„W moich książkach ludzie nie giną od strzału w głowę. Ich śmierć jest o wiele bardziej spektakularna”. Długa rozmowa z Chrisem Carterem.

Nigdy nie chciał być pisarzem, więc pisze kryminały. W międzyczasie był muzykiem rockowym, tancerzem, psychologiem kryminalnym. Rozmawiał z seryjnymi mordercami, co teraz wykorzystuje w swoich książkach. Przeczytajcie rozmowę z Chrisem Carterem. 

Chris 2Chris, czy jest jeszcze w Twoim życiu coś, czego nie robiłeś?

Generalnie, to nie robiłem wielu rzeczy, ale wiem, że moja historia jest trochę zabawna. Urodziłem się w Brazylii, potem wyjechałem do Ameryki, gdzie studiowałem psychologię kryminalistyczną, później zostałem gitarzystą i grałem w zespole rockowym w Los Angeles. Później był jeszcze taki etap, że zajmowałem się sprzedażą pizzy, przewracałem hamburgery, tańczyłem, zajmowałem się programowaniem komputerowym. To nie wszystko, bo potem wyjechałem do Londynu, gdzie pracowałem jako muzyk sesyjny, więc naprawdę zajmowałem się wieloma różnymi rzeczami, ale odkąd zostałem pisarzem, to zajmuję się już tylko tym i nie planuję nic zmieniać.

Gdybyś mógł jednak wrócić do któregoś z poprzednich zajęć, które byś wybrał?

Myślę, że jednak bym nie wrócił to żadnego. Kiedy się nimi zajmowałem, to były naprawdę super. Nadal bardzo ciepło myślę o muzyce, ale nie mogę tego samego powiedzieć o pracy psychologa w Stanach Zjednoczonych. Mam wrażenie, że jeśli chodzi o szalone przestępstwa, to numerem jeden jest Rosja, a numerem dwa, właśnie USA. Do tego bym na pewno nie chciał wrócić.

Co więc urzekło Cię więc w pisarstwie, że rzuciłeś wszystko i zacząłeś tworzyć ?

Od razu zaznaczam, że wcale nie chciałem być pisarzem jako dziecko, nigdy tego nie planowałem, nie marzyłem o tym, nie pisałem opowiadań. Po prostu tak wyszło, zostałem pisarzem. Dostaję teraz pieniądze za to, że siadam przy biurku i zatapiam się w szalonym świecie, który istnieje w mojej głowie, przelewam go na papier, a ludzie chcą to czytać.

Przez wiele lat przesłuchiwałeś morderców w USA. Jest jakaś historia, która najbardziej utkwiła Ci w pamięci?

Tych historii było tak dużo, że nie mogę wyróżnić jakiejś konkretnej, chociaż nie, jedną pamiętam doskonale. Prowadziłem kiedyś rozmowę z masowym mordercą. Ale najpierw muszę wyjaśnić, co dla FBI jest masowym, a co seryjnym morderstwem. Seryjny morderca to jest człowiek, który zabija trzy lub więcej osób, ale podczas osobnych incydentów. Między tymi zabójstwami mogą występować przerwy, to może być różnica dnia, tygodnia, miesiąca, a nawet kilkunastu lat. Morderca masowy natomiast, zabija trzy lub więcej osób naraz. Przykładem mogą być incydenty w szkołach amerykańskich, gdzie ktoś się wdziera z karabinem i zabija kilkanaście osób. Wracając do meritum, kiedyś przesłuchiwałem facet, który naraz zabił pięć osób. Był w barze, pił piwo, posprzeczał się z jakimś mężczyzną i wtedy podjął decyzję, że tego kogoś zabije. Nie wyszedł jednak z nim przed bar i go nie zabił, tylko poszedł za nim do jego domu. Zabił go, jego żonę, dwie córki oraz syna. Gdy go przesłuchiwałem, to powiedziałem mu, że OK, nawet rozumiem, że chciałeś się zemścić na tym facecie, ale dlaczego zabiłeś jego całą rodzinę? Wiecie co odpowiedział? Bo byli w domu. Większość z nas nie jest w stanie sobie takiej sytuacji wyobrazić. Kiedy już zostałem pisarzem, to zauważyłem ciekawą rzecz, a mianowicie, że różnica między fikcją a rzeczywistością polega na tym, że fikcja musi mieć sens, a rzeczywistość często tego sensu nie ma. Kiedy tworzę postać zabójcy, to on musi mieć naprawdę dobry powód, żeby kogoś zabić. Bo jeżeli wymyślę powód głupi, to się to nie spodoba ani wydawcy, ani redaktorowi, ani czytelnikom.

Wspomniałeś, że Rosja to według Ciebie kraj przodujący w szalonych przestępstwach. Dlaczego tak uważasz?

Nie wiem czy znacie historię „szachownicowego mordercy”? (chodzi o Aleksandra Piczuszkina, dop. smakksiazki.pl). Wymyślił sobie, że zabije tyle samo osób ile jest kwadratów na szachownicy, czy sześćdziesiąt cztery. Działał przy użyciu młotka, ukrywał ciała zamordowanych osób. Zanim został schwytany, to zabił już pięćdziesiąt sześć osób. Podczas przesłuchania, gdy zadano mu pytanie, dlaczego zabijał, odpowiedział, że chciał pobić rekord Andrieja Czikatiłowa, który zabił pięćdziesiąt trzy osoby. W trakcie procesu okazało się jednak, że udowodniono my tylko pięćdziesiąt jeden zabójstw, więc był nijako poniżej rekordu Czikatiłowa. On na sali sądowej po prostu oszalał, zaczął krzyczeć, że policja musi szukać kolejnych ciał, ponieważ on musi pobić ten rekord. Tak więc wygląda czasem rzeczywistość, która wydaje się bardziej szalona niż fikcja.

Dużo ze swojej pracy psychologa kryminalnego przenosisz do swoich książek? Twoi bohaterowie giną w dość wyszukany sposób. Kobieta z zaszytymi ustami i kroczem, ksiądz bez głowy, skąd pomysły na takie morderstwa?

Wszystkie pomysły na morderstwa biorą się z mojej szalonej głowy. Czasem ludzie mnie pytają, jak mogę stosować takie metody mordowania, więc im odpowiadam, że każdy może to wymyślić. Na tym polega teraz mój zawód i spędzam całe dnie, żeby znaleźć sposób zamordowania bohaterów. W książce „Nocny prześladowca”, morderca zaszywa materiały wybuchowe w ciałach kobiet. Jak to wymyśliłem? Byłem na plaży z moją byłą dziewczyną i mówię jej, że mam właśnie świetny pomysł. Wszystko więc rodzi się w głowie, ale z pracy psychologa powiem jedno, że zło, jakie potrafią czynić ludzie jest naprawdę wstrząsające, bo zdarzają się sytuacje, że dziecko jest wkładane do mikrofalówki i morderca tę mikrofalówkę włącza. Okazuje się więc, że rzeczywistość jest bardziej szalona niż fikcja.

Są takie morderstwa, które powstały w Twojej głowie, ale nie przeniosłeś ich do książki, bo stwierdziłeś, że to by było już za dużo?

Jest wręcz przeciwnie. Jak się jest autorem kryminałów i wpada do głowy jakiś nowy pomysł, to zazwyczaj reaguję z entuzjazmem, a nie ze strachem. Myślę często: o, to jest super, to mogę wykorzystać w kolejnej książce. Czasem jednak się zdarza, że piszę jakąś scenę i muszę zrobić przerwę. Idę wtedy na spacer, żeby się na chwilę od tego oderwać. Nie chodzi jednak o to, że scena mnie przerażała, ale o to, że piszę o rzeczach, które są dla mnie emocjonalnie bliskie. Pamiętam, że kiedy opisywałem scenę samobójstwa i to było dla mnie niebywale trudno, bo niektórzy moi przyjaciele popełnili samobójstwo.

