„Niepokorni” ukażą się już jesienią. Co w środku? Co z serialem na podstawie książek? Vincent Severski odpowiada.

Vincent V. Severski, fot: materiały prasowe Wydawnictwa Czarna Owca

13479293_1300444289984660_413166602_nNajnowsza książka Vincenta Severskiego ujrzy światło dzienne jesienią. Autor ma już jednak w głowie kolejny cykl, który zacznie pisać być może jeszcze w tym roku. Rozmawiamy o pisaniu, serialu, który ma powstać na podstawie jego książek, a także o Henningu Mankellu.

Czytelnicy czekają na Twoją kolejną książkę, na jakim jesteś etapie i co w ogóle możesz zdradzić w kwestii tytułu, fabuły, objętości?

Tytuł już jest zaklepany, „Niepokorni”. Część osób mówi, że to będzie czwarta część trylogii, ale to będzie suplement, czyli zamknięcie wszystkich wątków. Jeśli zaś chodzi o objętość, to nie będą to gabaryty poprzednich części, bo będzie miało około 400 stron. Mniej więcej wiem jakie będzie zakończenie, ale może bohaterowie nawet i mnie zaskoczą. Myślę, że jest dużo zwrotów akcji, dużo niespodzianek, mam nadzieję, że fani będą zadowoleni.

Tą książką temat zamykasz całkowicie, czy w Twoich przyszłych książkach bohaterowie mogą się pojawić?

Bardzo się przyzwyczaiłem do postaci z moich książek, polubiłem je. Nieskromnie powiem, że wiele postaci ma swoich fanów, więc tak by smutno było, jakby nagle zniknęły. Nikogo nie uśmiercam, chociaż trupy będą, bo przecież nic tak nie ożywia powieści jak trupy. Natomiast w nowym cyklu, który już mam w głowie, niektóre postacie będą się pojawiać w trzecim planie, jako taki ukłon w stronę tych bohaterów, ich pierwowzorów, ale przede wszystkim, do czytelników.

Poruszę teraz temat tabu i poproszę Cię, żebyś pierwszy raz publicznie powiedział coś na temat serialu, który ma powstać na podstawie Twoich książek.

Prace nad serialem trwają, tyle mogę powiedzieć. Prace scenariuszowe i organizacyjne są już zaawansowane, niestety, nie mogę powiedzieć dużo więcej na tym etapie, bo to jest tajemnica handlowa.

Możemy powiedzieć, że serial na pewno powstanie?

Na pewno rozpoczęły się prace, zostały zainwestowane pieniądze, więc duże szanse są, że ten serial będzie. Firma, która się wzięła za produkcję, jest firmą o światowej renomie, więc mam nadzieję, że wszystko się dobrze zakończy.

Reszta jest owiana tajemnicą?

Na razie tak. Niestety, warunki umowy mnie zobowiązują do powściągliwości.

Odchodząc od tematu serialu, masz wrażenie, że obecna sytuacja polityczna na świecie wpływa na sprzedaż Twoich książek?

„Nielegalni” ukazali się w 2011 roku, a w dalszym ciągu się dobrze sprzedają, a przecież wtedy sytuacja na świecie była zupełnie inna. Jak jest dobra powieść, nie chcę, żeby to zabrzmiało nieskromnie, to ona zawsze się będzie dobrze sprzedawać. Bo jeśli autor to wszystko dobrze nakreśli, uogólni pewne zjawiska, to one zawsze będą aktualne. Mówi się, że jak autor pisze pierwszą książkę, to wiadomo, że pisze z serca, że się rozlicza ze swoim życiem, z wrogami, z przyjaciółmi, komuś chce przywalić kogoś pochwalić. Ale to jest błąd, bo taka książka szybko traci aktualność i wypada z obiegu. Nie wolno się rozliczać, ale trzeba dotykać problemów, które są ważne, bo tego czytelnik oczekuje. James Bond przecież zawsze walczy ze światowym złem, to jest temat zawsze aktualny, bo zawsze jest jakieś zło.

Czyli tak jak u Henninga Mankella? Jego książki wciąż są na czasie.

Właśnie tak. Jego książki się nie starzeją, bo każda powieść oprócz trupa, zawiera jakiś ważny temat, który ilustruje popełnioną zbrodnię. Tam przeczytamy o emigrantach, o przemocy wobec kobiet, itd. Mankell sam był aktywistą lewicowym, a teraz by trzeba powiedzieć lewackim. To w jego książkach nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, dodaje im wartości. To był wspaniały człowiek, który pisał też książki dla dzieci. Trzeba więc mieć w sobie pewne pokłady wrażliwości, żeby książkę dla dzieci napisać.

Jak piszesz to czytasz, czy masz czytelniczy celibat?

Prozy nie czytam, zajmuję się tylko tym, co jest mi potrzebne do książki. Jak się czyta powieść, to trzeba podążać za bohaterem, wczuć się w to. Próbowałem czytać, ale po dwóch stronach niczego nie pamiętałem, bo myślałem o swojej książce. Poza tym, wydawcy sugerują, żeby w międzyczasie nie czytać. Natomiast jak nie piszę, to czytam bardzo dużo, wtedy się łapie język, podpatruje się innych. Jak skończyłem czytać „Millennium”, to usiadłem do pisania swoich książek, miałem to świeżo w głowie.

zdjęcie główne: archiwum V.Severskiego

zdjęcie w tekście: Wydawnictwo Czarna Owca