#Tyrmand

Leopold Tyrmand, fot: archiwum Marcela Woźniaka

Co pisaliby na instagramie dawni pisarze? O czym – pomijając oczywistość postępu technologicznego – klikałby w swoich czasach Tyrmand? O tym czy wgląd w pisarskie śniadania zmienia nasz pogląd na mityczne „pisarskie życie”, opowiada Marcel Woźniak.

Tego dnia lekko wieje. Jest 18 marca 2019 roku i jest zimno, ale tylko na zewnątrz. Pisarze – jak wiadomo – skrywają się we wnętrzach przytulnych kawiarni. Jeden z nich właśnie tam, na miękkiej kanapie, postanawia napisać teskt w przededniu 34. rocznicy śmierci Leopolda Tyrmanda. Jaką obierze taktykę? Będzie popularnonaukowo czy może da coś o siebie? #coffeetime #warszawa

Przez prawe ramię widzę Plac Trzech Krzyży. Nie jest to moje ramię, a pana na sąsiedniej kanapie. Zagarnia ją i – przy okazji – mój widok naplacowy, oferując w sytuacyjnym barterze woń hugo boss.

Najważniejsze jest jednak odpowiednie miejsce akcji: właśnie tam, za oknem, rozpoczyna się akcja tyrmandowego Złego, tędy szusuje autobiograf w Dzienniku 1954. Tu – obok Teatru IMKA – jest Pasaż Tyrmanda, mural ze „Złym”, tablica na domu obok Studia BUFFO. Teraz wyobrażam sobie stukot pisarskiej maszyny, Tyrmanda spacerujące gdzieś w okolicach kościoła Świętego Aleksandra. Odpalam komputer. Ma rozbudowaną baterią, można pracować cały dzień. Jeśli się rozładuje, w pogotowiu czekają telefon z podpórką, bezprzewodowa klawiatura, powerbank. W dawnych czasach literaci mieli utrudnione zadanie. Chociażby ctrl+F – nie działało. Jest też kubek termiczny na kawę. Tyrmand pijał czarną, o ile w ogóle miał kawę. W obozie na przykład, w Norwegii, gotował zupę na wygrzebanych ze śmietnika ościach. #foodporn #dipis

Mural ze Złym na Placu Trzech Krzyży, fot: Marcel Woźniak

Teraz zastanawiam się, jak zacząć. Jak opisać tę supremację znaczeń nad faktami, zwycięstwo wizerunku nad tym, co naprawdę przymykają pod sobą pisarskie powieki. Myślę, co przetrwało z tyrmandowej aury, ile w nim było prawdy, a ile przeciekło przez sitko cenzury i historii. Autor bestsellera, mistrz ubioru i król sytuacji, guru jazzmanów, antykomunista. Podszewkę pisarskiego płaszcza opisał wDzienniku 1954, ale zarzucano mu autokreację. W roku 2019 jest to zarzut równy wobec nas wszystkich. #influence

Myślę chwilę nad formą. Legendą obrósł Zły – książka wciąż jest na topce, a rok 2020 ma być w Polsce oficjalnie rokiem Tyrmanda. Jak to opisać? Walnąć popularnonaukowo czy z wątroby? Po prawdzie myślę, że Szaja i tak puści, w końcu rocznica. #szaja #smakksiazki

Trochę się boję, że dziś człowiek w centrum, to norma. Ale nie taki człowiek witruwiański, tylko człowiek–algorytm. Że książki dogoniły trend zapoczątkowany przez Coca–Colę: by docierać przez emocje. Sądziłem, że to domena tylko kultury popularnej, ale patrząc na rankingi… Wiemy, że dziś nikt nie powie głośno: „w popie jest pewne niebezpieczeństwo, kryjcie się, to Gargamel!” Bo pop napędza sprzedaż, empikowe gale i zasięgi. Wydawcy naginają się na popularne tytuły, książki dostają okładki z plakatem filmowej ekranizacji i aktorami wcielającymi się w bohaterów, których dopiero miałem sobie dowyobrazić. „Nie trzeba, Truman, wszystko już dowyobrażono!” Nawet znajomy pisarz stwierdził niedawno, że „swojego sierściucha toleruje tylko przez jego zasięgi na instagramie”. Ostatecznie, wszystko się kręci. Tyrmand napisał kiedyś: „życie przypomina gówno na kole – raz jest na górze, a raz na dole”. #fame #cat #smellycat

