„To nie ma sensu. Idę pracować na kasę do Biedronki”. Katarzyna Bonda w szczerej rozmowie ze smakiemksiazki.pl

 

IMG_1730

 

Jak żyć w Polsce z pisania książek? Jak w 30 minut przekonać policyjnego profilera do współpracy? Po co dzwoni się do prokuratora w środku nocy? Królowa polskiego kryminału, Katarzyna Bonda wyjaśnia.

 

Spotykamy się przy okazji promocji Twojej nowej książki. Dla mnie „Okularnik” jest z jednej strony kryminałem, ale z drugiej, powieścią obyczajową. 

Ja piszę książki takie, jakie chciałabym sama czytać. Zawsze lubiłam wielowątkowe opowieści i nie nadaję się do pisania szaradziarskich kryminałów, ponieważ one mnie nudzą. Nie ukrywam tego. W związku z tym, nie jestem rasową autorką kryminałów. To nie jest rasowy kryminał. To jest kryminał, w którym gatunek jest rozsadzony, ale tak naprawdę to jest powieść. Ja nie chcę dostarczać tylko odpowiedzi na pytanie kto zabił. Chcę dostarczyć całego wahlarza emocji, żeby czytelnik wybrał sobie jakąś postać, albo żeby dowiedział się rzeczy, o których nie miał pojęcia. Tak w Polsce nikt nie pisze. Czytelnik przecież sam wybiera co czyta. Może mieć ochotę na kryminał lekki, szaradziarski, może mieć ochotę na kryminał noir, retro, a może mieć ochotę na coś takiego, co ja mu proponuję. Uważam, że dla każdego z autorów znajdzie się na polskim rynku miejsce. Ja tak piszę, i pewnie dalej będę tak pisała. Nie wykluczam, że gdy skończę tetralogię, to będę nadal pisała kryminały. Jestem w stanie napisać wszystko. Nie chcę się zamykać w jednym gatunku. Nie chcę pisać cały czas tej samej książki, i dawać czytelnikowi hamburgera, który jest ciągle taki sam.

 

Okularnik nie jest najzwyczajniej w świecie dla dzisiejszego czytelnika za gruby? Ma przecież ponad 800 stron. 

Bałam się, że objętość książki może odstraszyć, bo ta książka ma ponad milion znaków. Obawiałam się, że wydawca tego nie zaakceptuje, że będę musiała to skrócić. To jest tak, że to jest ryzyko. Gdyby mi powiedziano, że mam wyciąć elementy historyczne, np. zeby skrócić rozdział o 1946 roku, to prawdopodobnie bym walczyła. Mam to szczęście, że mój wydawca we mnie wierzy. To jest bardzo ważne. Ja na początku nie zdawałam sobie sprawę jaka to jest siła, jaka to jest moc. Gdy składasz książkę to naprawdę się boisz. Zastanawiasz się jakie recenzje zostaną napisane, jak czytelnik zareaguje, czy w ogóle będą kupować twoją książkę. Pamiętaj, że ja nie mam innego zawodu. Jeżeli czytelnik nie kupuje twoich książek, to się zastanawiasz co zrobiłeś nie tak. Podjęłam jednak to ryzyko. Trudno, ta ksiażka musi być taka, musiałam ją napisać w taki sposób. Książka została bestsellerem zanim była premiera. Pierwszy nakład sprzedał się w ciągu 6 dni. To jest po prostu nieprawdopodobne. Jak ja tego słuchałam, to płakałam, naprawdę. Nie ze szczęścia, po prostu to jest taki moment, na który pisarz czeka. I nie wiesz dlaczego tak jest. Nie można myśleć o pieniądzach, o sukcesie. Za rok może się  okazać, że napiszę kolejną grubą ksiażkę, a czytelnicy nie będą jej kupować. Może się okazać, że za rok będę niszową autorką. Nie boję się. Byłam już niszową autorką. Ludzie do mnie piszą, że „Okularnika” przeczytali w 3 dni i 3 noce. Ja piszę książkę dwa lata, to jest ogromny wysiłek. Ja naprawdę bardzo cenię polskiego czytelnika. Jestem przekonana, że on jest wyrafinowany, że oczekuje, żeby mu podwyższać poprzeczkę. On oczekuje, żeby mówić do niego: Halo, zobacz. Mam tu dla ciebie coś takiego, dasz radę? To nie jest tak, że polski czytelnik chce dostawać cały czas to samo, nie.

 

Rozmawiamy w Katowicach, więc nie mogę nie zapytać jak rozpoczęła się Twoja współpraca z profilerem Bogdanem Lachem, który do niedawna pracował w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach?

