Almanach kobiecy. Leopold Tyrmand: model do składania

Lolek i Beverly de Luscia, 1966. Archiwum Mary Ellen Tyrmand

Odnoszę wrażenie, że walczysz z kobietami. Nie możesz się z nimi pogodzić i nie o to chodzi, powinieneś czy nie, ale o to, że tu już na pewno nie ma wygranej. Tu przegramy zawsze, jeśli nasz stosunek do nich ustawimy jako rozgrywkę – pisał do Tyrmanda Sławomir Mrożek. Zapraszam na dziewiąty felieton o Leopoldzie Tyrmandzie.

Almanach kobiecy. Co to takiego? Album, zbiór i kalejdoskop twarzy, które przemknęły przez życie Tyrmanda, a on postanowił je zatrzymać. Kim były? Czy pisarz faktycznie był amantem, jak pisano po latach? Co o tym sądzimy?

Zdaniem pani Basi Hoff – jak widać na większości zdjęć – wokół Tyrmanda stali głównie mężczyźni. Uwielbiał męski sznyt, braterstwo i męską solidarność.

Był chłopcem, który nie rozumiał samego siebiepisał w Życiu towarzyskim i uczuciowymo dzieciństwie Mikołaja Planka, swojego alter ego:– Gdy wszyscy tańczyli, stał oparty o fortepian albo siedział przy perkusji, w pozie oznaczającej ironiczną obojętność.

Jak pisze dalej, zazdrościł im beztroski, ponieważ sam nieustannie chciał dbać o niezależność.

Męczyła go obsesja godności, wykrzywiająca się łatwo w urażoną wrażliwość – podsumowuje. – Albowiem jak tu uwolnić się od warunkujących wszystko współzależności tylko dlatego, że właśnie jest zabawa?

Janina Balukiewicz, wileńska miłość Leopolda. Fotografię podarowała mu w 1946 roku

Nazywał ją jasnowłosym Elfem. Po wybuchu wojny wylądował w Wilnie i dopiero tam zaczął dorosły etap życia. W stolicy Litwy życie artystyczne kwitło. Tak poznał Jankę – siedział w pierwszym rzędzie w teatrze, a ona występowała na scenie. Gdy do miasta weszli Niemcy, romans szybko się zakończył. To ona widziała, jak Tyrmanda i Zawiszę pakują do wojskowego łazika Sowieci z NKWD i to jej ojciec zabronił widywania się z Żydem.

Młodzieńcza miłość Tyrmanda zostaje brutalnie podeptana ciężkimi butami. Żydzi umieszczani są w getcie albo od biorą ich lasów w Ponarach. Każdy kontakt z nimi jest surowo karany. Wkrótce Tyrmand weźmie na nazistach odwet…

Erni. Archiwum Mary Ellen Tyrmand

Gdy Lolek ucieka do Niemiec, pracuje we Frankfurcie nad Menem oraz Wiedniu, udaje tam Francuza z Warszawy. Tak mówią papiery. Spotyka się tam z Niemką, która wkrótce zostawia go… dla Niemca.

Nigdy nie pojmę, jak ty mogłaś to zrobić? Jak mogłaś? – zapisze po latach w Filipie.Przecież niemożliwe jest, żebym nie przebiegł jej przez myśl, przez pamięć, moje oczy, moje usta lub tylko moje istnienie. I wybrała… (…) I oto znalazłem się w samym środku rezerwatu bolesnej, płaczliwej ironii, zamazującej serce pozytywnym rozżaleniem na własny los, do którego przez ten cały czas starałem się nie wpuścić nawet samego siebie.

Sypiał z Niemkami, bo za to Polakom groziła kara śmierci – wspomina Matthew Tyrmand. – A on w dodatku był obrzezany. To musiała być niezła adrenalina.

Jak mówi tytułowy bohater książki, „dla skrzywdzonych dwudziestotrzylatków miłość jest jedną z racji istnienia”. Może dlatego Tyrmand bierze odwet na Niemcach i na odwrocie fotografii Erni zapisuje dumnie: „zhańbienie rasy”.

