„Fargo” braci Coen to już klasyka kina. Jak może Państwo pamiętają, film zaczyna się od planszy z napisem informującym, że został oparty na prawdziwych wydarzeniach i „Ze względu na żądania tych, którzy przeżyli zmieniono imiona i nazwiska postaci. Z szacunku dla tych, którzy zginęli, cała reszta jest opowiedziana dokładnie tak, jak się wydarzyła”. To oczywiście kłamstwo i czysta ściema. Od początku do końca scenariusz wymyślili bracia Coen. Dlaczego zdecydowali się więc umieścić wspomniany napis na początku swojego dzieła? Odpowiedź jest prosta i zawiera się w jednym słowie – wiarygodność.
Sam zmagam się z tym zagadnieniem jako autor. Jak pisać, żeby czytelnicy uwierzyli w opowiedzianą przeze mnie historię? Jak sprawić, żeby od pierwszej chwili zawiesili Państwo niewiarę i nie odwiesili jej do ostatniej strony? Bo jeśli nie uda mi się tego zrobić, to cała książka leży. Po prostu. Coenowie też zdawali sobie z tego sprawę. I z faktu, że opowiadana przez nich historia opiera się na serii pomyłek, zbiegów okoliczności, nieszczęśliwych przypadków. Bardzo łatwo ją zakwestionować. Dlatego zdecydowali się na swoje małe oszustwo. Bo przecież prawda musi być wiarygodna, czyż nie?
Często opowiadam o „Fargo” na zajęciach pisarskich, kiedy omawiamy problem zawieszenia niewiary i kupienia czytelnika. I tłumaczę, że przykład „Fargo” udowadnia, że pisarz musi panować nad swoją wyobraźnią. Bo jeśli za bardzo jej popuścimy, czytelnik nam po prostu nie uwierzy. Stracimy go. Dlatego trzeba ją wziąć mocno w karby. Nieustannie pilnować. Przycinać skrzydła, jeśli to konieczne. Strzec realiów. Hamować się, żeby nie odlecieć. Takie właśnie rady daję swoim kursantom. A potem dodaję, że rzeczywistość jak na złość nieustannie śmieje się nam pisarzom w twarz. I podsuwa wydarzenia przerażające, malownicze, okrutne i tak niewiarygodne, że gdybym kiedykolwiek o nich napisał, czytelnicy tylko pokręciliby z niedowierzaniem głowami i odłożyli książkę na półkę, jako kompletnie oderwaną od rzeczywistości.

www.unsplash.com/Jilbert Ebrahimi
Przykłady? Proszę bardzo. Sprytny oszust, który wmówił arystokratycznej rodzinie z Francji, że jest tajnym agentem, który ma ich chronić przed masońskim spiskiem na ich życie i przez dziesięć lat żył ich kosztem, równocześnie zmieniając ich życie w piekło. Papuga, która swoimi „zeznaniami” doprowadziła do skazania żony za zabójstwo męża (powtarzała ostatnie powiedziane przez niego słowa, które nota bene brzmiały – Nie strzelaj kurwa). Niewiarygodna sprawa brutalnego mordu na Iwonie Cygan ze Szczucina, gdzie przez dwadzieścia lat sprawca był kryty przez miejscowych policjantów i gdzie prawdopodobnie zabito jeszcze dwóch świadków, którzy chcieli opowiedzieć o tym, co się naprawdę stało. Sprawa jest ciągle badana przez śledczych i być może doczekamy, że sprawiedliwości stanie się w końcu zadość. Archibald McCafferty z Australii, który zrozpaczony po przypadkowej śmierci małego syna, namówiła grupkę nastolatków do zabicia siódemki nieznajomych. Wierzył, że to przywróci życie jego dziecku. Grupa została powstrzymana po dokonaniu trzech morderstw. W więzieniu zabił kolejną osobę. Ale po latach został wypuszczony i od kilkunastu lat mieszka spokojnie w Szkocji. Każda z tych historii wydaje mi się na tyle niewiarygodna, że miałbym duży kłopot, żeby umieścić je w powieści. Ale każda z nich się wydarzyła się naprawdę.
Głęboko wierzę w to, że fikcja potrafi być prawdziwsza od rzeczywistości. W tym sensie, że mając swobodę w kształtowaniu losów bohaterów, ich życia, zdarzeń mam możliwość uwypuklenia pewnych cech, problemów, fenomenów społecznych, które najlepiej oddają ducha czasów, w których żyjemy. Pewną prawdą o nas i o naszych pragnieniach. Właśnie to staram się robić w swoich powieściach. Tak samo jak Coenowie w swoich filmach. I tak samo jak oni w „Fargo” kusi mnie czasami, żeby pójść na skróty. Ja jednak nigdy tego nie zrobię. Coenowie długo kluczyli wokół swojego kłamstewka. Raz twierdzili, że film jest wzorowany na prawdziwych wydarzeniach, potem się tego wypierali. Potem przyznawali, że niektóre jego elementy odpowiadają prawdzie, chociaż w innych wcześniejszych wywiadach mówili, że nie słyszeli o tych historiach przed nakręceniem filmów. Ten taniec trwa chyba do dzisiaj. Ja nie byłbym w stanie tak tego ciągnąć. Pękłbym dużo szybciej. Uwierzcie Państwo lub nie, ale kiepsko mi idzie zmyślanie.
Wojciech Chmielarz