Jak ja go poznałam, to on miał taki pomysł, że profilowanie będzie tajną metodą. Właściwie to dzięki mnie wyszedł do ludzi. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Bogdanem. To było tak, że byłam w Rawiczu, gdzie opisywałam jakąś sprawę kryminalną. Spytałam komendanta jak udało się rozwiązać tę sprawę, a on na to, że przyjechał taki pan w czarnym płaszczu, wziął akta na noc, przysłał takie trzy kartki, i jak ja to przeczytałem, to wiedziałem kogo mam szukać. To było 11 lat temu. Dziś to prawie każdy wie, kto to jest profiler. Dostałam wtedy jego imię i nazwisko, ale nie dostałam numeru. Zadzwoniłam więc do rzecznika i powiedziałam, że chcę rozmawiać z panem Bogdanem Lachem, profilerem. Rzecznik szedł w zaparte, że nie ma takiego kogoś. Spytałam, jak to nie ma, a pan Bogdan Lach to kto? To szef sekcji psychologów. To w takim razie, chciałabym rozmawiać z Bogdanem Lachem, szefem sekcji psychologów. Rzecznik mówi wtedy, że wszystkie terminy są zajęte. W porządku, mówię, ale ja stoję już przed Komenda Wojewódzką Policji w Katowicach. Dopiero wtedy się udało. Już po pierwszym spotkaniu z profilerem byłam nim zafascynowana, wiedziałam, że to będzie mój bohater. To nie było tak, że ta współpraca była od razu sympatyczna i Bogdan od razu się zgodził na rozmowę. On mi dał pół godziny. Ja w tym czasie musiałam udowodnić, że odróżniam podejrzanego od oskarżonego. Ja wtedy nosiłam dredy, bluzę z kapturem, miałam trampki. Bogdan kompletnie mnie nie potraktował poważnie, czułam wrogość. Na tyle mi się udało zjednać jego zaufanie, że przegadaliśmy cały dzień. Na tym się w sumie skończyło. Potem napisałam tekst dziennikarski, a potajemni pisałam książkę. Jak już ją napisałam, to wysłałam mu, żeby ją przeczytał, bo nie chciałam się zbłaźnić. Myślałam, że za mało rozumiem, za mało wiem, a poza tym nie mogłam opisać go w całości. Zrobiłam więc coś innego. Stworzyłam postać, która była w całości w kontrze do Bogdana. Bałam się jak on na to zareaguje, bo obawiałam się, że może się na to nie zgodzić. Ku mojemu zaskoczeniu, przeczytał tę książkę i powiedział: wiesz, nawet całkiem nieźle to wszystko opisałaś.

 

Skończyło się tak, że napisaliście wspólnie książkę „Zbrodnia Niedoskonała”. 

Tak, ale to było bardzo trudne. Bogdan był w Katowicach, zawalony swoimi sprawami, jeździł na oględziny, itd. Ja byłam z kolei w Warszawie i tylko kilka razy spotkaliśmy się osobiście. Na co dzień rozmawialiśmy przez telefon, przez skype’a, przez maila. Dostałam dokumenty pod klauzulą, że jak tylko je ujawnię, to utnie mi głowę. Jak tylko je przeczytałam, to usunęłam, żeby nigdzie nie wypłynęły. To Bogdan był motorem napędowym, ja jestem dumna, że przyczyniłam się do popularyzacji jego zawodu. Przy kolejnych książkach konsultowałam się jeszcze z Bogdanem, ale wiedziałam coraz więcej i nasze drogi trochę się rozeszły. Gdy zaczęłam pisać serię o Saszy Załuskiej, to wtedy konsultowałam się z kobietą profilerką z Uniwersytetu w Huddersfield.

 

Łatwo Ci się było odnaleźć w tym policyjnym środowisku? Czy byłaś raczej postrzegana jako „paniusia”, która przyszła i coś chce. 

Dokładnie tak było. Powiem więcej, nadal często tak jest. Teraz już mam trochę łatwiej, bo mam swoich stałych konsultantów. Wypracowuje sobie drogi i kontakty w tym świecie.

 

Jakiś przykład współpracy z konsultantami? Piszesz książkę, dzwonisz do kogoś po radę…

Przed rozpoczęciem pracy przy „Okularniku” wiedziałam, że chcę, żeby była głowa w garnku. No i dzwonię do mojego konsultanta pytam wprost: chciałabym, żeby głowa długo leżała w ziemi, żeby była żywa kość, żeby były ślady ziemi. Jak ja mam to zrobić? W którym momencie głowa została oddzielona od ciała, po śmierci, przed śmiercią? Jakie medyk sądowy stwierdzi obrażanienia, itd. Gdybym zadzwoniłą do osoby, której nie znam, to nawet gdyby to był najlepszy ekspert w swojej dziedzinie, to nie odpowie ci na to pytanie, wyśmieje cię. Dlatego trzeba wypracować sobie drogę, pozyskać kontakty. Czasem zdarza się, że dzwonię z pytaniami w nocy lub nad ranem. Mogę sobie na to pozwolić, bo znamy się już długo. To są ważne elementy w książce. Dzwonię na przykład do prokuratora i mowię, że chcę mieć skrępowaną ofiarę, ale żeby ten motyw był upozorowany. No i on mi tłumaczy, że musisz założyć zaciski po śmierci, narzędzie zbrodni gdzieś tam podrzucić, a tutaj będą plamy opadowe, a tam ich nie będzie. To są niezwykłe ważne szczegóły.

 

Nie kusiło Cię, żeby pójść czasem na skróty, bez konsultacji?

