Nie. Nie ma obaw. Nie będę tutaj streszczał ani recenzował powieści Andrzeja Struga, chociaż znowu coraz bardziej zaczyna ona pasować do obecnych czasów. Chciałbym się tylko przez chwilkę zastanowić, jak to się stało, że Sławomir Sierakowski, redaktor „Krytyki Politycznej” znalazł w Mińsku, w trakcie zamieszek, łuskę po pocisku do broni gładkolufowej z napisem „Made in Poland” z boku.

fot: profil FB Sławomira Sierakowskiego
Po starannym przyjrzeniu się i porównaniu ze zdjęciami podobnej amunicji wyprodukowanej w Fabryce Amunicji Myśliwskiej w Pionkach, można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że to łuska od amunicji hukowej stosowanej przede wszystkim do rozpędzania demonstracji, najprawdopodobniej wyprodukowana w Polsce przed 2004 rokiem.
Dlaczego przed 2004 rokiem? Bo Polska weszła do Unii Europejskiej w 2004 roku, a w Unii obowiązują inne zasady oznaczeń tego rodzaju amunicji niż w Polsce przed datą wejścia do UE.
Także w 2004 roku Bruksela zaczęła wprowadzać sankcje na dostawy broni i sprzętu policyjnego, który mógłby służyć represjom wobec obywateli. Embargo było wprowadzane z powodu represji uruchomionych przez reżym Łukaszenki po manipulowaniu wyborami, które powinny się odbyć w 1999 roku, a zostały przeprowadzone dopiero w 2001, po zniknięciu kilku czołowych polityków opozycji i rozpędzeniu protestów związanych z ich usunięciem. Już wtedy policja utworzyła tzw. szwadrony śmierci, odpowiedzialne za zniknięcia (zabójstwa?) opozycjonistów.

www.unsplash.com/Osman Yunus Bekcan
Można więc założyć, że amunicja do broni gładkolufowej trafiła na Białoruś „legalnie” przed 2004 rokiem, lub przez łańcuszek pośredników, jak ten opisany przez Tomasza Sekielskiego, jako ilustracja metod stosowanych przez służby białoruskie do nielegalnego handlu bronią:
„Chodziło o to, by nikt nigdy nie dotarł do prawdziwych zleceniodawców. W tym celu stworzono sieć firm przykrywek w Mołdawii, Syrii, Sudanie i Pakistanie. To między tymi państwami krążyły kontenery z bronią… ale tylko na papierze. Sprzęt został zamówiony w białoruskiej firmie BelTechExport.”1
Białoruś jest potęgą w nielegalnym handlu bronią. Zarówno tą wyprodukowaną jeszcze w ZSRR, leżącą w magazynach armii, jak i tą zmontowaną już po likwidacji Związku Radzieckiego. Bywa też pośrednikiem pomiędzy renomowanymi producentami broni, a państwami i organizacjami objętymi międzynarodowymi sankcjami. Trudno mieć wątpliwości, że firmy trudniące się handlem bronią na Białorusi miałaby jakiekolwiek kłopoty z zakupem amunicji do broni gładkolufowej, wyprodukowanej w Polsce.
Czy znalezienie łuski po amunicji używanej do rozpędzania protestów przez polskiego publicystę to zwykły przypadek? Niekoniecznie. OMON-owcy dość skrupulatnie zbierali łuski, z których muszą rozliczyć się w magazynach amunicji. Za zgubienie tulei od pocisku hukowego, gazowego czy gumowego mogą mieć kłopoty. Jednak kilka łusek zgubili. Może dlatego, żeby postawić Polaków, w trudnej sytuacji. Państwo rzekomo wspiera opozycję białoruską, ale zarazem gra na dwa fronty, sprzedając reżymowi Łukaszenki amunicję. To kłopot dla polskiego wizerunku i reputacji, nie mówiąc o tym, że może narażać RP na kłopoty spowodowane ewentualnym międzynarodowym śledztwem dotyczącym tego, jak amunicja z państwa Unii Europejskiej trafiła do kraju objętego embargiem.
Jednak brutalne metody rozpędzania demonstracji i eliminowania różnych działaczy opozycji nie służą przecież jedynie ochronie tajemnic związanych z nielegalnym handlem bronią. Administracja Łukaszenki uwłaszczyła się na państwie białoruskim. Majątek tylko prezydenta szacowany jest na kilka miliardów euro. Majątki związanych z nim oligarchów, członków rządu i szefów agencji państwowych, a także kierownictwa służb specjalnych można szacować na setki milionów.
Obok handlu bronią, drugie najpoważniejsze źródło zarobków to nadzór nad przemytem papierosów do Unii Europejskiej. W tej kontrabandzie, rola tzw. mrówek (czyli osób pojedynczo przemycających po kilka „sztang” papierosów) jest nieistotna. Problemem są TIR-y, wypełnione milionami paczek papierosów (w kontenerze mieści się prawie milion pudełek), które wjeżdżają „tranzytem” na Litwę i do Polski po to, aby dostarczyć papierosy np. do Mołdawii. Tylko, że papierosy „giną” po drodze. Granicę rumuńsko-mołdawską przekraczają puste, a wyroby tytoniowe zasilają wart ok. 100 mld euro czarny rynek papierosów Unii Europejskiej.

