim.
Kuba Wojtaszczyk (Poznań) Miejsce, które choć odrobinę przypomina charakterem kawiarnię z literaturą w tle jest Winiarnia pod Czarnym Kotem, gdzie we współpracy z księgarnią Bookowski, organizowane są wieczory z pisarkami i pisarzami. Najpierw jest spotkanie autorskie (oczywiście przy winie), a następnie rozpoczyna się część nieoficjalna, czyli debaty przy wspólnym stole, na których czytelnicy są równie mile widziani.
Inga Iwasiów (Szczecin) Chyba nie ma jednego miejsca. Raczej kilka nowych księgarnio-kawiarni, w tym jedna bardzo popularna przy parku Kasprowicza. Popularna ze względu na lokalizację, dobre książki i zapraszają na wieczory autorskie. ale i spotykam tam się z pisarzami/pisarkami, przy czym także spotykam tam rodziny z dziećmi, które szukają dobrego ciastka w przerwie spaceru. Inna to raczej przyszła kawiarnia literacka, bo przeznaczona dla dzieci: FIKA (co po szwedzku oznacza „przerwa na kawę”). Odbywa się w niej dużo spotkań wokół literatury dla dzieci i jest dobra kawa. Zamknięto Piwnice Kany przy Teatrze Kana , w którym artyści lubili siedzieć. Prawdę mówiąc czegoś podobnego do np. Literatki we Wrocławiu nie ma. Kiedyś istniał Klub 13 Muz, tradycyjne miejsce posiadówy, ale to historia. Chyba w Szczecinie niedobitki pisarskie są rozproszone, najprężniej działa Związek Literatów Polskich. Spotykają się z własnymi wypiekami w Pałacu Młodzieży. Ja się spotykam to tu – to tam. Zagnieżdżenia pisarskiego nigdzie nie stwierdzam.
Agnieszka Wolny-Hamkało (Wrocław) U nas to Tajne Komplety – księgarnia, ale po pierwsze miejsce spotkań i jest kawa oraz napoje (bez alko). Tam rzeczywiście ludzie przychodzą, żeby posiedzieć na kanapie i pogadać. Jest jeszcze Hiszpańska Księgarnia – knajpka & księgarnia Ewy Malec – jest alko i normalnie barman. Super miejsce – „domowe” i hippisowskie. Tu też łazimy. No i Literatka – chyba głównie nieco starsi przychodzą, ale można spotkać wrocławskich kabareciarzy, a jak przyjeżdża na przykład Świetlicki, to tam się montuje. Literatka charakteryzuje się tym, że ma większą salę dla palących niż dla niepalących.
Magda Grzebałkowska (Sopot) Była kiedyś u nas knajpa Spółdzielnia Literacka i tam można było pogadać. Ale już jej nie ma. O niczym innym nie wiem. Rzeczywiście, wychodzi na to, że Facebook jest dla mnie oknem na świat.
Bernadeta Prandzioch (Katowice) Trudno byłoby wskazać takie miejsce. Przez jakiś czas taką rolę pełniło Sienkiewicza 27, ale niestety już nie działa. No i jest jeszcze Kafo Kawiarnia w pobliskich Gliwicach, która chwaliła się swego czasu, że Twardoch napisał tam pół Morfiny. Wygląda na to, że pracowici Ślązacy piszą głównie w swoich domach, zamiast spotykać się w kawiarniach.

www.unsplash,com/Benjamin Zanatta
Tak mniej więcej przedstawia się polska topografia kawiarni literackich.
Nie jest tego wiele, przyznacie. Tu już nie chodzi nawet o tradycyjne utyskiwanie na zanik bezpośrednich relacji, które zastępowane są klikaniem. Bez przesady, ja tam często introwertykuję i wcale nie mam ochoty latać do ludzi co pięć minut. To się wtedy trzeba jakoś zaprezentować, zagadać. Poza tym wyjścia kosztują i nie zawsze zasypianie przy jednej herbacie na pięć osób jest sexy, bo to, co było okej w czasach studenckich niekoniecznie sprawdza się w czasach późniejszych. Tu chodzi o zanik pewnego rodzaju miejsca kultury.
Kawiarnie są bowiem instytucją specjalną. Po pierwsze do kawiarni nie idzie się jak do warzywniaka – tam się chadza. Najlepiej, żeby barman czy kelnerka wiedzieli, co pijemy lub żebyśmy pili na krechę, bo to dobrze wygląda w oczach innych: oho, bywalczyni, nie podskoczysz. Posiadanie „swojego stolika” czy choćby kubeczka to już w ogóle szał. Druga sprawa: kawiarnia to arena, scena. Targowisko próżności, gdzie bez odpowiedniej stylówy nie ma co się pokazywać. Nawet najgorsze dziady w swetrze pamiętającym pierwszą płytę Nirvany mają imidż. Na nich się patrzy, na nich się zerka. Po trzecie kawiarnia, dzięki możliwości wymiany poglądów i miejscu do pracy staje się biurem pomysłów. Coraz rzadziej pisze się wiersze na serwetce, coraz częściej zaś planuje projekty klepiąc w Maca. Po czwarte kawiarnia czy ulubiony bar to element tworzenia legendy wokół siebie. To, gdzie lubimy się umawiać stanowi naszą wizytówkę i musi być spójne, bo inaczej ludzie mają dysonans poznawczy. Nie zapomnę, kiedy koleżanka zdziwiła się, że lubię kawiarnię w Bristolu, bo według niej moim entourage powinien być bar mleczny lub jakaś kanciapa (które zresztą też bardzo lubię). Ale tak to działa: umawiasz się z kimś i proponując miejsce od razu się przedstawiasz. Bo, i to po piąte, kawiarnia i bywanie to przecież element stylu życia. Są tacy, co pchają się do modnego miejsca i kiszą w tłumie rozmawiając o meandrach swojego debiutu. Są też tacy, co idą absolutnie nie tam, gdzie reszta: chowają się gdzieś w lokalnym barku. To przecież ważne wybory życiowe: na świeczniku czy na marginesie.
Niezależnie od tego, gdzie i w jakiej konfiguracji dobrze, że w ogóle. Bo fejsik jest słodki, polecam serdecznie, ale jednak w przestrzeni realnej widać więcej. I bardziej wartościowo. Poza tym nie możemy pozwolić, aby tradycja literackich kawiarni zupełnie zniknęła. Kontynuacja jest dla każdej kultury podstawą jej przetrwania, że uderzę w wysokie tony. Pijmy więc i kłóćmy się twarzą w twarz. Oczywiście, ku chwale literatury.