Bierze udział w oględzinach miejsc zbrodni, a także w sekcjach zwłok. Wydaje się, że zbrodnia nie ma przed nim tajemnic, co doskonale widać w jego książkach. Marta Guzowska rozmawia z Peterem Jamesem o małych miasteczkach, wrażliwości detektywa, a także o pierwszoligowych przestępcach. To jednak nie wszystkie tematy, łapcie wywiad z autorem książki „W godzinie śmierci”, która jesienią ukazała się w Polsce.
Dlaczego właśnie Brighton, a nie jakieś większe miasto? Zaryzykuję stwierdzenie, że Brighton nie wydaje się na pierwszy rzut oka zagłębiem zbrodni…
Nie miałem najmniejszych wątpliwości co do tego, gdzie umieścić akcję kryminałów z Royem Grace’em – od razu zdecydowałem się na moje rodzinne miasto, Brighton. Dla przybysza z zewnątrz Brighton to modny i bardzo piękny nadmorski kurort, który jednak ma długą i mroczną historię – sięgającą korzeniami wioski przemytników! W czasach regencji miasto zyskało opinię modnego kąpieliska, ale w 1841 roku, kiedy pomiędzy Londynem a Brighton uruchomiono linię kolejową, ze stolicy zaczęli napływać kryminaliści w poszukiwaniu bogatszych łupów i zdrowszego środowiska. W nadmorskim Brighton zaroiło się od łobuzów, prostytutek, kieszonkowców, rabusiów, szmuglerów i gangów. Ponieważ kolej zapewniała szybki dojazd z Londynu, wielu zamożnych londyńczyków przywoziło do Brighton swoje kochanki. Miejscowość zyskała sławę jako miejsce weekendowych schadzek.
Trzej kolejni szefowie policji Sussex powiedzieli mi, że Brighton jest ulubionym w Wielkiej Brytanii miejscem osiedlania się przestępców z pierwszej ligi. Powodów jest kilka. Po pierwsze wiele dróg ucieczki, rzecz kluczowa dla wszystkich złoczyńców: porty wzdłuż kanału La Manche, Eurotunel i lotnisko Gatwick w odległości 25 minut. Dojazd pociągiem do Londynu zajmuje zaledwie 50 minut. Duże porty morskie po obu stronach – Shoreham i Newhaven, są wprost idealne do importowania narkotyków i eksportowania skradzionych samochodów, antyków i gotówki. W Brighton znajduje się największa liczba sklepów z antykami w Wielkiej Brytanii, które idealnie nadają się do upłynniania skradzionych towarów i prania pieniędzy. Przez wiele lat miasto dzierżyło tytuł, o którym nie wspominały turystyczne przewodniki: „angielskiej stolicy narkotykowej śmierci w zastrzyku”! Jest tu sporo bogatej młodzieży i największa społeczność gejowska w Wielkiej Brytanii, co zapewnia rynek zbytu dla miękkich narkotyków. Dodatkowo dwa uniwersytety oznaczają dużą społeczność studencką. Do tego mamy ogromną liczbę nocnych klubów i napływowe fale turystów. Co bardzo ważne, żaden autor kryminałów nie umieścił jeszcze akcji swoich powieści w Sussex.
„W godzinie śmierci” nie jest klasycznym kryminałem. Mamy tam oczywiście zbrodnię, ale najważniejsza jest tajemnica z przeszłości. Dlaczego zdecydowałeś się zafundować czytelnikom dwie zagadki w jednej powieści?
Zawsze fascynowało mnie, jak przeszłość i teraźniejszość splatają się ze sobą. Upływ czasu jest hipnotyzujący. Połączenie minionych wydarzeń ze współczesną zbrodnią – za pomocą zegarka na rękę, który urasta tu do rangi symbolu – wydało mi się doskonałym pomysłem.
Detektyw Roy Grace także nie jest typowym dla tego typu literatury bohaterem – to świeżo upieczony ojciec, bardzo zaangażowany w życie rodzinne. Wydaje się, że to zupełnie nowy trend, który coraz częściej pojawia się w powieściach kryminalnych: kochający ojciec i dobry mąż zastępuje samotnego wilka. Czy możesz wyjaśnić, skąd to się bierze?
Każdego roku spędzam wiele godzin z policjantami, towarzysząc im zarówno na miejscach zbrodni, jak i w czasie prowadzenia śledztwa – często dotyczącego bardzo poważnych zbrodni. Samotny wilk już nie istnieje. Wszystkie główne śledztwa kryminalne w Wielkiej Brytanii to praca zespołowa. Łatwo o tym zapomnieć, ale detektywi wiodą zwykłe życie rodzinne poza miejscem zbrodni i prowadzonym śledztwem, choć często to, co widzą i czego doświadczają w pracy, ma trwały wpływ na ich życie prywatne.

Peter James, fot: www.peterjames.com
Czy to, że zbrodnia jest tylko pretekstem do pokazania społeczeństwa, to wpływ skandynawskich kryminałów?
Nie. Myślę, że zarówno powieści skandynawskie, jak i moje własne, wpisują się w długą tradycję studiów nad ludzkim życiem poprzez obserwowanie przestępczego półświatka. Tradycję tę rozpoczął Sofokles, kontynuowali ją: Szekspir (ponad połowa jego sztuk koncentrowała się na zbrodniczych czynach) oraz Charles Dickens. I tak to trwa aż do czasów współczesnych.