www.unsplash.com/Giorgio Trovato
Najlepszą powieścią jaką znam opisującą (także od środka) białoruskie KGB jest książka Vincenta V. Severskiego „Nielegalni”. Z dużą znajomością opisuje on powiązania funkcjonariuszy tej służby z mafią, a także fatalne relacje wewnątrz służby, szantaże i donosicielstwo.
„Pokój wypełniały kłęby dymu papierosowego wymieszane z oparami wódki, piwa i uryny z zepsutej toalety. W rogu pokoju stał telewizor włączony ma MTV bez głosu.
Pułkownik Andriej Olegowicz Stepanowycz z mińskiego KGB czuł, że jeżeli zostanie dłużej, to za chwilę urwie mu się film. Podjął już decyzję: najwyższy czas iść do domu, zwłaszcza że mieszka niedaleko.
Wydawało mu się, że głosy pięciu pijanych mężczyzn zlewają się w jeden potężny ryk. W żadnym wypadku nie mógł zasnąć, bo miał nieodparte wrażenie, że koledzy ze Służby Celnej, nie mniej pijani od niego, tylko czekają, żeby odebrać mu jego zasłużone pięć tysięcy dolarów.
Później powiedzą, że gdzieś zgubiłem. To skurwysyny… Takim nigdy nie można ufać! – pomyślał z wysiłkiem.
Co prawda nie napracował się zbytnio, by zasłużyć na te pieniądze, bo i nie było przy czym, zabezpieczał jedynie transport papierosów do Polski, ale piątka mu się należała, bo jest najstarszy stopniem. Już dawno nie dostał takiej kasy, więc wciąż odruchowo wsuwał rękę do kieszeni, sprawdzając, czy pieniądze są na swoim miejscu. I po każdej takiej kontroli było mu coraz przyjemniej”.2
Ta przyjemność się szybko kończy, ponieważ Stepanowycz, jeden z szefów białoruskiego kontrwywiadu zostaje szybko zamordowany i obrabowany. Śledztwo nadzoruje osobiście Aleksander Łukaszenka, który wyjaśnienie sprawy zleca, rywalizującej z KGB, Służbie Bezpieczeństwa Prezydenta.
„Jak Służba Bezpieczeństwa prowadzi dochodzenie, to zawsze coś znajdzie, na każdego… – pomyślał z lekkim niepokojem kapitan Wasilij Krupa. Przekręty, korupcję, zaniedbanie, oszustwa, a może nawet jakiegoś szpiega. Dobrze powiedział Popow, że dzisiaj będą zajęcia w podgrupach, bo każdy ma coś na sumieniu i padł na nich blady strach!.”3 Oczywiście zajęcia w podgrupach, to narady na których funkcjonariusze KGB ustalają, kto komu daje jakie alibi, żeby ukryć nadużycia. Oczywiście suto zakrapiane wódką.
Vincent Severski jednak nie zostawia złudzeń w sprawie tego, że funkcjonariusze „kręcili na boku” wyłącznie we własnym interesie. „Zastępca szefa kontrwywiadu, jeżeli robił interesy, to nie jakieś bazarowe przekręty. Taka figura, z takimi kontaktami musiała wyciągać poważną kasę. (…) Stosunki w białoruskim KGB przypominały dawne komunistyczne układy, wymieszane z mafią, chciwością, podłością i ludzkim marzeniem o lepszym życiu. (…) Celnicy są pod kryszą rosyjsko-białoruskiej mafii i bezpieki Łukaszenki.”4
Jeżeli ktoś próbuje być samodzielny, musi spodziewać się, że prędzej czy później stanie się ofiarą szantażu: „Chuj mnie obchodzi, co robisz, ale kasa ma być regularnie i na czas. Rozumiesz, Popow?! – Był już bardzo agresywny. – Powiedz swoim, że Pułkownik Stepanowycz zapewnia ci kryszę! Pamiętaj, że byłem w Afganistanie, w specnazie. Nie próbujcie żadnych sztuczek, to wszystko będzie dobrze i wszyscy będą zadowoleni.”5
Oczywiście nawet wiceszef kontrwywiadu w takiej „układance” nie mógł być samodzielny. „Stepanowycz zajmował się, jak rozumiem, przemytem na polskiej granicy, to musiał mieć swoich ludzi w Służbie Celnej i wśród wysokich urzędników w Mińsku, czyż nie? I w tamtejszej mafii… (…) Kilka razy próbowaliśmy usunąć go ze stanowiska, ale miał mocne plecy u Łukaszenki. (…) Oddawał gdzie trzeba działkę z przemytu i interesy się kręciły.”6
A jak łatwo się przekonać na stronach książki Severskiego, gdy ktoś próbował się wyłamać z takiego systemu, to musi liczyć się z szantażem, przemocą, fabrykowaniem dowodów, a nawet morderstwem.
Czytelnik powieści Severskiego, Sekielskiego czy innego autora piszącego o Białorusi, może powiedzieć: to wszystko bzdury. Fikcja literacka.
Niestety nie. Potwierdzają to prace publicystów, historyków, politologów badających historię najnowszą Białorusi. Niestety w Polsce nie ukazują się książki opisujące kompleksowo sytuację w dawnej republice radzieckiej w oparciu o fakty. Na świecie jednak ukazało się ich sporo. Może warto przetłumaczyć chociażby kilka.7
Finał powieści Andrzeja Struga jest pesymistyczny. Ale chyba dlatego, że za bardzo koncentruje się na przemocy. Społeczeństwo białoruskie protestuje pokojowo. To struktury siłowe, broniąc swoich wygodnych posad, profitów z korupcji i rozliczeń z mafią, sięgają do brutalnych represji. A losy pocisku przypominają trochę przestępcze „karuzele” stosowane do handlu bronią i przemytu wielkich ilości papierosów. Paradoksalnie to nie rozbudowane struktury bezpieczeństwa, coraz bardziej zaawansowane procesy produkcji i skomplikowane procedury międzynarodowego handlu posuwają świat do przodu. To idealiści, wizjonerzy, obrońcy praw człowieka i praworządności czynią go coraz lepszym. Oby zaczęło się to sprawdzać także na Białorusi.
Piotr Niemczyk