Krótki poradnik, jak zostać szpiegiem. Trzecia część cyklu „Leopold Tyrmand. Model do składania”

Wystarczy czternaście razy zmieniać tożsamość. Albo drukować ulotki o Piłsudskim na poddaszu. Chyba, że przyjdzie po ciebie NKWD. A wtedy więzienie, epidemia tyfusu, zsyłka. Gdyby spojrzeć na to po latach, z perspektywy Wenezueli czy USA nie jest to nic wielkiego. Ale najpierw trzeba przeżyć. Zapraszam na trzeci felieton o Leopoldzie Tyrmandzie.

W garderobie urządzają sobie sparingi bokserskie. Lubią wileński dom doktorowej Kiakszto, mieszkają w nim aktorzy, artyści, dyrektor teatru. I oni, Lolek Tyrmand i Leszek Zawisza. Jest zima 1940 roku. Dla Leopolda Tyrmanda nie jest to pierwsza, zagraniczna wyprawa. W 1940 roku nie wie, że może się wkrótce okazać ostatnią.

Le Corbusier i frytki

Jeszcze w 1937 roku jego najdalszym wojażem jest budująca się Gdynia, ale już rok później wyjeżdża do Paryża. Sławomir Mrożek:

(…) Te Leopoldowe studia w Paryżu nie były takie, jak niegdyś wojaże Jana Kochanowskiego do Padwy, czy później Bronisława Malinowskiego do London School of Economics. Ani nawet takie, jak wysyłanie do tegoż Paryża czy do Brukseli żydowskich synów z Polski przez ich zamożne rodziny.

Sławomir Mrożek i Leopold Tyrmand. Zdjęcie z książki Wydawnictwa Literackiego „W emigracyjnym labiryncie. Listy 1965-1982”. Archiwum domowe Leopolda Tyrmanda.

Stypendium na studia architektoniczne załatwia sobie sam. Pomagają mu umiejętności rysownicze i niezłe oceny na maturze zdanej w Gimnazjum im. Kreczmara na Wilczej, które – w przeciwieństwie do Słonimskiego – z powodzeniem kończy.

W Paryżu ścieśniony horyzont ulicy Trębackiej rozrasta się aż po Sekwanę, gdzie miasto pulsuje jazzem, modą i miłością. Lolek udziela korepetycji, starcza mu na fasolę z frytkami. Zachwyca się A-tisket, a-tasket Elli Fitzgerald, idzie też na pierwszy koncert jazzowy (klik). Gdy wygrywają akademickie mistrzostwa w koszykówkę, nagrodę wręcza mu słynny Le Corbusier.

Wraca na wakacje do Polski przepełniony melodią wielkiego świata. Jest lato 1939. Polska wygrywa 4:2 z Węgrami w piłkę nożną, mecz oglądają wspólnie z Kazikiem, kolegą z gimnazjum Kreczmara. Obaj na zawsze pozostaną na maturalnym zdjęciu uśmiechnięci, gotowi na podróż w prawdziwe, dorosłe życie. Dorosłość zaskakuje ich wczesnym rankiem 1 września 1939.

Zapraszam państwa do gazu

W tym samym czasie rodzice Tyrmanda zostają w Warszawie. Ani ojciec Mieczysław, ani mama Maryla nie wiedzą jeszcze, że właśnie rozpoczyna się najkrwawszy rozdział w historii XX wieku i że w ich genealogicznym drzewie za sześć lat nie zostanie praktycznie nikt.

Trafiają do warszawskiego getta, a w 1942 roku wywiezieni zostają do obozu Majdanek. Tam, na wielkim placu, Mieczysław widzi Marylę ostatni raz. Potem trafia do mieszczących się po prawej stronie obozu niskich baraków z komorami gazowymi.

W tym samym czasie jego syn, gdzieś daleko na Wschodzie, zastanawia się czy powinien w lewym paszporcie wpisać fałszywe nazwisko czy zostawić prawdziwe (klik).

Maryla przeżywa selekcję i trafia wkrótce do fabryki amunicji pod Częstochową. Nie wie, że jej syn – z fałszywymi dokumentami – pracuje jako kelner w Niemczech, a potem na statku. Nie wie też, że w pierwszych dniach 1944 roku wszyscy mieszkańcy ulicy Trębackiej otrzymują w salach Teatru Wielkiego strzał w tył głowy. Historię tę na łamach „Przekroju” opisze po wojnie Czesław Miłosz.

Wileński łącznik

Lolek ucieka na Wschód. Przez Brześć i Lwów dociera do do Wilna. Wilno nasze, a my Rosjan, mówią miejscowi, gdy sowieckie wojska zajmują Litwę.

Zima 1940 roku jest bardzo sroga. To dlatego Lolek dostaje szalik od niedawno poznanego Franciszka Walickiego. Za szesnaście lat zorganizują pierwszy w Polsce festiwal jazzowy, zaś za czterdzieści siedem – Franek posądzi Lolka o współpracę z Sowietami. W 1987 roku Tyrmand nie będzie mógł zaprzeczyć, tak jak nie mogą zaprzeczyć inni zmarli z cmentarza pod Nowym Jorkiem.

Legitymacja studencka z Wilna. Archiwum KGB w Wilnie

W 1940 to Zawisza postanawia wciągnąć Lolka do pracy w konspiracji. Tyrmand, wciąż posiadając legitymację studenta studiów humanistycznych, dorabia, jako felietonista w „Prawdzie Komsomolskiej”. Kolega Franek również w tej gazecie pracuje, jako rysownik, ale o podwójnym życiu kolegi nie wie.

Tyrmand wstępuje do AK, składając przysięgę na ręce Juliana Kulikowskiego ze Związku Walki Zbrojnej – później pułkownika w I Oddziale Organizacyjnym Komendy Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej. Kontaktem w Wilnie jest niejaki Babinicz. Jego nazwisko od początku brzmi niewiarygodnie, bo jak z Sienkiewicza.

– Pracuję w wywiadzie, nie polskim wprawdzie, lecz sprzymierzonym – mówi. – Więc mogę wyrobić odpowiednie papiery. Ale na to będę potrzebował czasu.

Jest ich trzech, obok Lolka i Leszka jest jeszcze Andrzej. Przerzucają drobne paczki, załatwiają wyjazd poszukiwanego szpiega, szmuglują towar. A obok tego odbywają sparingi bokserskie w garderobie – pomieszczenia na poddaszu domu doktorowej Kiakszto przy Portowej 22 są spore. Robota przyprawia ich o dreszcz emocji, ale wielka wojna rozgrywa się gdzieś daleko. Babinicz przychodzi ich raz odwiedzić. Czy im pomoże – tego nie mówi. Wkrótce zaprasza ich do siebie, dzień przed Wielkanocą 1941. Ich uwagę zwracają wojskowe buty pracującej w domu służby.

Po powrocie na Portową przezornie zakopują niektóre książki w ogrodzie na tyłach domu. Mają nosa – w nocy dochodzi do nalotu.

Buty łomoczą na schodach, po chwili otwierają kopnięciem drzwi na pierwszym piętrze. Rewizja i świecenie latarkami po oczach. Żołnierze szukają materiałów obciążających chłopaków. Na środku biurka stawiają znalezioną w pokoju małą, amerykańską flagą.

Do Lolka idzie właśnie Janka, znajoma aktorka z wileńskiego teatra. „Wspinałam się do domu, gdy minął mnie patrol NKWD” – powie po latach Mariuszowi Urbankowi w książce Zły Tyrmand. Jej wspomnienia okażą się kluczowe.