To samo miałem przy książce Biografia Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka jak moje życie. Chciałem napisać o nim szczery, prawdziwy tekst. Siebie usunąłem w cień, nawet tam, gdzie relacjonuję spotkanie Matthew i Rebeccą Tyrmandami, piszę bezosobowo. Nie wiedziałem czy biografowie tak robią, bo wszystkie inne biografie wpakowałem do kartonów i schowałem w piwnicy. Potem rozmawiałem z Przemkiem Semczukiem, tym, co „przyjaźni się” z seryjnymi zabójcami. Mówił, że uczestnictwo, to sól reportażu, że w pierwszej osobie zabierasz czytelników do środka. To samo Mariusz Szczygieł. Kiedy staliśmy na stoisku w Krakowie, przewertował przy mnie książkę Nie mai pokazał narracyjne sztuczki. Poczułem wrzenie pod czaszką. Czyli może jednak trzeba było inaczej? #inspiration #biopic

Trębacka 5 – tu Tyrmandowie mieszkali przed wojną. Fot: archiwum Marcela Woźniaka

Przerwa w pisaniu. Dzwoni Szaja, że „na spokojnie, tekst na popołudnie”. Mamy się spotkać za kilka dni w Toruniu, ma przelotkę na targi w Gdańsku. Po prawdzie, muszę w końcu zapisać jego numer. Szczerze, po prostu zapominam! Wybacz, Adam, ale… #nieogarniam! A Tyrmand miał tylko stacjonarny i notes z numerami przy aparacie. Kiedy ktoś nie przychodził na umówione spotkanie, to skreślał jego nazwisko. #friends #celebra

Forma tekstu się krystalizuje. Chajzer napisał dziś na Facebooku, że poprowadzi show Big Brothera. Wciąż lubimy podglądać? Sam nie wiem. Myślę o tym, w jakie narracje dziś wchodzimy i na ilu płaszczyznach. Na ubiegłorocznym festiwalu Granda poznałem Marcina Wrońskiego. Rozmowa szła na temat przyszłości gatunku. Gdy spytałem, w co przeewoluuje kryminał, odparł, że „będzie czymś innym, jakimś nowym otwarciem”. #orwell #innowacja

Za radą Semczuka zabieram czytelników do środka. Mamy XXI wiek, może tak trzeba?

Tyrmand podczytywał dzienniki Prousta i Tajemnice Paryża w czytelni na ulicy Niecałej. Jako dzieciak zaczytywał się we „Wiadomościach Literackich”. Na studia w Paryżu dostał się jednak nie dzięki pisaniu, a genialnym rysunkom. Dorabiał długo, jako dziennikarz. Pierwszą powieść wydał dopiero w wieku 35 lat i był to Zły. Mówili mu zawsze, że jest zdolnym dziennikarzem i się nie przeliczył. Pierwsza książka okazała się bestsellerem. #złyRLZ #debiut #wydawnictwoczytelnik

Cofnijmy się do roku 2015. Miałem lat 31 i kilka lat w zawodzie dziennikarza za sobą. Pomysł biografii podsunął mi Bartek Janiszewski, który walczył podówczas z książką o Grzesiuku (Król życia).#ferajnaUsłuchałem go i z wydawcą dogadałem się w trymiga. „Jak zacząć?” – myślałem. #umowaO książce nie powiedziałem prawie nikomu i dłubałem ją długimi wieczorami, jak krzywe freski. Pisanie kosztowało dużo pokory wobec słowa. By tekst oddać na czas, zarwałem ostatnie kilkanaście nocy i odsprzedałem bilety na Polska–Niemcy na Euro 2016.#euro2016 #FIFA #nawałka Sądziłem, że jeśli nie wyrobię się przed terminem, biologicznie rzecz ujmując umrę. Stało się to dopiero, kiedy oddałem tekst, pisząc ostatnią partię od 6 rano w niedzielę do 11 w dzień w poniedziałek. Kawę zastąpiła adrenalina, gdy o 4 rano microsoft office wywalił plik i było blisko utraty 30 stron rozdziału. Po wysłaniu maszynopisu spałem dobę. Obudził mnie dźwięk Gmaila, pisał wydawca: „wszystko świetnie, ale zamiast pdf–a ze zdjęciami, poprosimy plik tekstowy bez fotografii”. Miałem wrażenie, że dostanę zaraz udaru. Kiedy się już wyspałem, a wydawca powiedział, że „dobra robota”, zdałem sobie sprawę z kilku rzeczy. #warsztat #storytelling