Zarówno Grace, jak i jego współpracownicy są zmęczeni pracą, zmęczeni rodzinami, zawsze źle się czują zaniedbując dzieci lub pracę, zawsze spóźnieni… Czy to symbol naszych czasów?
Tak obecnie wszyscy cierpimy na brak czasu – nie inaczej jest z policjantami.
Grace doświadcza tego, czemu wielu młodych rodziców musi stawić czoła: przemoc jest dla niego straszniejsza, odkąd został ojcem. Czy podzielasz ten niepokój?
Zauważyłem to, rozmawiając z wieloma policjantami. Jeden z moich dobrych znajomych na policji usiłował ostatnio reanimować dwoje dzieci w wieku 4 i 6 lat, które zostały uduszone przez własną matkę, niestety nie udało się już ocalić im życia. Potem musiał iść do domu i położyć własne dzieci do łóżka.
Kolejna rzecz z życia Grace’a: w bardzo realistycznej scenie z „W godzinie śmierci” Grace wychodzi z domu i natychmiast rozgląda się wokół siebie, starannie, a wręcz obsesyjnie skanując otoczenie w poszukiwaniu niebezpieczeństwa. To doświadczenie czy licentia poetica?
Doświadczenie – cała policja jest świetnie przeszkolona w zakresie orientacji sytuacyjnej, by mieć doskonałe rozeznanie zarówno w przestrzeni, jak i we własnej sytuacji, w związku z tym zawsze bacznie rozgląda się dookoła, gdziekolwiek się znajduje.
W naturalny sposób narzuca się pytanie, jak wiele twoich cech ma w sobie Roy Grace?
Całkiem sporo. Dzielimy wiele zachowań, mamy podobny gust i upodobania, to samo nas złości. Roy Grace wierzy głęboko, że wszyscy jesteśmy zobowiązani do tego, by odchodząc pozostawić świat nieco lepszym, niż był wtedy, kiedy się na nim pojawiliśmy. Podzielam ten pogląd i w pewnym sensie właśnie dlatego piszę – badam i próbuje lepiej zrozumieć świat, w którym żyjemy, ludzkie czyny i ich motywacje. Czuję, że Roy i ja jesteśmy bardzo bliskimi kumplami – tyle że on jest zdecydowanie odważniejszy!
W twoich książkach widać kawał solidnej policyjnej roboty. Juże kilkakrotnie wspomniałeś, że współpracujesz z policją. Masz policyjnych przyjaciół czy informatorów, którzy mówią ci, jak naprawdę wygląda ich praca?
Mam wielu znajomych wśród policjantów. Powieściowy Roy Grace jest luźno wzorowany na byłym nadinspektorze śledczym wydziału zabójstw w Sussex. Miałem szczęście poznać Davida dość dawno temu i być jego wiernym cieniem na przestrzeni kilku lat, podczas których awansował z inspektora na nadinspektora. Biuro Davida stało się pierwowzorem dla gabinetu Roya Grace’a, obaj panowie mają też wspólną specjalizację, czyli stare, dawno zamknięte sprawy kryminalne. Na tym jednak kończą się podobieństwa – David jest szczęśliwie żonaty i nie interesują go zjawiska nadprzyrodzone, choć ma bardzo otwarty umysł, a gdy w 2015 roku ponownie stanąłem na ślubnym kobiercu, został moim drużbą!

Peter James, fot: Diana Frangi
W powieści „W godzinie śmierci” widoczne są wyraźne odniesienia do innych utworów literackich. Czy pisarz musi być erudytą? A może powinien być nim sam detektyw?
Myślę, że wszyscy dobrzy detektywi odznaczają się dociekliwym umysłem i łapczywie chłoną wiedzę z wielu dziedzin, a wielu z tych, których osobiście znam, sypie cytatami jak z rękawa i jest niezwykle elokwentnych. Jednak moim zdaniem najważniejszą cechą pracowników policji jest inteligencja emocjonalna.
Cytując jednego z antykwariuszy, bohatera powieści „W godzinie śmierci”: „Dywany mają skazy, ponieważ tylko Bóg jest doskonały”. Czy pisząc swoje książki, dążysz do perfekcji? Dopracowujesz tekst w najdrobniejszych szczegółach czy pozwalasz sobie na małe błędy, skoro tylko Bóg jest doskonały…?
Cóż, robię co w mojej mocy, by każda z moich powieści była jak najbliższa ideału! Ale moi czytelnicy zawsze lubią wyszukiwać w nich drobne niedociągnięcia. Ostatnio dostałem ośmiostronicowy list, tłumaczący, jaka jest różnica pomiędzy cementem a betonem. Podczas gdy inny czytelnik uprzejmie poinformował mnie, że mosiądz nie rdzewieje, tyko koroduje!
E, no tak, to akurat prawda. Jestem archeologiem i coś o tym wiem 🙂 Bardzo dziękuję za wszystkie odpowiedzi!
A ja dziękuję za świetne pytania! Oto linki do moich stron w internecie, mam nadzieję, że uda się podpiąć je pod wywiadem:
