„Kryminały pomagają skopać tyłek Diabłu”. Tony Parsons dla smakksiazki.pl

fot: facebook.com/Tony Parsons

Rozmawiają o Brexicie, o byciu mężem Japonki, o Kubie Rozpruwaczu, Londynie, kryminałach i końcu świata. Marta Guzowska przepytuje Tonego Parsonsa, którego najnowsza książka „Rzeźnik”, czyli druga część trylogii z detektywem Maxem Wolfe’em w roli głównej, właśnie ukazała się w Polsce. 

Czy głosował Pan za Brexitem, czy przeciwko?

Za.

O! A dlaczego?

Bo uważam, że Unia Europejska jest anty-demokratyczna, skorumpowana i niekompetentna. Waluta się nie sprawdza – euro to katastrofa dla milionów bezrobotnych młodych ludzi w całej Europie. Głosowałem za Brexitem ponieważ wierzę, że każdy kraj powinien kontrolować swoje prawa, swoją walutę, swoje granice i swój los. Nikt nie głosował na bogatych staruchów w Brukseli i nikt nie może ich wyrzucić z zajmowanych stanowisk. Szczerze mówiąc, czekam już na to, żeby zobaczyć upadek Unii, tak jak widziałem upadek komunizmu. Tożsamość narodowa jest warta ocalenia. UE to upadła idea rodem z XX wieku.

Chyba jednak ma pan trochę wyrzuty sumienia z powodu takiego, a nie innego wyniku referendum, skoro tak gęsto się Pan tłumaczy 🙂 Ale w Pana powieściach kryminalnych, z których dwie: „Krwawa wyliczanka” i „Rzeźnik” ukazały się po polsku nakładem wydawnictwa Albatros, nie ma polityki. Można wręcz odnieść wrażenie, że Pana bohaterowie nie czytają gazet i nie oglądają telewizji, chyba, że wiadomości podają informacje na temat śledztwa. Myśli Pan, że polityka nie nadaje się do kryminałów?

W moich książkach wszystko jest podporządkowane opowieści. I wszystkie wykorzystane elementy muszą sprawić, żeby opowieść przykuwała uwagę. Jeśli ktoś chce pisać o polityce, powinien prawdopodobnie przerzucić się na dziennikarstwo – tam polityka jest nieprzefiltrowana i nierozcieńczona wątkiem, bohaterami i akcją. Więc, szczerze mówiąc, polityka nie przychodzi mi do głowy, kiedy piszę kryminały. Ona gdzieś tam jest, w tle, ale najważniejsza jest historia, którą opowiadam.

Pana kryminały z serii z Maksem Wolfem dzieją się w Londynie. Pan też tam mieszka. Jak wpływ ma na Pana to wielokulturowe miasto?

Myślę, że większość ludzi mieszkających w Londynie czuje się obywatelami świata, ja też. Ale w moim przypadku, moja osobista sytuacja ma większe znaczenie niż miasto, w którym mieszkam. Od 24 lat jestem mężem Japonki – przy naszym stole mówi się w obu językach. Więc naprawdę, jak każdy londyńczyk, jestem obywatelem świata.

Sądząc z Pana powieści, kocha Pan to miasto i jest Pan zafascynowany jego historią. Myślał Pan o umieszczeniu akcji którejś ze swoich powieści w Londynie przeszłości? Oczywiście natychmiast przychodzi na myśl przypadek Kuby Rozpruwacza…

Nie, nigdy nie miałem ochoty umieszczać akcji powieści w przeszłości. Trudno to dobrze zrobić – odtworzyć te wszystkie drobiazgi, które tworzą atmosferę, a które ze swoich własnych czasów zna się niejako z automatu. Także kiedy po raz pierwszy zacząłem myśleć opowieściach z Maksem Wolfem, uzmysłowiłem sobie, że wszyscy wielcy autorzy kryminałów – od Arthura Conan Doyle’a po Raymonda Chandlera – pisali powieści osadzone w czasach sobie współczesnych. Pisanie o teraźniejszości jest dla mnie dostatecznie dużym wyzwaniem.

fot: facebook.com/Tony Parsons

Jednym z najbardziej fascynujących opisanych przez Pana miejsc dotyczących zbrodniczej przeszłości Londynu jest mieszczące się w Scotland Yardzie Czarne Muzeum (muzeum historii policji). Czy takie miejsce naprawdę istnieje?

Tak, Czarne Muzeum jest prawdziwe, to pokój 101 w Nowym Scotland Yardzie i nosi oficjalną nazwę Muzeum Zbrodni Policji Metropolitalnej (Crime Museum of the Metropolitan Police). Wszystko tam jest prawie dokładnie takie, jak opisałem w powieściach. Jedyna większa różnica to fakt, że mój kurator jest sierżantem na służbie, podczas gdy prawdziwy kurator Czarnego Muzeum to emerytowany detektyw. Czarne Muzeum jest fascynujące ponieważ zawiera zapis londyńskich zbrodni wstecz aż do czasów Kuby Rozpruwacza. Jest to prawdopodobnie również pomieszczenie do którego najtrudniej się dostać w całym Londynie – wielu wysokich stopniem oficerów policji nigdy nie było w środku. Umieściłem je w powieściach z Maksem Wolfem, ponieważ chciałem stworzyć rodzaj wyroczni, do której Max może się zwrócić, coś takiego jak Yoda w Gwiezdnych wojnach! Człowieka i miejsce z ogromnym doświadczeniem i mądrością, do których można się udać po radę i wskazówki. Wykorzystałem więc prawdziwe Czarne Muzeum. Nie przestaje mnie zdumiewać, że nikt przede mną na to nie wpadł, Czarne Muzeum aż prosi się, żeby je umieścić na kartach powieści.