W jakich sytuacjach jeszcze wpadają Ci do głowy pomysły jak zamordować postacie z książek? Może siedzisz na fotelu dentystycznym i nagle dostajesz olśnienia?

Ja o tym myślę przez cały czas, więc nie ma to znaczenia czy jestem w restauracji, w klubie, na basenie, na siłowni. Mówię często znajomym: o, mam super pomysł. Oni często nawet nie chcą tego już słuchać.

Jak tworzyłaś postać Roberta Huntera? Wzorowałeś się na innych bohaterach kryminałów, Kurcie Wallanderze, Fabianie Risku, Malin Fors?

Huntera stworzyłem tak naprawdę z niczego. W moich książkach występuje Hunter i Garcia, i oni mają moje cechy. Garcia ma długie włosy i urodził się w Brazylii, czyli zupełnie tak jak ja. Natomiast Hunter ma inne moje cechy: cierpi na bezsenność, pracował jako psycholog zajmujący się sprawami kryminalnymi, bardzo lubi whisky. Dałem im moje cechy dlatego, że najłatwiej jest mi pisać o rzeczach, które znam. Gdy piszę więc o bezsenności, to jest to dla mnie prosty temat, bo z bezsennością walczę na co dzień i wiem o czym mówię. Hunter jest więc moim pomysłem, i muszę zdradzić, że w mojej pierwszej książce go uśmierciłem. Gdy zobaczył to mój agent, powiedział, że nie ma mowy, Hunter musi żyć, bo będzie bohaterem serii książek.

To prawda, że Twoją ulubioną autorką jest Tess Gerritsen?

Czytałem jej książki jeszcze zanim pomyślałem, że zostanę pisarzem. Teraz wydaje mi się to dosyć zabawne, że spotkałem ją na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. To jest podobna sytuacja do tej, że gdy jesteś muzykiem i widzisz na scenie Marylina Mansona, a potem się okazuje, że występujecie w tym samym programie telewizyjnym. Podobną sytuację miałem podczas panelu literackiego w Dubaju, gdzie rozmawiałem z Ianem Rankinem, który książki pisze od dwudziestu lat, więc to jest dość zdumiewające, do jakich sytuacji prowadzi nas czasami życie.

Twoje życie to jednak nie tylko wymyślanie morderstw. Angażujesz się też charytatywnie i na jednej z aukcji można było wylicytować zostanie jednym z bohaterów Twojej książki.

To wszystko zaczęło się od mojego wydawnictwa, które wymyśliło konkurs i poprosiło czytelników, żeby przesyłali szalone pomysły na morderstwo. Później zwróciła się do mnie organizacja charytatywna, która działa dla dzieci z chorobami nowotworowymi. Oni wymyślili aukcję, której zwycięzca stanie się bohaterem książki. Jeśli ktoś wygrywa moją aukcję, to zostaje ofiarą. I okazuje się, że tym ludziom nie jest wszystko jedno jak zginą, nie chcą zginąć od strzału w głowę, tylko chcą zginąć jakąś potworną śmiercią.

Jaką im więc zgotowałeś śmierć?

Próbuję sobie to przypomnieć. Dziewczyna, która wygrała aukcję, została ukąszona przez osy. Nie takie normalne osy, ale takie gigantyczne, które zabijają nawet tarantule. Ta dziewczyna została zamknięta w pudle z tymi osami, one się jej dostawały do nosa, do mózgu. Wyobraźcie sobie, że zwyciężczyni aukcji była tym absolutnie zachwycona.

Tatuaże są w jakiś sposób związane z Twoimi książkami, czy jest to pozostałość po byciu muzykiem rockowym?

Tatuaże to jest taka zabawna rzecz, bo każdy ma do nich inne nastawienie. Na prawym ramieniu mam postać z „Krucyfiksu”, jeśli czytaliście książkę, to wiadomo do czego nawiązuje. Mam też wytatuowane serce, które pojawiło dlatego, bo byłem nieszczęśliwie zakochany. Bardzo lubię też czaszki, kwiatki.

 

Zdjęcia: Wydawnictwo Sonia Draga