Pisząc książkę o Tyrmandzie, przewertowałem tony notatek i zapisków. Czymś, co przyszło do mnie z zaskoczenia, była bliskość czyjegoś, pisarskiego życia, gdy, jak w soczewce, zobaczyłem zmaganie tego faceta z losem. Walkę o swoje teksty i wyrywanie kawałka tortu, choć nie za wszelką cenę. Jego pierwsze artykuły sportowe. Nieudane wiersze spisane we Frankfurcie i powrót do Frankfurtu na łamach Filipa.Złegoz kolorytem Warszawy, którą kochał. Dziennik 1954, napisany w duchu orwellowskiego Roku 1984. Odwrót od obiecującego homary i dolary nowojorskiego establishmentu. Walkę o epikureizm w swojej publicystyce. W archiwach po Tyrmandzie są setki, tysiące tekstów. Codziennie wstawał o 6 rano i pisał, redagował, pisał i redagował – mimo, że Ameryka za zielone czeki chciała coś w zamian. Polityczną lojalność, którą odrzucił. #usa #fromherotozero Dbał o wizerunek, jedna z moich rozmówczyń nazywała go ‚arbitrum eleganciarium’, ale na instragramie nie miałby zasięgów. Jego marynarka, koszula i skarpetki nie były bowiem facebookowym wcieleniem ani diariuszem przemian na talerzu. Ubierał się dla własnego poczucia godności.#fashion #ciuchy #różyc #bikiniarze #dżolerBywał, a i owszem, ale nie oznaczał się w postach, a jedynie zbierał skrzętnie bileciki i zaproszenia, potem gryzdał na nich notatki, sporo z nich przetrwało pół wieku w tyrmandowych pudłach.#notebook #dyletant Branża? Przyjaźnił się z pisarzami, z tymi, których szanował. Wielu przychodziło z nieetycznymi propozycjami, tłumaczyli się z życiowych wyborów, ich czoło pokrywał pot. Jest piękna scena w Dzienniku 1954,gdy siedzi na kolacji u Koźniewskich. I ci mówią mu, że chyba nie jest mu tak źle w tej komunie: ma koszulę przecież, marynarkę, coś tam pisze… W rzeczywistości wykrawał materiał z pleców koszuli i dosztukowywał u krawca kołnierzyk. Ubranie wciąż wyglądało, jak nowe, mimo, że dziura na plecach rosła. Gdyby Lolek miał w połowie lat 50. jakiś lemowski opton czy inny teleekran, napisałby na Facebooku, że „taka sytuacja”. #takasytuacja#tyrmand #prl #bida.

Leopold i Matthew Tyrmand, fot: archiwum Marcela Woźniaka

Podobnie Herbert. W latach 50. dorabia jako chronometrażysta w spółdzielni produkującej… budziki. #poezja#toughlife #pancogito

Konwicki działa w zespole filmowym. Z Tyrmandem obaj wstają o świcie, piszą do 10, potem spotykają się na kawę, dyskutują o sztuce.#wniebowstapienie Są literatami, zgodnie ze słownikową definicją. Obaj pisywali sportowe kolumny, obaj do starości oglądać będą w telewizji tenisowe mecze, bo tylka ta dyscyplina przywoła im w pamięci olimpizm i ducha fair play. Piszą reportaże i scenariusze filmowe. To Konwicki pomaga Lolkowi w realizacji Naprawdę wczoraj, główne role zagrają Tyszkiewicz i Łapicki. #cinemagram