Wspomina Pan klasyków, Christie i Chandlera. Pana powieści kryminalne także są w pewnym sensie klasyczne: głównym bohaterem jest policjant. Czy w ten sposób łatwiej jest konstruować historię (bo policjant w sposób naturalny ma do czynienia ze zbrodniami), czy trudniej (bo trzeba się troszczyć o wiarygodne przedstawienie wszystkich szczegółów pracy policyjnej)?

Policjant jako główny bohater ma niejako wbudowany dramatyzm – zawsze jest nowa zbrodnia, nowy grzech, nowe zło, z którym trzeba walczyć. Dramat jest integralną częścią jego świata i właśnie dlatego pisarze tak często korzystają z takiego rozwiązania. Oczywiście to prawda, trzeba się zatroszczyć o detale, żeby czytelnik uwierzył w historię. Ale nie trzeba znać WSZYSTKICH szczegółów pracy policji, ani ich przedstawiać. John Le Carre powiedział kiedyś, że pisarz musi dążyć do „wiarygodności, nie autentyczności” – co znaczy, że musi skłonić czytelnika do wiary w całość historii i jest to ważniejsze niż sprawdzanie każdego najdrobniejszego detalu. Ja się staram sprawdzać moje detale, ale nie boję się też zmyślać rzeczy, jeśli tylko służy to historii. Wielu policjantów i policjantek, zarówno w czynnej służbie jak i emerytowanych, powiedziało mi, że uwielbiają powieści z Maksem Wolfem. Bardzo mnie cieszy, że te książki wydają się autentyczne ludziom, którzy spędzili cale życie w świecie policji.

W takim razie jak pan sprawdza te wszystkie detale, żeby nadać historii pozory wiarygodności? Czy zwiedza Pan posterunki policji, czy tylko je Pan sobie wyobraża? Czy konsultuje Pan teksty z policjantami?

Kurator Czarnego Muzeum, emerytowany detektyw Paul Bickley, pomógł mi zrozumieć pracę policji. Pokazał mi coś, co nigdy wcześniej do mnie nie docierało. Paul pomógł mi pojąć, że policjant nigdy nie wie, czy pod koniec dnia wróci do domu. Rozmowy z Paulem o jego czasach w mundurze, o tym jak służył podczas zamieszek, kiedy jeden z jego kolegów został zabity, pomogły mi zrozumieć jak to jest być gliną.

Oczywiście oprócz tego robiłem badania źródłowe do każdej z opisywanych przeze mnie historii. Spędziłem trochę czasu w Old Bailey, naszym głównym sądzie kryminalnym, w Nowym Scotland Yardzie, głównej kwaterze policji w Londynie – po prostu przyglądając się, wchłaniając atmosferę i pijąc herbatę. Ale dalej używałem już wyobraźni – same zebrane informacje to jeszcze za mało. Staram się docierać do miejsc, których innych pisarze nie widzieli – na przykład do wspomnianego już Czarnego Muzeum. Moim zdaniem to daje mi przewagę nad innymi autorami. A to jest dobre dla książki, dobre dla opowieści.

Pisze Pan kryminały, ale czy czyta je Pan również dla przyjemności? Czy to dla Pana zbyt wiele?

Jak najbardziej czytam kryminały dla przyjemności! Ale czytam tez inne rzeczy W tej chwili Apple Tree Yard Louise Doughty, powieść o kobiecie po pięćdziesiątce, która nagle wdaje się w szalony, owładnięty seksualną obsesją romans. Czytam też autobiografię Wilko Johnsona, muzyka rockowego, który przetrwał raka. Kiedy skończę te książki, znowu poczytam trochę kryminałów, ale moje gusta literackie obejmują naprawdę wszystkie gatunki. Myślę, że to dobrze wpływa na moje pisanie. Chodzi przecież o to, żeby uchwycić życie, jakie się wokół nas toczy, a nie żeby napisać kolejną kryminalną zagadkę.

Jak Pan myśli, dlaczego ludzie w ogóle czytają kryminały?

Myślę, że kryminały mają tak wielki wpływ na naszą wyobraźnię, ponieważ w statecznym rozrachunku chodzi w nich o walkę dobra ze złem. Co prawda w moich książkach jest dużo moralnej dwuznaczności, ale mam wrażenie, że ostatecznie kryminały to prawie biblijne bitwy między silami światła i ciemności. Wiemy, że świat jest okrutny i złowrogi i chcemy ochronić tych, których kochamy przed jego ciemną stroną. Kryminały pomagają nam uwierzyć, że jesteśmy w stanie pokonać Diabła – albo przynajmniej solidnie skopać mu tyłek.

Zabić Diabła, to byłby koniec świata. Proszę niech Pan więc wymieni jedną książkę, którą chciałby Pan ocalić, gdyby świat zmierzał ku końcowi.

Książka, którą naprawdę kocham to Sekretna historia Donny Tartt. To opowieść o morderstwie, ale także o przyjaźni, dorastaniu i o tym, że życie przybiera kierunek, którego się nie spodziewamy. To wspaniała historia opowiedziana przez cudowną pisarkę.

Też uwielbiam Donnę Tartt, ale Sekretna historia to gruba cegła, trudno by z nią pod pachą uciekać przed zagładą. Miejmy więc nadzieję, że końca świata nie będzie. Dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję.