Sapkowski wziął z góry, a my jesteśmy narodem prawników

www.unsplash.com/Sharon McCutcheon

60 milionów złotych. Wezwanie do zapłaty. Andrzej Sapkowski. Jeden z najbardziej rozgrzewających sieć tematów ostatnich dni w dużej mierze opiera się na tym, co kiedyś powiedział sam pisarz. Szkoda tylko, że zamiast przyjrzeć się sprawie bliżej, większość stwierdziła, że nic mu się nie należy. I ja ich rozumiem, bo przecież tak samo jak komentujący, jestem prawnikiem.

Nie wiem czy czytaliście przesłane do CD Projekt pismo od pełnomocnika Andrzeja Sapkowskiego, ale ja je czytałem. Jest napisane… źle. Nie brzmi też tak, jak ja wyobrażam sobie pisma przygotowane profesjonalnie. Najbardziej uderzające w tym piśmie nie jest jednak to, jakim językiem je napisano, ale sama treść. Ile widziałem nagłówków, gdzie napisano, że Sapkowski chce 60 milionów? Nawet tego nie zliczę. Ile widziałem tekstów, które chcą pisarza choć trochę obronić? Kilka. Nawet sam jeden poczyniłem, bo uważam, że nie znamy całej sytuacji, by wypowiadać się i atakować Sapkowskiego.

Nie wychowałem się na Sadze o Wiedźminie, ale czytałem ją całą i dalej stoi na półce w tym „białym” wydaniu z Supernowa. Nie chce wypowiadać się o samy pisarzu i tym, jakim jest człowiekiem. Czytałem z nim wywiady, gdzie o graczach i samej grze od CD Projekt Red mówił w nienajlepszych słowach. Czy jest burakiem? Nie wiem i niewiele mnie to obchodzi. Obchodzi mnie to, że większości osób, które temat komentowały, widocznie znała treść umowy pomiędzy Sapkowskim, a spółką CD Projekt. W końcu musiały, bo przecież inaczej to nie miałoby sensu.

www.unsplash.com/Chris Liverani

Owszem, Sapkowski sam przyznawał, że wziął pieniądze z góry i mówi się, że było to 35 tysięcy złotych płatne w dwóch transzach. Patrząc na to, ile dziś warta jest spółka, która przygotowała grę, kwota jest śmiesznie niska. Tylko, że wtedy nie była. Sapkowski miał za sobą nieudane adaptacje filmowe oraz jedną grę, która nie ujrzała nigdy światła dziennego. Pisarz sprzedawał też licencję do czegoś, co może i było popularne, ale nie było zapewne warte więcej, niż wspomniane 35 tysięcy (co w tamtych czasach było bardzo dużą kwotą). I to o tej umowie wypowiadają się ciągle w komentarzach ludzie nazywający Sapkowskiego „cebulą”.

Mało kto interesuje się tym, że wspomniana umowa dotyczył pierwszej części gry, a co więcej, była jeszcze aneksowana przed samą premierą tytułu, bo wydawca spóźnił się z wypuszczeniem produktu na rynek. Przynajmniej do takich informacji dotarłem, co specjalnie trudne nie było, bo temat poruszany był wielokrotnie. Szkoda tylko, że nikt o nim pamiętać nie chce, a widzi jedynie dwie kwoty. 35 tysięcy. 60 milionów.

Komuś się jednak chciało pójść o krok dalej i zapytać u źródła. Strona Strefa Inwestorów dostała od CD Projekt odpowiedź na podstawowe pytanie. Czy pełnomocnik pisarza ma rację?

Nie komentujemy wartości umów z Panem Andrzejem Sapkowskim w tym przytaczanej przez media pierwotnej umowy z 2002 roku. Spółka w latach 2002 – 2016 zawarła z Panem Sapkowskim szereg różnych umów”. (Karolina Gnaś – dyrektor ds. relacji inwestorskich CD PROJEKT).

Jak widać, umów było więcej, a my nie wiemy, co w nich było. Wątpię, żeby pisarz zdecydował się na to, żeby nie zawrzeć w nich informacji o procencie od sprzedaży. Szczególnie w późniejszych latach, kiedy wiadomo było, jakim sukcesem jest Wiedźmin. Nie wiem jednak, jak to działa w przypadku gier i adaptacji, bo to zupełnie inna bajka, niż książki czy ich tłumaczenia. Czy pisarz może w pełni zaufać wydawcy?

Powinien, choć w branży zdarzały się już przypadki, kiedy twórca wysyłał do swojego wydawcy rewidenta, bo „coś” mu się nie zgadzało w przesyłanych rozliczeniach. I cóż, znam przypadek, gdzie ów pisarz miał rację, ale jakoś nie przypominam sobie wtedy, by nazwano go „cebularzem”.

www.unsplash.com/Nikita Kachanovsky

Żeby było jasne – sukces gry to sukces CD Projekt i tysięcy ludzi, którzy na niego pracowali. Wiedźmin 3 był produkcją wybitną, stworzoną przez cały zespół i zapewne powstającą w wielkich bólach. Jednak czy spółka byłaby dziś tam gdzie jest, gdyby wypuścili produkt nie oparty na Sadze o Wiedźminie? Tego się nie dowiemy. Niezależnie od tego, jak Sapkowski wypowiada się na temat gier i ile smrodu sobie tym narobił, jego udziału w sukcesie produkcji odmówić się nie da.

Nie wiem czy pisarzowi należy się jeszcze cokolwiek, bo nie wiem, jak wyglądały jego umowy, ani ile do tej pory naprawdę zarobił. Nie widziałem też rozliczeń. Sprawa skończy się pewnie ugodą, a Sapkowski dostanie jeszcze jakieś pieniądze, ale my nigdy nie dowiemy się jakie. Jestem za to pewny, że w przyszłości nikt nie będzie pamiętał o 35 tysiącach, ale o 60 milionach.

Bartosz Szczygielski