Tyrmand albo Konwicki wiedzieli, że piszą, by ich czytano. Nie wiedzieli, co przyniesie przyszłość, tak, jak Baczyński nie wiedział czy wojna się skończy, a Tyrmand – czy komuna w Polsce upadnie. Pisali, bo tak im podpowiadało serce. Nie roili sobie nadziei, że kiedyś ktoś się dowie, jak to było naprawdę, a wtedy ich uhonoruje, nazwie ich imieniem jakiś pasaż czy ulicę. Nie liczyli na to – i na tym właśnie ich pisarskie życie polegało. Nie dzielili się swoją niedolą w trybie live. Żyli z tą niedolą, starali się ją akceptować i ubogacać nią duszę swoją oraz te czytelnicze. Była to, w gruncie rzeczy, bardzo samotna droga. Pozostawały tylko maszyny do pisania, cholernie ciężkie i bez baterii. Albo notesy i pióra, bez powerbanków. #reallife

Leopold Tyrmand zmarł 19 marca 1985 roku w nieswoim domu, w Fort Myers na Florydzie. Złapał się za serce i runął na ziemię jak długi. Kilka lat później jego syn przechadzał się po Central Parku i zobaczył na straganie książkę ze swoim nazwiskiem. Był to Zły.#deathatflorida

Badanie życia pisarza skłoniło mnie do zostania pisarzem. A jak zostać pisarzem?

Po pierwsze, pisania nauczyć się trzeba tak, jak chodzenia. To drugie następuje mniej więcej po roku, a pisanie?.. Są podręczniki, które obiecują stworzenie książki w miesiąc. Ciasto z paczki też można wypiec w kwadrans, posypać brokatem i podać na złotej paterze… Pisarstwo nie obiecuje niczego, prócz bólu. Serca, wątroby lub mózgu – zależnie od usytuowania najwrażliwszych na egzystencję ośrodków nerwowych. I żadna aktywność na instagramie tego bólu nie uśpi. #nopainnogame

Po drugie, życie pisarza nie jest usłane różami, a rachunkami, które wpycha pod drzwi nieprzychylny, niepisarski świat. Nikt pisarzowi nie powie, jak negocjować, jak niepodpalać się gonitwą, w którą wrzucają go społecznościowe media i wydawcy. „Czy da pan radę cztery książki w roku?”, pytają. Ale dlaczego miałbym „dać radę”? Dlaczego rzecz rozchodzi się wokół dawania rady, a nie dawania światu możliwie najlepszych, książkowych wypieków? Wokół pisarza wciąż toczy się wydawnicza gonitwa. Na rynek wchodzą nowi pisarze, wychodzą nowe książki. Gdzie wydać, kiedy wydać? Sami pisarze nawet mają problem z rozróżnieniem, co jest prawdą, a co nie. Siedzieliśmy swego czasu z Robertem Małeckim, dzieląc się swoimi perypetiami, aż w końcu obaj wybuchnęliśmy śmiechem.

    • Żartujesz? – mówił. – U mnie było jeszcze gorzej!

    • Nieprawda, u mnie! – przekonywałem.

Słupki, zasięgi, promocje, opinie, recenzje. Żeby wejść w rynek, trzeba wiedzieć dużo więcej, niż kiedyś. Brać na klatę, nie marudzić, przetrzymać. Nie wystarczy talent i miłość do książek. Choć bardzo bym chciał, żeby tak było. Nie obraziłbym się za powrót do czasów terkoczących maszyn do pisania. #publishers #share

Po trzecie, życie pisarza nie polega na kawie z pianką każdego dnia, choć zasięgi to lubią. To raczej prokrastynacja, znana większości z nas albo desperacka próba wyrwania się z zaklętego kręgu domowizmy. Zaliczyłem wszystkie kawiarnie w moim Toruniu i wiem, że nie ma lepszego miejsca, niż biblioteka albo dom. Dom z wysłużonym fotelem, na którym napisałem trzy książki. Oparcie się siepie, kot zostawia kłaki. Na parapecie po roku hibernacji zakwitł nam hiacynt. Jest bliższy mojemu sercu, niż kwiaty ze wszystkich kawiarni świata. #workplace