Oczywśicie, że kusiło. Nie mam jednak takiego charakteru i nie mogę dać czytelnikowi chałtury. Wierzę w to, że cała siła moich książek polega na tym, że to jest naładowane prawdziwymi danymi. Tak pracuję, tak mam, w taki sposób opowiadam. Pamiętam, że jak pisałam „Florystkę”, nie zdokumentowałam porządnie. Wiesz co się stało? Kiedy zaczęłam zapisywać, to czułam się nie wporządku na tyle, że czułam, że coś jest nie tak. Musiałam jeszcze raz cofnąć się do etapu dokumentacji, jeszcze raz wybrać konkretne miejsca akcji. Efekt? Spóźniłam książkę o 3 lata. Każdy pisarz powinien pracować według swoich wytycznych, według tego co mu serce dyktuje, według tego jak najlepiej mu to wychodzi. Jeżeli ktoś potrafi inaczej, to wielki szacun i respekt. Ja nie potrafię.

 

Jak się w Polsce żyje tylko z pisania książek? 

Najpierw trzeba 15 lat poczekać, ostro pracować, rzowijać się, warsztat trenować. Determinacja jest najważniejszą rzeczą. Byłam na sinusoidzie. Sprzedałam prawa do serii o Meyerze, byłam bogata. Wydałam te wszystkie pieniądze na naukę pisania. Jeździłam po świecie na różne warsztaty, musiałm wtedy schować honor do kieszeni, bo wydawało mi się, że jestem autorką, a okazało się, że oni mają mi tyle do powiedzienia, że ja nic nie wiem. Potem były takie momenty, że pieniądze się skończyły, z tantiem nie za bardzo dało się żyć na poziomie, więc się zapożyczałam, miałam długi. Pamiętam czas, kiedy nie byłam w stanie spłacać kredytu za mieszkanie. Okazało się, że potem znowu pojawiły się pieniądze. Los cię wtedy sprawdza: chcesz być pisarzem? Wytrzymasz? Czy nie wytrzymasz? Były takie momenty, kiedy myślałam, że to się nie uda. 5 osób zyje w Polsce z ksiażek, a tak to każdy chodzi do pracy, a pisze po godzinach. To nie ma sensu, idę na kasę do Biedronki. Nigdy tam nie poszłam, tylko pisałam kolejną książkę. Potem przychodzi taki moment, że sprzedajesz ogromną liczbę książek. Nagle. Należy być pokornym. Zawsze pisałam takie wielowątkowe powieści, ale musiałam poczekać, aż czytelnik do tego dojrzeje. Pomogli mi pisarze ze Skandynawii, którzy weszli na nasz rynek. Jednak teraz się okazuje, że ja idę tropem skandynawskich mistrzów, podczas gdy ja zawsze takie książki pisałam. To co dziś jest moim autem, to kiedyś było największym mankamentem. To pokazuje, że nie należy się zmieniać. Dalej będę tak pracować, nawet wtedy, kiedy nie będzie już na to mody. Obiecuję.

 

Książki są za drogie?

Zdecydowanie. Powinny być nie tylko tańsze, ale powinna też być możliwość odliczania od podatku, tak jak to jest w innych krajach. Gdyby to było możliwe, to na pewno byłoby mniej piracenia książek. Ja wypowiedziałam wojnę piratom, bo całą poprzednią serię wydałam tak, że można ją kupić za 8 złotych w kiosku. Chciałam żeby to było dostępne dla ludzi, którzy nie mają pieniędzy. Dzięki temu bardzo duża liczba ludzi książki kupiła, a nie pobrała nielegalnie z Internetu. Koledzy autorzy, prawie powiesili mnie na suchej gałęzi za to, że psuję rynek. Jeśli książka kosztuje 45 złotych, to jest to bardzo poważny wybór. To czytelnik to kupi albo na prezent, albo będzie decydował między dwiema książkami. Bardzo możliwe, że nie wybierze mojej, tylko wybierze coś innego.

 

Czujesz się autorką rozpoznawalną? 

Teraz już tak. To jest niezwykle przyjemne, bo przecież przez lata nikt nie znał mojego nazwiska, ani moich książek. Według mnie autor powinien być rozpoznawalny przez tytuł powieści. Są sytuacje, że wsiadam do pociągu, a ludzie robią sobie ze mną zdjęcia, chcą żebym się podpisała na bilecie. Inny przykład: kupuję na Allegro sukienkę, pani mówi, że już ją wysłała, a w ogóle, że „Okularnik” świetny. Popularność bardzo przeszkadza w dokumentowaniu. Jak byłam anonimowa, to mogłam się schować. Teraz jak przyjeżdżam, to od razu jest komitet powitalny. Dlatego cały czas jeżdżę starym samochodem, ma chyba 19 lat. Staram się kamuflować, bo zdobywanie danych to ważny etap w mojej pracy. Kiedyś mogłam do końca utrzymać w tajemnicy miejsce powieści. Dziś już nie. Zdarza się, że dzwoni rzecznik danego miasta i oferuje coś, a ja chcę być niezależna.

Zdjęcie główne: Wydawnictwo Muza, Anna Powierza