Trzech muszkieterów trafia na Łukiszki. Wiedzą jedno: wsypał ich Babinicz. Z decyzji o aresztowaniu:

Wilno, 15.04.1941

Tyrmand jest jednym z dowódców polskiej młodzieżowej nielegalnej kontrrewolucyjnej organizacji. Prowadzi aktywną działalność w celu zwerbowania młodzieży do organizacji. Rozpowszechnia nielegalną literaturę organizacji. Udostępnia swoje mieszkanie na spotkania przywódców organizacji. Na jednym z nich Tyrmand występował i żądał aktywnych działań w walce z władzą sowiecką na Litwie o niepodległość byłej kapitalistycznej Polski.

Teczka Leopolda Tyrmanda. Archiwum KGB w Wilnie

W więzieniu spędzają trzy miesiące. Ciągłe przesłuchania, spanie przy świetle, zastraszanie. Tyrmand ma podobno dostać wyrok dwadzieścia pięć lat. Zawisza po latach wspomni o ośmiu. W archiwach KGB informacji o konkretnym wyroku – brak. Wiadomo, że gdy w czerwcu 1941 do Wilna wkraczają Niemcy, więźniowie ruszają transportem na Wschód. A stamtąd się nigdy nie wraca. Po latach Tyrmand napisze:

Więzienie, zwłaszcza w totalizmach, polega przede wszystkim na strachu, że mogą ze mną zrobić co chcą, a ja nie mogę nic, ani bronić się, ani argumentować, ani uciekać. Przebywałem kiedyś w Wilnie na Łukiszkach; byłem młody, siedziało mi się znakomicie, gdyż walka o jakieś święte sprawy wydawała mi się jeszcze wartością samą w sobie, ale wybuchł tam tyfus i zrozumiałem jak bardzo odmówioną mam szansę ratunku, ja ubezwłasnowolniony.

Muszkieterowie uciekają ze zbombardowanego pociągu, wkrótce ich drogi się rozchodzą. W Wilnie powstaje getto, Niemcy rozstrzeliwują Żydów w Ponarach. Tyrmand ucieka i ukrywa się z innymi Polakami, o czym historię poznaliście w poprzednim felietonie.

Kolaboracja, której nie było

Po wojnie życzliwi ludzie plotkują o rzekomej współpracy Tyrmanda z Sowietami. O jego prawdziwej wojennej historii – nie wiedzą. Lolek w latach 50. idzie korytarzem w jednym z budynków ministerialnych, gdy z naprzeciwka nadchodzi… Babinicz. Mężczyzna udaje, że go nie zna. Jak się okazuje, obaj są członkami Związku Literatów Polskich.

W latach 60. MSW zakłada Babiniczowi teczkę. Na początku XXI wieku u Joanny Siedleckiej przeczytamy o Babiniczu:

Do 1937 roku mieszkał w 14 miejscowościach. W latach 1923-1925 podejrzewano go o szpiegostwo na niekorzyść Polski. Był przez pewien czas konfidentem policji. (…) W archiwach Oddziału II MSW figuruje jako agent gestapo. Z listu ambasadora RP w Moskwie, prof. Kota, z roku 1941 wynika, że Polacy z Wilna podzielali zarzuty o szpiegostwo Babinicza na rzecz Niemiec, denuncjowanie Polaków i wydawanie ich w ręce gestapo. W 1940 został zdemaskowany przez władze radzieckie i przewerbowany. (…) W 1955 jego sprawę przedstawiono do decyzji Departamentu III Julii Bristigerowej, przekazała ją jednak do archiwum

Babinicz umiera na zawał w 1969 roku. Po latach wdowa po nim w liście do autora Złego Tyrmanda zapewnia, że nic z tych rzeczy nie jest prawdą.

Zawisza zostaje w latach 70. profesorem architektury na uniwersytecie w wenezuelskim Caracas. W jednym z listów do Tyrmanda spyta: Czyli co? Już chyba nigdy nie dowiemy się, jak było naprawdę.

Tyrmand umiera w 1985. W 1987 Franciszek Walicki opowiada na pewnym spotkaniu w „Hybrydach” o współpracy Lolka z „Prawdą Komsomolską”. O działalności konspiracyjnej – nie wspomina. W 2017 roku słyszę, że ktoś chce wydać teksty z tej gazety. Wybucham śmiechem i mówię, że to szukanie sensacji.