Po czwartek, życie pisarza nie polega też na ciągnięciu rozmów na Facebooku, bo nie z ich powodu pisarz jest pisarzem, choć bardzo to lubi robić, bo nie musi wtedy pisać. Ci, co ich stać, mają swoich ludzi od social mediów, ale się do tego nie przyznają. Czemu nie piszemy do swojego fryzjera czy hydraulika. Powinniśmy! Jestem przekonany, że ci majstrzy mają o wiele więcej do powiedzenia o życiu, niż niejeden z nas. Oni znają sól życia! #lifeislife

Pasaż Tyrmanda w Warszawie, fot: Marcel Woźniak

Miało być o Tyrmandzie, a zrobiłem jak Kapuściński. Był w tym jednak pewien trick. Czy gdyby dziś konta w mediach społecznościowych miał Leopold Tyrmand, wrzucałby zdjęcie z Kawiarni u Literatów, oznaczając na fotce Konwickiego i Herberta? #writerslife

W ich czasach pisarskie życie wpozostało niedostępne dla czytelników. Był zatem nimb wielkiej pani autor i pana autora, obiektów szacunku i westchnień. I był też samotny pan autor i pani autorka klepiący biedę, kruszący ostatne suchary na stosie niesprzedanch rękopisów. Pisarskie życie objawiało się więc po prostu w obranej przez pisarza drodze. Ta droga nie skadała obietnic, prócz tej jednej, że będzie się przed pisarzem wiła i spływała atramentem. Widać to bardzo na łamach Dziennika 1954.#journey #pisanie #dziennik1954

Siedzę dziś w tej kawiarni z premedytacją, za oknem już pociemniało, sąsiad z wielkim łokciem zniknął. Chciałem patrzeć na Plac Trzech Krzyży i myśleć o Tyrmandzie, wyobrażać sobie, że przechodzi za oknem. Co by powiedział na darmowe wifi? #hotspot

Przed wyjściem, wyjmuję z plecaka biografię Tyrmanda i piszę dedykację dla tych, którzy tu kiedyś wejdą i usiądą nad kawą z pianką. W środku jest wskazówka, jak trafić do Pasażu Tyrmanda i czemu Plac Trzech Krzyży. Obsługa lokalu jest zaskoczona. Dodaję pytanie o media społecznościowe, może jakiś pościk… Niestety, fanpage idzie centralnie, to sieciówka. Zostawiam książkę na półce.#nerocoffee #plactrzechkrzyzy

Szaja dzwoni. Obejrzał nagranie z kawiarni, wrzuci zapowiedź na Facebooka. Żaden z nas nie jest kotem akceptowanym za robienie zasięgów, ale jaramy się książkami. #PR

Do Torunia dojeżdżam o 23:01.

Co tak patrzysz? – pyta moja narzeczona, gdy od pół godziny wlampiam się bez ruchu w ekran.

A wiesz, chciałem mieć taki pisarski look. Ja, zamyślony nad książką…

Acha, acha. Myślałam, że po–pro-stu myślisz nad czymś, niepisarsko – mówi z uroczą kpiną. – Teraz mam pełen obraz.

Śmiejemy się chwilę. Bliskie osoby najlepiej wiedzą, jak się żyje z pisarką czy pisarzem. Mają też wpływ na jego głowę, temperują go. Mogłyby powiedzieć „wziąłbyś się do jakiejś roboty”. Ale zamiast tego wspierają i wierzą. Jak czytelnicy, tylko, że bardziej. No i czytają, jako pierwsi.#koszmar #misery

Idę ze śmieciami. Po napisaniu tego zdania nie wierzę, że napisałem je w felietonie. No więc, śmietnik. Ostatni łyk powietrza przed powrotem nad klawiaturę. Mam opowiadanie do wykończenia. A może ono ma mnie?..

Wracam. Siadam. Już 19 marca, rocznica śmierci Lolka. Jego syn, Matthew, przesłał pozdrowienia z plaży na Florydzie. Fort Myers jest niedaleko stamtąd.

Kawa grzeje się w termicznym kubku. Dysk szumi. Hiacynt rośnie. Kot przejmuje kontrolę nad światem. Jeszcze tysiąc znaków i spać, jeszcze tylko jeden trup na kartce. Żeby być pisarzem bowiem – jak mówi mistrz Stephen King – trzeba czytać i pisać. Tylko czemu doba jest tak krótka? #read #write

#autor