Rysia, lata 50. Archiwum Mary Ellen Tyrmand

Poznają się na gruzach wyzwolonej Warszawy. Rysia, nazywana też Czusią, jest córką działacza Józefa Stemlera – jednego z czterech uniewinnionych w „procesie szesnastu”. To ona namawia go na (ponowny?) chrzest i 29 czerwca 1951 roku – razem ze Stefanem Kisielewskim – są świadkami na ceremonii, którą prowadzi ksiądz Jan Zieja. Tyrmand z Rysią będą razem pięć lat – to wtedy Lolek odnisie największe dziennikarskie sukcesy. A potem wszystko się posypie. Jak zawsze, gdy odchodzi kobieta.

Według wspomnień z Dziennika 1954 coś „po prostu nie wyszło”. Ale pisarz Jerzy Przeździecki, choć nie chce mówić o szczegółach, przyznaje, że to Tyrmand sam wpakował się w kłopoty i nie był w porządku wobec dziewczyny. Co przeskrobał? Rysia nieraz jeszcze Tyrmandowi się przyśni.

MARYSIA

Nie ma do czego wracać – mówi po latach Maria Iwaszkiewicz. Spędzieli ze sobą kilka miesięcy na przełomie 1951 i 1952 roku. Jak zapisze potem Tyrmand, „po rozstaniu się z Rysią zapragnąłem potępieńczo małżeństwa. Bałem się śmiertelnie zmarnowanego życia, bałem się, że jest już za późno…” Niektórzy będą zarzucać Lolkowi chęć wżenienia się w rodzinę Iwaszkiewiczów. Ale to nieprawda – do Jarosława nigdy nie pałał sympatią.

Ślad po krótkim romansie wypływa na światło dzienne dość nieoczekiwanie, w 2016 roku. W Stawiskach odnaleziony zostaje rękopis opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza Trzydzieści godzin. Powieść detektywistyczna. Maszynopis liczy dziewięć stron formatu A4. Tyrmand jest jedną z postaci, występuje jako „Tyrmand”. Tekst można przeczytać w „Zeszytach Literackich”.

Była akurat po rozwodzie, szukała pociechy po przejściach i tarapatach pierwszego małżeństwa– zapisał 20 lutego w Dzienniku 1954. – Ja byłem właśnie po rozstaniu z Rysią. Odetchnęliśmy po naszych przejściach przez paromiesięczną chwilę przy sobie. Potem poznałem ją z mym przyjacielem, Jankiem Wołosiukiem, nie wiedząc, że kroję romans.

KRYSIA

Zdjęcie Krystyny na basenie Legii. Archiwum Mary Elle Tyrmand

Albo Bogna. Poznają się, gdy ona uczy się do matury. To ona jest słynną „lolitą” z Dziennika 1954. Po latach wcale nie będzie z tego wspomnienia dumna i zarzuci Tyrmandowi, że był despotyczny i próbował ją urobić według własnych potrzeb. Pewnym jest, że w literackiej przestrzeni dziennika dziewczyna ma „szesnaście i coś wiosen”, a podupadający na zdrowiu, biedny i bezrobotny Tyrmand żyje z udzielania jej korepetycji. Romans z nastolatką nie przeszkadza mu w spotykaniu się z innymi kobietami, co szczegółowo w diariuszu opisuje. Jedną z zabawniejszych jest historia kolacji w krakowskim hotelu, na którą jedzie mając w kieszeni ostatnie grosze. Obiecuje sobie, że zapłacą po połowie, ale w przypływie emocji, po burzliwej kłótni unosi się honorem i pokrywa sam rachunek, a później nie ma na powrotny bilet do Warszawy. Jednocześnie, wciąż myśli o Rysi. Wkrótce dowiaduje się, że wyszła za mąż.

– Kiedyś, przed dekadą, wystarczyło trafnie włączyć kontakt myśli –zapisuje 18 lutego 1954.– Wystarczyło napięcie naskórka, rąk, ust, ud – aby to „coś” zaczynało wibrować jak prąd w całym organizmie, by zapaliło lampy rozsadzających doznań. A teraz czekam daremnie.

Cała historia z Krysią kończy się wiosną 1954 roku. Ona zdaje maturę, on kończy pisać dziennik, bo podpisuje umowę na Złego. Podobno fotografię Krysi przez lata będzie trzymać na biurku.

KOPIEJKA

Małgorzata, pierwsza żona. Nazwisko – Żurowska, po pierwszym mężu matki, ale jej ojcem naprawdę jest Ludwik Rubel. Znany też, jako Ludwik Tyśmienicki, przeszedł z Andersem bojowy szlak aż pod Monte Cassino, redagował „Dziennik Żołnierza” wydawany przez 2 Korpus Polski w latach 1943–1946. W powojennej Polsce jest na cenzurowanym, mieszka w Londynie. O pochodzeniu Małgosi wiedzą nieliczni. Ci, jak na przykład Jan Kott, nazywają Rublównę po prostu Kopiejką. Lolek nazywa ją „cielątkiem”. Po plotkach o jej romansie z amerykańskim jazzmanem, ma powiedzieć „mnie się nie zdradza!” Ich małżeństwo przemyka, jak meteor. Małgosia jest dużo młodsza, zaczęła dopiero co studia na Akademii Sztuk Pięknych. Według niej, miała być pierwowzorem postaci Marty Majewskiej ze Złego. Ale nie zgadzają się daty. Gdy się poznawali, maszynopis książki był już gotowy.

BASIA

– Nie jestem byłą żoną Tyrmanda – mówi pani Basia Hoff, gdy pytam o przeszłość.

Z początku się nie polubili. Pisała dla „Przekroju” artykuł o sopockim festiwalu jazzowym i Lolek nie zrobił na niej wielkiego wrażenia. Wbrew podejrzeniom Kopiejki, spotkali się dopiero po jego rozwodzie. Gdy się oświadczył, również nie zgodziła się od razu.

Przeszli razem wiele. Telefony z pogróżkami, tajemnicza śmierć jej ojca, podsłuchy w ścianach, brak zgody na wydanie paszportu, gdy po ciężkiej chorobie chciała wyjechać na kurację. Widziała, jak zaciskał pięści na kołdrze, jak zaciskał usta ze złości i nie spał miesiącami ze stresów.

Pożegnali się w 1965 roku, gdy wyjeżdzał z Polski. Nie wiedziała, że już nigdy nie wróci, choć wiedziała, że mają już swoje oddzielne życia. Rozwiedli się korespondencyjnie. Gdy Tyrmand miał odesłać z Ameryki papiery rozwodowe, miał czelność poprosiłć o wsadzenie do koperty znaczka na list zwrotny.

Historia z Tyrmandem wydarzyła się pół wieku temu, podczas gdy od czterdziestu lat jest szczęśliwie zamężna. Mimo to, o Lolku nigdy nie dałaby powiedzieć złego słowa. Wie, że zawsze ją szanował i kochał. Po artykule pt Bokseł, pijak i dziwkarzwysmażyła do redakcji „Gazety Wyborczej” sprostowanie. Nie podobała się jej także książkaZły TyrmandMariusza Urbanka, ale jej uwagi do treści nie zostały uwzględnione w drugim wydaniu. Gdy Polskę odwiedziła kilka lat temu Mary Ellen Tyrmand, wdowa po Tyrmandzie, pani Basia nie chciała brać udziału w spotkaniu „byłych żon Tyrmanda”.

BEVERLY

To Beverly pomogła Tyrmandowi w zyskaniu sławy w USA. Wbrew namowom agenta literackiego, przetłumaczone na angielski zapiski z podróży po Ameryce wysłał do redakcji „The New Yorker” i gazeta przyjęła je entuzjastycznie. Ale to Beverly, niczym anioł stróż, czuwała nad Lolkiem tłumaczyła mu realia rynkowe amerykańskiej prasy. Niewykluczone, że pomogła mu też w transkrypcji rękopisu.

Lolek i Beverly de Luscia, 1966. Archiwum Mary Ellen Tyrmand

MARY ELLEN

W starej, japońskiej komodzie odnalazła listy. W pamięci były zatarte, jak dawno temu wypowiedziane słowa. Aż do wtedy. Korespondencja przypomniała jej, jak się to zaczęło. Nie ona jedna była pod wrażeniem tekstów polskiego imigranta, dziennikarza piszącego na łamach „The New Yorker”. Ale na tyle uporczywie zabiegała o spotkanie, że w końcu do niego doszło, na Cooper Square. Nie spodobały mu się jej przesadnie umalowane usta. Usta dziewczyny młodszej o dwadzieścia pięć lat. Ona kończyła właśnie iberystykę na Yale, on był u szczytu popularności. A jednak myliłby się ten, kto sądziłby, że to Tyrmand uwiódł młodą studentkę. Było odwotnie, a największą rolę odegrały tu właśnie listy. Podróżujący po ośrodkach naukowych Lolek korespondował z młodą Mary Ellen, a ta coraz bardziej, jak kropla, drążyła skałę jego serca. Była nią zafascynowany, ale bał się. Ona, wbrew sprzeciwowi rodziców, nie miała w sobie strachu.

Państwo Tyrmandowie, lata 70. Archiwum Mary Ellen Tyrmand

List Sławomira Mrożka do Tyrmanda. Paryż, 6.04.1969:

(…) Odnoszę wrażenie, że walczysz z kobietami. Nie możesz się z nimi pogodzić i nie o to chodzi, powinieneś czy nie, ale o to, że tu już na pewno nie ma wygranej. Tu przegramy zawsze, jeśli nasz stosunek do nich ustawimy jako rozgrywkę. Tu naprawdę nie ma silnych, żeby przytoczyć zdanie ze „Złego”. (…) Zaryzykowałbym stwierdzenie, że masz odczucie tragiczne całej tej sprawy, w dosłownie wielkim wymiarze tragedii. Że jest coś nieodwracalne, nieuniknione, a jednak nie do przyjęcia przez człowieka. (…) Jest w tym żądaniu coś z tęsknoty do czystości i trwałości, bardzo ludzkie pożądanie, żeby coś nareszcie było takie, jakie chcemy, określone, trwałe, żeby to krzesło było z oparciem. Może i to jest element Twojego niezgadzania się na kobiety mistrzynie w nieokreślonym.

Nie wiadomo, jaką moc sprawczą miał mentorski głos autora Tanga, ale kilka miesiecy później Tyrmand ożenił się po raz trzeci. I ostatni. Ślubu udzielał pijany ksiądz, a rodzina Mary Ellen decyzji córki nie akceptowała.

Był to najszczęśliwszy i najdłuższy związek pisarza, który w swoim życiu tyle razy odtrącał, co bywał odtrącany. Wybudowali wspólnie dom i zamieszkali w nim na kilka miesięcy przed nieoczekiwaną śmiercią Leopolda. Mary Ellen również patrzyła na niego, gdy leżał na łóżku. Nie zaciskał już ze złości pięści. Żona miewała ataki paniki – jeden z lekarzy stwierdził, że chodzi o ich małżeństwo. Po czasie okazało się, że miał rację. Mary Ellen czuła, być może we śnie, że jej mąż oddycha inaczej, inaczej sypia, a może inaczej patrzy. Czuła, że nie jest sobą. Zmarł nieoczekiwanie na atak serca. Kolejne miesiąca to wyrwa w pamięci wdowy po nim – była tak rozbita jego śmiercią, że z pogrzebu, przeprowadzki i żałoby nie pamięta zupełnie nic.

Dwadzieścia pięć lat później odnalazła ich wspólne listy. Przy pomocy Doroty Tuszyńskiej opracowała je i wydała. To wtedy przyjechała do Polski i – ostatecznie – nie spotkała się z Basią Hoff.

Z resztą, to był wieczór Mary Ellen – wspomina pani Basia. – I jej książka. Po co tam ja w tym wszystkim?

TAJEMNICZY LIST

Kobiety Tyrmanda? Kochał je i walczył z nimi całe życie. W archiwum pisarza – raptem jeden, tajemniczy list, pełen wspomnień o pocałunkach i pieszczotach. Ale coś jakby ktoś tam grzebał w archiwum i wyciągnął kilka niewygodnych kartek. W komodzie – album ze zdjęciami. Osobliwy to album, bo pełen kobiet i dziewcząt zdobytych, ustrzelonych i pokochanych. Jest elf, esesmanka, dziennikarka, żony. Po co to trzymał? Po co kolekcjonował twarze? W 1981 roku, trzy dni przed narodzinami dziecka, spisał wspomnienia ze swojej młodości. Jedno z nich dotyczyło pokojówek, które przebierały się w mieszkaniu po drugiej stronie ulicy. Tak, jakby chciał zatrzymać swoją młodość w momencie nadchodzącej starości.

Ostatnia refleksja Mrożka w liście do Tyrmanda z 6.04.1969:

Z książki „Komu bije dzwon” najmądrzejszy dla mnie jest tytuł. Rzecz wyjaśniona w motto tejże książki: „Nie pytaj, komu bije dzwon. Zawsze bije dla Ciebie”.

Marcel Woźniak