Gdy zachrobotał klucz w zamku, a zaraz potem poruszyła się klamka, obie kobiety niemal równocześnie znalazły się w przedpokoju – Kaśka w progu kuchni, Kinga pokoju dziennego. I to właśnie tę drugą Mikołaj zobaczył po wejściu do mieszkania. Zdziwiony przystanął, uniósł brwi, zabawnie marszcząc przy tym czoło i lekko rozchylił usta. Gdyby nie była na niego taka wściekła, Kaśka uznałaby, że wygląda w tym momencie uroczo i zabawnie. No i na pewno nigdy wcześniej nie widział Kingi Wilk na oczy.
– Dzień dobry? – odezwał się. Zabrzmiało to jak pytanie. Drugie zadał spojrzeniem, gdy odwróciwszy głowę, dostrzegł Kaśkę.
Kinga Wilk poprawiła torebkę na ramieniu, postąpiła krok i wyciągnęła rękę.
– Dzień dobry, panie Mikołaju – powiedziała, próbując się uśmiechnąć. Zerknęła na Kaśkę, jakby na szybko rozważała, co powinna teraz zrobić.
Kaśka zmrużyła oczy i zacisnęła zęby. No dalej, tylko spróbuj. Tylko, kurwa, spróbuj poprosić go teraz o rozmowę na osobności!
– Nazywam się Kinga Wilk – podjęła kobieta. – I jestem… to znaczy byłam, pielęgniarką pańskiego ojca.
*
– Proszę, Miki, twoja woda – powiedziała, stawiając przed nim szklankę.
– Dzięki, kochanie – odparł machinalnie. Przez niemal całą rozmowę czy też bardziej monolog pielęgniarki siedział na krawędzi sofy, prawie jakby kucał, z łokciami na kolanach i dłońmi zaciśniętymi w pięści, jedna tuż obok drugiej, nie odrywając oczu od Wilk. Kaśka próbowała sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej go takim widziała, ale nie przychodziła jej do głowy żadna sytuacja, w której zachowywałby się w ten sposób.
Na początku Mikołaj często przełykał ślinę i otwierał usta, jakby chciał się wtrącić. Potem już w zasadzie tylko słuchał, może zostawiał sobie pytania na koniec, tylko że pod wpływem szoku zupełnie o nich zapomniał. Nic dziwnego, wieści rzeczywiście, musiała to przyznać, były poruszające i szokujące. I nie chodziło nawet o śmierć ojca, bo trudno czuć stratę po kimś, kogo przecież się nie znało. W osłupienie raczej wprawiało to, że Ferdynand Górski, tak według pielęgniarki nazywał się ojciec Mikołaja, nie tylko wiedział o synu, miejscu jego zamieszkania, nawet całkiem sporo o jego pracy i życiu prywatnym, ale i od ponad roku przebywał w ośrodku w Piasecznie niespełna godzinę drogi od ich domu. Czy możliwe, że cały czas mieszkał w okolicy? Także wtedy, gdy Mikołaj, jeszcze przed śmiercią matki i jakiś czas później, szukał go intensywnie, zatrudniając w tym celu nawet detektywa? Czy było możliwe, że facet wiedział o tym wszystkim i specjalnie się ukrywał?
W każdej chwili skurwiel mógł się odezwać, pomyślała, porozmawiać, jakoś zaistnieć w życiu Mikołaja. W każdej chwili, wystarczyło wybrać numer lub wziąć taksówkę. Ale nie, on postanowił zrobić to dopiero po śmierci, wysyłając obcą kobietę, a wcześniej napychając ją mnóstwem wiadomości o ich prywatnym życiu. Jak bardzo trzeba być podłym, zadufanym w sobie, małym człowiekiem, by postępować w taki sposób?!
– Na pewno nie chce pani jeszcze jednej herbaty? – zapytała. – A może dla odmiany coś zimnego?
Kinga Wilk potrząsnęła głową i zerknęła na maleńki zegarek na nadgarstku.
– Właściwie to powinnam już się zbierać – powiedziała z przepraszającym uśmiechem. – I tak zajęłam państwu dużo czasu, a teraz pewnie będą państwo chcieli porozmawiać. Podniosła się, obciągnęła bluzkę i sięgnęła po torebkę. Zamiast ją jednak zawiesić na ramieniu, sięgnęła do środka i wyjęła grubą, brązową kopertę formatu A4. Na kopercie starannym, choć lekko rozchwianym pismem wykaligrafowano nazwisko Mikołaja i ich adres.
– Właściwie to przyszłam przede wszystkim po to, panie Mikołaju. – Podała gospodarzowi paczkę. – Ojciec chciał, żeby to trafiło do pana. A, no i pogrzeb odbędzie się pojutrze, w czwartek o trzynastej na cmentarzu komunalnym w Piasecznie. Gdyby pan… to znaczy państwo chcieli się zjawić.
Mikołaj podniósł się bardzo powoli, wyjął kopertę z ręki pielęgniarki i ostrożnie, jakby miał do czynienia z czymś na- prawdę delikatnym, odłożył ją na stół. Gdy się wyprostował, zrobił coś, od czego Kaśka dostała ciarek. Uśmiechnął się, lek- ko przechylając głowę i miłym, ciepłym głosem powiedział:
– To nie był mój ojciec i proszę nigdy więcej tak nie mówić.
Kinga Wilk obejrzała się na Kaśkę, a nie znajdując w niej wsparcia, zarzuciła torebkę na ramię.
– Cóż, panie Mikołaju, nie zamierzam usprawiedliwiać czy tłumaczyć pana Ferdynanda…
– To dobrze – ostro wszedł jej w słowo, by zaraz ponownie uśmiechnąć się w ten paskudny, sztucznie miły sposób. – I dziękuję, że pani przyszła. Mogę pani zamówić taksówkę.
– Dziękuję, poradzę sobie.
Ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, mijając Kaśkę i posyłając jej smutny, współczujący uśmiech. Dziewczyna skinęła lekko głową, doceniając gest.
– Naprawdę dziękujemy, że pani przyszła – powiedziała. – Rozumie pani, że to dość trudny temat i…
Wtedy Kinga Wilk chwyciła ją za rękę i delikatnie pociągnęła za sobą do przedpokoju. Zaskoczona Kaśka pozwoliła jej na to, a gdy obie znalazły się już poza zasięgiem wzroku Mikołaja, pielęgniarka nachyliła się nagle do gospodyni i szepnęła:
– Myślałam, że zareaguje dużo gorzej. Zadba pani o niego, prawda?
Pytanie, zwłaszcza z ust obcej przecież kobiety, zabrzmiało tak absurdalnie i było tak zaskakujące, że Kaśka mało się nie roześmiała. Zamiast tego przytaknęła z uśmiechem i otworzyła przed nią drzwi wejściowe.
– Naprawdę jeszcze raz dziękuję za wizytę. Do widzenia. – Do widzenia.
Kaśka zamknęła drzwi i przywarła do nich, upewniając się przez wizjer, że pielęgniarka wsiadła do windy. Dopiero wtedy wróciła do pokoju dziennego.