W zeszłym tygodniu spotkałem się (wirtualnie) z Zygmuntem Miłoszewskim oraz Jakubem Szamałkiem, żeby pogadać trochę o wpływie nowych technologii na pisarską robotę. Rozmowę prowadził Kubę Szamałek i chyba wypadła dość interesująco (przynajmniej tak mi donosili czytelnicy). Mieliśmy jednak jeszcze poruszyć jeden temat, na który nie starczyło czasu. Czy kryminały będzie w przyszłości pisać za nas sztuczna inteligencja?
No więc jestem przekonany, że to technicznie jak najbardziej możliwe. Już powstają pierwsze powieści napisane przez sztuczną inteligencję, jak „1 the road”, o której jeden z krytyków napisał, że nie ma tam żadnej fabuły, ale znalazło się w niej kilka uderzających i zapadających w pamięć akapitów. Z kolei firma ScriptBook chwali się, że w przeciągu pięciu lat opracuje program do pisania scenariuszy, którego dzieła będą lepsze od tych napisanych przez człowieka. Wierzę w te zapewnienia, bo na jakimś poziomie literatura to zbiór reguł, motywów, pomysłów, którymi można mniej lub bardziej swobodnie żonglować i układać z nich kolejne fabuły. Trudno wymyślić coś absolutnie nowego. Wszyscy mniej lub bardziej odbijamy się chociażby od campbellowskiej drogi bohatera, szukamy pierwszego i drugiego zwrotu akcji, skupiamy się na strukturze trzech aktów i tak dalej. Wszyscy też wiemy, że 99 proc. kryminałów zaczyna się od sceny, w której ktoś kogoś morduje, potem pojawia się śledczy, śledczy zabiera się za rozwiązywanie sprawy, po drodze ginie od pięciu do dziesięciu osób, a na końcu winny zostaje ukarany. Nie wygląda to jak coś, czego nie mogłaby napisać sztuczna inteligencja.
www.unsplash.com/Michael Dziedzic
Moim zdaniem jednak samo pytanie powinno być zadane inaczej. Czy ludzie będą chcieli czytać teksty napisane przez sztuczną inteligencję? No więc moim zdaniem, nie.
Dlaczego? W klasycznej powieści „O czym śnią elektryczne owce” (na podstawie której potem Ridley Scott nakręcił kultowego „Blade Runnera”) Philip K. Dick zadaje pytanie, co różni człowieka od androida? I daje odpowiedź – empatia. To właśnie empatia, zdolność wczuwania się w drugiego człowieka, odróżnia nas od najbardziej inteligentnej nawet maszyny. Gdybym był złośliwy… Cholera, nie – po prostu, będę złośliwy i powiem, że już teraz niektóre powieści, nawet uznanych polskich autorów, wyglądają tak, jakby były napisane przez sztuczną inteligencję. Brakuje w nich po prostu empatii dla postaci. Czytam to i kręcę głową z niedowierzaniem i chcę raz po raz krzyczeć, że ludzie po prostu się tak nie zachowują! I nie chodzi mi o to poczucie, że JA zachowałbym się inaczej. Nie. Żadna żywa istota postawiona w takiej sytuacji nie zrobiłaby tego, co postać w tej powieści.
No, ale takie książki też się sprzedają. Ku mojemu zaskoczeniu, mają też spore grono wielbicieli. I nie będę udawał, że to rozumiem. Gusta czytelnicze kilka razy mnie już zaskoczyły i zdążyłem się do tego przyzwyczaić.
Wciąż jednak uważam, że książka to miejsce spotkania dwóch istot ludzkich – czytelnika i pisarza. I w pewien sposób wspólnie tworzymy tę opowieść. Wspólnie ją przeżywamy. Ja, bo ją napisałem. Państwo, bo ją czytacie. A czytając, uruchomiacie swoją wyobraźnię. Przefiltrowujecie mojej słowa przez waszą wrażliwość, światopogląd, doświadczenie życiowe. Czytanie, które wydaje się być czynnością bardzo pasywną, jest w tym ujęciu czynnością wymagającą wielkiej aktywności. To wielka rozmowa. W książce szukam (i wierzę, że nie tylko ja) drugiego człowieka. Jego uczuć, jego przemyśleń, jego marzeń i obaw.
I w tym upatruję nadzieję. Bo sztuczna inteligencja, zgodnie z zapowiedziami ScriptBook, może będzie pisała rzeczy lepsze od ludzi. Może będzie pisała od nas szybciej (nawet od Remigiusza Mroza) i może będzie żądała niższych honorariów.
Ale czy będzie miała cokolwiek ciekawego do powiedzenia?
Wojciech Chmielarz