Archiwa nie płoną

W 2016 roku poszukuję dokumentów, które pozwoliłyby ustalić, jak z Tyrmandem było naprawdę. W archiwach KGB odnajduję teczkę Lolka. Są akta, są sprawozdania z przesłuchania. A wreszcie – jest niepodległościowa gazeta, którą miał wydawać. W rubryczce z nazwiskami osób przeglądających papiery, zauważam świeży wpis: „Babinicz”, a obok data: 2014.01.24.

Blednę. Czy to możliwe, że ta szpiegowska historia wciąż trwa? – pytam siebie.

Szukam domu przy Portowej 22, ale taka ulica już nie istnieje. W jej miejscu biegnie Pamenkalno Gatve, obok Tauro Gatve, gdzie mieszkał Miłosz.

Numerację zmieniano wielokrotnie, więc odwiedzam kolejno blisko dwadzieścia domów. Mam w pamięci słowa Janki Balukiewicz o „wspinaniu się do domu”. Ale co to oznacza? Że po schodach? Po wzgórzu? Po płytach?

Do ostatniego z domów prowadzą wąskie schody, zachodzę tam bez większej nadziei. Na elewacji – numer 32. W środku – wykusze, dębowa biblioteka, luksfery i szklane, rozsuwane drzwi. Mieści się tam Dom – Muzeum Rodziny Venclova. To tam od 1945 roku mieszkali słynni litewscy pisarze – Tomas i jego ojciec, Antanas.

– Nikt tu podczas wojny nie przebywał. Właściciel, doktor Kiakszto został wywieziony z Wilna, gdy wybuchła wojna – zapewniają dziewczyny, pracujące w fundacji.

Siadam w aucie na parkingu, gotów do odjazdu. Towarzyszy mi uczucie małej porażki. Dom wydawał się na wyciągnięcie ręki, powinien być gdzieś tutaj. Dwa dni po powrocie do Torunia jeszcze raz włączam plik ze wspomnieniami Leszka Zawiszy. Tymi o sparingach bokserskich i Babiniczu. W jednym z akapitów czytam: W dolnym pokoju mieszkała doktorowa Kiakszto…

Jakaś straszna myśl fermentuje mi w głowie. Nie, myślę. Nie mogłem być aż tak nieuważny. Przekopuję gorączkowo papiery, to blendąc, to pęczniejąc do czerwoności, aż wreszcie mam pewność. – To ten dom! – krzyczę z podniecenia.

Natychmiast piszę do Justyny z Domu Venclovów. Nie wierzy mi, więc wysyłam wspomnienia Zawiszy, wrzucając je do translatora Google.

Dom pisarzy

Tak oto przecinają się ścieżki dwóch pisarskich historii. Tyrmanda, o którym nie wiadomo było, gdzie mieszkał oraz Venclova, który nie wiedział, kto mieszkał w jego domu przed nim.

Spotkanie w Wilnie. Po lewej, Justyna z Domu – Muzeum Venclovów

Historię Tyrmanda, Babinicza i archiwów opisuję w książce Biografia Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka jak moje życie. W Domu Venclovów organizujemy w listopadzie 2016 spotkanie, przychodzą wykładowczynie z Centrum Polonistycznego, polonia.

W kącie książkę przegląda litewski archiwista. Pod koniec lektury rozdziału o Wilnie, wybucha śmiechem.

– Babinys! – krzyczy. – To nie Babinicz przeglądał niedawno te archiwa, tylko Babinys. To mój kolega, pracuje w tym archiwum.

Wszyscy się śmiejemy z tej historii, która jest równie nieprawdopodobna, co autentyczna.

Czyli co, myślę sobie. Już nigdy się nie dowiemy, jak to z tymi szpiegami było naprawdę.

Marcel Woźniak